Monday, October 29, 2012

Z cyklu Moja Historia - Wrzodziejące zapalenie jelita grubego.


Każdy, komu  przytrafiło się schorzenie o nazwie Colitis Ulcerosa, czyli wrzodziejące zapalenie jelita grubego zna więcej lekarzy niż niejeden agent ubezpieczeniowy. Od internistów, parazytologów, gastrologów, neurologów, psychiatrów, itd, aż po medycynę naturalną. Każdy specjalista daje swoje rady, lekarstwa, a choroba jest uparta i ani myśli dać spokój umęczonemu, sfrustrowanemu człowiekowi. Człowiek z CU jest spięty, nerwowy, któż by nie był myśląc ciągle, aby być w pobliżu toalety.
Choroba zaliczana jest praktycznie do nieuleczalnych.
Jest powiedzenie "nie ma chorób nieuleczalnych, są tylko choroby źle leczone". Również w przypadku CU oraz więcej można spotkać ludzi, którzy całkowiecie poradzili sobie z tym problemami jelit, jak np.  Paul Nison (choroba Crohna)

Dzisiaj polecam stronę następnego zwyczajnego człowieka, (jak sam skromnie określa  siebie autor), który nie poprzestał na wyroczniach współczesnej medycyny i sam postanowił wziąć sprawę w swoje ręce. Obecnie dzieli się swoimi doświadczeniami, porażkami i sukcesami.
Myślę, że lepiej uczyć się na czyichś błędach niż cierpieć niepotrzebnie.

A to Robert i jego historia - Jak leczę Colitis Ulcerosa
 Gorąco polecam.
***
Witaj na stronie poświęconej opisowi mojej drogi leczenia choroby Colitis Ulcerosa (wrzodziejące zapalenie jelita grubego) – choroby farmakologicznie nieuleczalnej, wobec której współczesna medycyna jest jak na razie bezradna (oferuje jedynie kontrolę stanu chorego i starania mające na celu zahamowanie choroby lecz nie jej uleczenie). Więcej o Colitis Ulcerosa można przeczytać na stronach Internetu i tam odsyłam czytelnika.
Jestem zwyczajnym człowiekiem, mężczyzną w wieku ponad 30 lat (to “ponad” to już całkiem spore ponad :P ). Mam wspaniałą żonę i dwójkę dzieci. Z zawodu jestem informatykiem i mieszkam w Warszawie.

Badanie histopatologiczne
Badanie endoskopowe
Colitis Ulcerosa zdiagnozowano i potwierdzono u mnie w grudniu 2009 roku. Uprzednio przez kilka miesięcy próbowano mnie leczyć na hemoroidy, zatrucia pokarmowe itp. Dopiero gdy trafiłem do proktologa, ten skierował mnie na kolonoskopię. Badanie endoskopowe i histopatologiczne potwierdziło, iż moje jelito jest zaatakowane przez wrzodziejące zapalenie jelita. Lekarz oczywiście mi wytłumaczył dosyć szczegółowo czym się charakteryzuje ta choroba, jak z nią żyć, jakie leki zażywać i czego unikać w diecie. Wytłumaczył również, iż przyczyna choroby nie jest znana medycynie. Podobnie rzecz ma się z możliwością jej wyleczenia – oznajmił mi, iż będę zmuszony do dożywotniego brania tabletek. Przepisał mi Asamax w tabletkach i czopkach. Na szczęście bardzo dobrze zareagowałem na lek i objawy CU ustąpiły po kilku dniach. We współpracy z lekarzem zmniejszałem dawki leków aż po kilku miesiącach całkowicie zapomniałem o chorobie (i tabletkach również). Niestety również zacząłem zapominać o ograniczaniu diety wedle zaleceń proktologa i stopniowo dodawałem “zabronione” składniki. Prowadziłem również normalny tryb życia – bez większych ograniczeń i zakazów (niestety niezbyt zdrowy tryb życia).
Po kilku kolejnych miesiącach choroba dała znać o sobie ponownie. Tym razem trafiłem na wizytę do gastroenterologa (wyczytałem gdzieś, iż to właściwy specjalista od CU). Miła pani gastroenterolog przejrzała wyniki moich badań, historię leczenia i ponownie zapisała Asamax. Wykorzystałem pozostały czas wizyty by nieco porozmawiać o chorobie. Ku mojej radości pani stwierdziła, iż żadne szczególne modyfikowanie diety nie jest konieczne. Kluczowym miało być natomiast regularne zażywanie lekarstw. W sumie to bardziej komfortowa sytuacja jak dla mnie – pomyślałem. Skonsultowałem się również nieco później z innym gastroenterologiem. Tym razem był to lekarz z USA z ośrodka, który leczy tylko i wyłącznie choroby takie jak C&C. Również ów lekarz potwierdził mi zalecenia mojej gastroenterolog (choć wedle Jego słów dawki leków powinny być większe i nigdy nie powinno się przerywać przyjmowania medykamentów – nawet przy remisji). Nawiasem mówiąc, nikt przedtem tak pięknie i obrazowo nie opisał mi mojej choroby i bezradności medycyny wobec niej – byłem pod dużym wrażeniem ekspresji tego lekarza. Stosowałem się zatem do zaleceń, znów w dosyć szybkim czasie doprowadzając do zaniku objawów.
