Photo: http://kirkreinert.com/
Uwielbiam gimnastykę i uwielbiam Pepsi Eliot,... i jej przekazy - wszystkie.
Dzisiaj będzie tylko o gimnastyce. Nie zwracam uwagi na to czy mi się chce ćwiczyć, czy dopadło mnie lenistwo. Po paru ruchach - lenistwo znika - gwarantuję. Mówię sobie (swojemu leniowi), wobec tego dzisiaj tylko 2 minutki. Z dwóch minutek, nawet nie zauważam kiedy robi się 4 minuty, a późnie już jestem nakręcona, i ćwiczę nawet dłużej niż w dniach tak zwanych aktywnych - bez lenia.
Nie wiem jak można nie mieć czasu na tak cenne dobrodziejstwo dla zdrowia. Żadne cudowne lekarstwo nie da tyle zdrowia i energii, ile da nam, codzienna, regularna, dopasowana do swoich możliwości gimnastyka.
Nigdy nie latam na zbiorowe fitnessy, z wielu względów, mn.in. szkoda mi czasu (potem mówimy, że nie mamy czasu). Nie mówię, że to złe, ale domowe, własne jest dużo lepsze, podobnie jak domowy posiłek i restauracyjny. Od czasu do czasu, czemu nie.
Domowy zawsze zdrowszy i oszczędniejszy.
Ostatnio czytałam Pepsi Eliot. Przyznam, że ma dziewczyna dobre pióro i potrafi posłużyć się nim, aby wyrazić to o co jej chodzi.
Pepsi Eliot pisze:
Kiedyś na prawdę bardzo dawno temu, potrafiłyśmy jedną ręką zawiesić się na gałęzi, a drugą tulić dziecko.
Byłyśmy bardzo silne, bardzo wytrzymałe i bardzo elastyczne. Z powodu niskiego poziomu testosteronu nasze mięśnie nie były ani zbyt widoczne, ani zbyt duże. Mężczyźni byli więksi i mieli duże i widoczne mięśnie. Lwica może pokonać lwa. Lwica umie szybko biec, zaatakować i zdobyć pożywienie. Oczywiście, że jest mniejsza od lwa. No problem. W naturze samice potrafią dać sobie radę z powodu silnego, wytrzymałego i elastycznego ciała. Samice ptaków bez problemu dolecą tu i tam. Szympansica jest mniejsza od swojego partnera, ale bez trudu wykonuje ćwiczenia z obciążeniem własnego ciała, dokładnie takie same jak jej partner płci męskiej.
Wiadomo dlaczego przestałyśmy być tak silne, tak wytrzymałe i tak elastyczne, bo mężczyźni (i my same też), przypisali nam inne role. Ale w końcu doszło do tego, że także mężczyźni stracili swoją siłę, wytrzymałość i elastyczność.
Zadacie mi pytanie: po co dziś być silnym, wytrzymałym i elastycznym?
Owszem, liczy się fajny wygląd. Ale do dzisiejszych kanonów piękna dla kobiety wystarczy, że składa się z kości, minimalnej, bliskiej zeru ilości mięśni i tłuszczu właśnie. Którego nie interpretuje się jako tłuszcz, bo jest równomiernie rozłożony. Na brzuchu go nie widać, bo anorektyczne porcje jedzenia, nie są wprawdzie w stanie nikogo odżywić, ale też nie powodują odkładania się tłuszczu na brzuchu. Do tego różne stymulatory metabolizmu, a to pecik, a to kawka, a czasami coś bardziej hajowego.
Bardzo subiektywnie.
Dla mnie taka ulotna istota, bez namacalnego życia, słaniająca się na swoich szczudełkach nigdy nie była kanonem piękna. Ani obiektem zazdrości. Nawet trochę jej współczułam. Szczególnie kiedy wyobraziłam ją sobie jako staruszkę falującą na wietrze. Ten kanon kobiecego piękna wydaje mi się jakiś wręcz „chorowity” i mało przydatny w życiu. Chociaż z drugiej strony u boku włoskiego milionera i playboya, jakby bardzo dobrze się komponujący.
No i mamy też kanon piękna dla faceta.
Gość dobrze wyglądający w t-shircie. Gość z widocznymi mięśniami. No nie za dużymi, bo koksu raczej nie wszystkim się podoba. No taki z okładki Men’s Health. Gość z mięśniami, ale bez przydatnej siły. Z mięśniami, ale słabym kręgosłupem i stawami. Gość z bezużytecznym mięsem narzuconym na siebie. Opalony, niekiedy w solarce. Ale też trzeba przyznać sprawiedliwie, że również na nartach czy grze w plażową siatkówkę.
Oczywiście są wyjątki. Że niektórzy zachwycają się dziewczynami w sobie , a niektóre z kolei lubią sznurówkowatych informatyków, czy intelektualistów. Gardzących jakimikolwiek mięśniami, czy też po prostu wysiłkiem fizycznym.
Więc po co mi ta wielka siła, ta wielka wytrzymałość i ta wielka elastyczność?
Zostałaś witarianką.
Zostałeś witarianinem.