Jednak wciąż coś nie dawało mi spokoju… Pewnego dnia siadłem przy komputerze i rozpocząłem poszukiwania w Internecie. Poszukiwania trwały kilka miesięcy i doprowadziły mnie do momentu, w którym się obecnie znajduję. Na początku oczywiście odnalazłem mnóstwo różnego rodzaju diet i zaleceń. Jednak nie wydały mi się one zbyt sensowne i nawet nie próbowałem ich stosować. Czytałem o nich ale nie kwapiłem się do aplikowania – nie przemawiały do mnie zwyczajnie. W pewnym momencie odnalazłem w Internecie informację o diecie Gersona – to był przełom. Poszedłem z dalszymi poszukiwaniami w tym właśnie kierunku. Wkrótce potem trafiłem na stronę Dave-a Klein-a i informację o Jego książce i osiągnięciach, odkryłem strony Paula Nisona, Instytutu Hipokratesa, ruchu Living Nutrition itp – zachęcam do samodzielnych poszukiwań. Przez wiele dni studiowałem materiały z tych stron i zdecydowałem się na zakup książki Dave Klein-a pt. “Self Healing Colitis & Crohn’s“. Jak tylko książkę dostałem w swoje ręce oddałem się lekturze. Potem przeczytałem jeszcze raz… No i zaczęła się rewolucja…
Z książki dowiedziałem się, iż lekarze związani z medycyną naturalną (nie tą opartą na farmakologii) leczą (i to nie przez usunięcie jelita) schorzenia takie jak CU czy CD. Co więcej – leczą je z wielkim powodzeniem i bez żadnych problemów. Znają również przyczynę naszej choroby – według Nich przyczynami są niezdrowe odżywianie się (dieta oparta o mięso, potrawy mączne, nabiał, przetworzone pokarmy, chemicznie konserwowaną żywność, nadmiar białka i tłuszczów itd), niewłaściwy sposób jedzenia pokarmów (przejadanie się, jedzenie o niewłaściwej porze, niewystarczające żucie pokarmów…), nadmiar stresu, zbyt mało snu. Czynników jest wiele – co więcej są to rzeczy “oczywiste”, z których sobie prawdopodobnie zdajemy sprawę ale mamy je w głębokim poważaniu i w efekcie masowo chorujemy na różnego rodzaju choroby nękające obecnie ludzkość. Książka zawiera również mnóstwo opisów traktujących o tym, jak działają na nasze jelito poszczególne składniki diety “standardowej” i leczniczej, wyjaśnia przyczyny takiego a nie innego podejścia do leczenia itd.
Nie jestem w stanie opisać ogromu informacji zawartych w niemal 300 stronach książki w kilku wpisach na stronie internetowej. Dlatego zdecydowanie polecam lekturę całej książki a nie tylko fragmentów zawartych na mojej stronie – zdecydowałem się na stworzenie tej strony z myślą o umieszczeniu informacji w języku polskim, iż taka książka w ogóle istnieje i nie jesteśmy w sytuacji beznadziejnej :) . Chciałem też nieco wspomóc osoby, które nie są w stanie przeczytać książki w języku angielskim (o co byłem bardzo proszony). Jednak proszę nie oceniać samej książki i metody dr Klein- a na podstawie moich wpisów – są zbyt lakoniczne i nie pokrywają nawet ułamka informacji, które są zawarte w samej książce. Lekturę tej książki poleciłbym dosłownie każdemu człowiekowi na Ziemi. Informacje w niej zawarte mogą się przydać, moim zdaniem, wszystkim- nie tylko tym, którzy chorują na Colitis Ulcerosa, chorobę Crohn-a czy inne choroby układu pokarmowego.