Spodziewasz się długiego życia. Chcesz żyć w zdrowiu. Ludzie nie marzą, żeby długo żyć w chorobie. Chcą być sprawni i zdrowi do ostatnich swoich godzin i ewentualnie są w stanie zgodzić się na śmierć z powodu baaardzo sędziwej starości we śnie.
Nie możesz długo (w domyśle, nie z respiratorem constans w pozycji poziomej) żyć, kiedy nie masz mocnego i elastycznego kręgosłupa, mocnych i elastycznych stawów, mocnych i elastycznych wiązadeł i mięśni. Szit. Taka jest prawda.
I choćbyś zjadał najzdrowszą żywność świata, z największą ilością enzymów, bez mądrych, podkreślam mądrych, świadomych, ćwiczeń fizycznych z obciążeniem własnego ciała nie wzmocnisz i nie uelastycznisz swojego kręgosłupa.
A bez tego nie będziesz długo żyć. Żyć tak jak chcesz.
Jakbyś z jakiś niewyjaśnionych powodów musiał zrezygnować ze wszystkich ćwiczeń, to nigdy nie rezygnuj z tych, które pozwalają Ci zrobić mostek.
Wczoraj wspomniałam o książce „Skazany na trening” Paula Wade, to jest dzieło, które polecam każdemu. To światowy bestseller, ale nie dlatego, że to modny trend. To po prostu żywa prawda. Jak siła, wytrzymałość i elastyczność mogą dać wielką siłę psychiczną i pozwolić przetrwać 20 lat w jednym z najostrzejszych zakładów penitencjarnych w stanach.
Ale nie zrażajcie się tym niszowym klimatem, prawdy o treningu tam zawartym są UNIWERSALNE.
To siła, wytrzymałość, elastyczność, czyli też joga i silny duch.
Po przeczytaniu tej książki nie mogłam spać.
A więc znowu wracam do początków. Nawet wymówię to słowo, cofam się. A więc wracam do zera. Jakbym żadnego mądrego treningu nie zrobiła. Do tej pory. Zarzucam moje wciąż niedoskonałe pompki i krokodylki. Przejdę więc drogę od nowa do doskonałości. Na moją miarę.
Moje dotychczasowe ćwiczenia były niedoskonałe. To eufemizm. Były złe, wyrządzały mi szkodę. A mogły nawet krzywdę. Nie używałam odpowiednich mięśni, bo ich nie wyrobiłam. Rozczarowana byłam też moimi postępami. Stale było bardzo trudno. A powinno być coraz łatwiej. Żebym mogła podwyższać poprzeczkę i przechodzić na wyższe poziomy jak w grze. Niestety tylko w bieganiu mi się to udawało. W miarę. Pewnie postępy byłyby większe, jakbym robiła dobrze inne ćwiczenia.
Cały trening o którym mówię, opiera się tylko na sześciu podstawowych ćwiczeniach z obciążeniem własnego ciała. Ćwiczenia te wykonujesz dokładnie, z odpowiednim natężeniem i dopasowujesz ich poziom do progresu, który następuje, prowadząc cię do doskonałości. Doskonałości porównywalnej, a nawet większej, bo o wiele zdrowszej niż u najlepszych gimnastyków świata, którzy często wyniszczają swoje ciała.
Wczoraj zaczęłam od zera.
3 x po pięćdziesiąt pompek przy …. ścianie.
2 sekundy na fazę koncentryczną, sekunda zatrzymania i 2 sekundy na powrót.
Nie śmiejcie się. Te moje poprzednie 100 pompek z treningów można o dupę potłuc. Dzisiaj czuję mięśnie o których nie miałam pojęcia, że je mam, chociaż ostatnie kilka lat spędziłam na intensywnych jak mi się wydawało treningach.
A teraz przepiszę specjalnie dla Was mały akapicik tej książki, strona 37, z rozdziału pod tytułem Śmierć klubom fitness.
Chwilowo zignorujmy więc profesjonalnych zawodników i współczesnych olimpijczyków… … Co z resztą z nas?
Pozostali ludzie dowiadują się – z czasopism i programów telewizyjnych, od guru fitnessu, a nawet od instytucji prozdrowotnych – że jeśli chce się być w formie, trzeba iść do siłowni czy klubu fitness. Co to oznacza? Generalnie spotykamy się tam dziś z dwoma rzeczami: maszynami do treningu cardio oraz z ćwiczeniami z obciążeniem zewnętrznym (albo z ciężarkami swobodnymi, albo na drogich maszynach oporowych).
Trudno wymyślić coś bardziej jałowego, przygnębiającego i nudnego niż sznur bieżni i rowerków stacjonarnych we współczesnym klubie fitness. Wszyscy widzieliśmy te ćwiczenia: długie rzędy bywalców klubu, którzy w ciszy biegną donikąd, pedałują w miejscu, czy wchodzą na nieistniejące schody – robiąc to wszystko z minimalną intensywnością i nie zyskując prawie nic w zakresie sprawności fizycznej w realnym świecie.
Czytaj dalej:
tutaj
Blog Pepsi:
http://pepsieliot.wordpress.com/