Z książki dowiedziałem się również jak można wyleczyć moją chorobę. Wymaga to zmiany sposobu odżywiania się i sposobu życia. Jednak przy uciążliwościach jakie za sobą niesie życie z Colitis Ulcerosa chętnie zaakceptowałem na te zmiany :) . Oto one:
  • sposób żywienia zmieniłem na “surowy” wegański (inaczej raw food diet, raw vegan, dieta witariańska)
  • zacząłem dużo spać (minimum 8 godzin dziennie a najchętniej 10-12 godzin dziennie)
  • nie denerwuję się, nie stresuję i unikam takich sytuacji jak mogę – w moim przypadku to nerwy najbardziej niekorzystnie wpływają na jelito
  • staram się chodzić na spacery, obcować z przyrodą
  • staram się codziennie aplikować ćwiczenia fizyczne
  • niestety nie byłem w stanie wziąć długiego okresu wolnego od pracy i dzieci (w tamtym czasie urodziło mi się drugie dziecko i na Jego opiekę poświęciłem urlop)
Teraz zapewne czytelnik, który jest chory na CU lub CD wyobraża sobie, iż coś ciężkiego upadło mi na głowę a książka to stek bzdur. Na początku też tak myślałem :) . Wbrew temu co można sobie wyobrazić (i mówią lekarze) przejście na dietę raw vegan nie jest problemem nawet w naszym przypadku. Jednak UWAGA – trzeba to robić zgodnie z zaleceniami zawartymi w książce i zdrowym rozsądkiem, uważnie obserwując reakcje swojego organizmu by uniknąć gwałtownego nawrotu choroby !!! To oczywiste, że przy schorzeniach takich jak C&C np. surowe warzywa z nadmiarem błonnika doprowadzą organizm do gwałtownych reakcji. Opis jak powoli i systematycznie wprowadzać dietę jest zawarty w książce. Opisuję go też na stronie “Plan diety wegańskiej”.
W słuszności mojego wyboru utwierdził mnie w tamtym czasie pewien lekarz, do którego poszedłem po receptę na Asamax i radę jak stopniowo odstawić tabletki. Stwierdził On, iż nie jest prawdą, iż Colitis Ulcerosa jest chorobą nieuleczalną! Byłem w szoku – lekarz powiedział coś takiego… Mój szok zmalał gdy facet wyjaśnił, iż oprócz medycyny normalnej studiował również przez kilka lat medycynę tybetańską w Tybecie. Tak czy inaczej – przepisał leki, dał instrukcje jak leki stopniowo odstawiać, życzył powodzenia i bardzo podniósł na duchu i utwierdził mnie w słuszności wyboru drogi leczenia. Już następnego dnia przystąpiłem do działania.
Zacząłem zatem w sierpniu 2010 roku. Najpierw kwestie zaopatrzenia – wynalazłem w Warszawie hurtownię artykułów Bio, która ma w ofercie sporo surowych warzyw i owoców, resztę kupuje na giełdzie owocowo-warzywnej. Uprzednio również wyjaśniłem rodzinie, iż będę się odżywiał nieco inaczej – ku mojemu zaskoczeniu moja żona również zdecydowała się przejść na dietę raw. Jestem Jej za to niezmiernie wdzięczny – to bardzo mi pomaga. Zaczęliśmy więc wspólnie wdrażać zmiany w naszym żywieniu.
Musze tu szczerze przyznać, iż pierwsze 2 tygodnie na diecie raw vegan były dla mnie bardzo nieprzyjemne – bóle głowy, mięśni, stawów, nieprzyjemny zapach potu itp. To efekt oczyszczania organizmu z toksyn. Ale ze względu na fakt, iż takich dokładnie objawów się spodziewałem (jest to opisane w książce) nie przejmowałem się tym zbytnio i byłem konsekwentny. Za to kolejne zmiany, które zaobserwowałem w dalszym czasie były rewelacyjne !
  • moje samopoczucie ogólnie (zarówno fizyczne jak i psychiczne) się znacznie poprawiło,
  • jestem wciąż pełen entuzjazmu i chęci do życia, jestem dużo radośniejszy,
  • mam dużo energii do pracy, wychowywania dzieci, robienia stron itp :) ,
  • nie występuje już u mnie uczucie “zamulenia” po zjedzeniu posiłku,
  • mam ładniejszą skórę i włosy,
  • pierwszy raz od 10 lat nie zachorowałem w trakcie jesieni na grypę i/lub anginę,
  • katar, który mnie raz (!) tej jesieni dopadł minął po 2 dniach (a nie po 7 jak zazwyczaj)
Zmiany były naprawdę BARDZO pozytywne. Niestety w przypadku choroby takiej jak CU przejście na tę dietę wiąże się również ze znacznym spadkiem wagi ciała (organizm pozbywa się chorych tkanek). Na początku, gdy startowałem, ważyłem 85 kg, teraz ważę 65 kg – lecz waga po jakimś czasie stagnacji powoli zaczyna rosnąć. Ten fakt był również wyraźnie opisany w książce i nie jestem tym przerażony – kontroluję po prostu swój stan i ilość spożywanego jedzenia.
Jako, że człowiek to istota przekorna i łatwo ulegająca pokusom, tak i ja kilkukrotnie dałem się skusić na różne rodzaje jedzenia, które bardzo przedtem lubiłem i nie łatwo mi było się im opierać (bliscy, który zachęcają do “spróbowania kawałeczka” też nie pomagają). Za takie “odstępstwa” szybko się płaci bólem głowy lub brzucha, gdy się ma już oczyszczony organizm – więc te próby są raczej rzadkie i jednostkowe…
Prawdziwym wyzwaniem jednak okazały się dla mnie nerwy. Niestety nie wszyscy moi bliscy akceptują metodę leczenia, którą stosuję (i nie tylko to – lecz nie będę się wdawał w głęboką analizę moich relacji rodzinnych) i z nadmiaru troski doprowadzają do kłótni ze mną. Dwie moje ostatnie wizyty w domu rodzinnym doprowadziły do silnych stresów i nawrotów choroby. Teraz już potrafię lepiej panować nad nerwami lecz wiele mnie kosztuje czasem zachowanie spokoju :) . Tak czy inaczej – bywa ciężko. Niestety nie byłem w stanie zastosować również innej ważnej wytycznej zawartej w książce – nie byłęm w stanie mianowicie wziąć długiego okresu wolnego. Konieczność opieki nad malutkimi dziećmi, obowiązki w pracy, zakup nowego mieszkania i jeszcze kilka innych życiowych spraw nie pozwoliły mi na to. Jednak mimo wszystko zdecydowałem się przynajmniej na częściowe aplikowanie metody dr Klein-a, gdyż jestem przekonany o jej skuteczności! Dlaczego? Dlatego, że nie stoi za tym interes żadnych koncernów, nie trzeba kupić żadnego cudownego leku i robić jakichkolwiek czarów nad chorobą i swoim organizmem. Mówiąc w skrócie – trzeba po prostu żyć zdrowo i w zgodzie z naszą naturą a nasz organizm sam zadba o to, byśmy byli zdrowi, gdyż nie jesteśmy “zaprojektowani” do chorowania a do życia w zdrowiu. Zapewne trudno będzie znaleźć jakiekolwiek inne dowody na skuteczność tej metody w Internecie (poza świadectwami ludzi, którzy tę metodę zastosowali) – nikt przecież w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie nie wyłoży setek tysięcy a może i milionów dolarów na badania nad metodą, która nie przyniesie mu żadnych profitów w przyszłości… Ale mam nadzieję, że niektórym doświadczenia opisane na stronach Internetu wystarczą :)
Moja przygoda z dietą raw została w maju 2011 roku przerwana. Z powodu ogromnych stresów i nawału nerwów w życiu osobistym, z którymi sobie zwyczajnie nie radziłem a także z powodu niskiej wagi – znalazłem się w szpitalu. Pobyt w szpitalu trwał 4 tygodnie, podczas których (niestety) przebyłem terapię sterydową i musiałem przejść na dietę szpitalną. Po wyjściu ze szpitala i zakończeniu terapii sterydami problemy z jelitem gwałtownie powróciły (choć miałem cichą nadzieję, iż tak się nie stanie to skłamałbym pisząć, że się tego nie spodziewałem (za sterydy zawsze trzeba zapłacić podwójnie – pieniędzmi i zdrowiem)). Nie mając ochoty na ponowną przygodę ze sterydami, znów przeszedłem na dietę raw food i z powodzeniem opanowałem nawrót choroby. Muszę tu zaznaczyć, iż wciąż byłem w tym czasie raczej chudy a jako, że zbliżała się zima – postanowiłem poszukać nieco odmiennej diety na ten czas. Raw food jest wspaniałą dietą lecz bardzo trudno przetrawć na niej zimę w naszym klimacie. Zapewne mieszkając w Afryce czy Australii łatwo tak żywić się cały rok lecz w Polsce jest to duże wyzwanie.
Po intensywnych poszukiwaniach znalazłem w Internecie nieco informacji o innych niż raw metodach leczenia CU. Informacje te również przybliżył mi jeden z lekarzy (i nie był to gastrolog), którego spotkałem na swojej drodze. Jak zaznaczył – była to informacja “nieoficjalna” ;) … no ale bardzo przydatna. Kolega owego lekarza został wyleczony z CU dzięki medycynie tradycyjnej (tybetańskiej) i słysząc o moich problemach poinformował mnie o Tybetańskeij Klinice Ziołolecznictwa w Warszawie. Odwiedziłęm zatem tę klinikę i postanowiłem zastosować metody leczenia tam oferowane (zioła, dieta i dobre nastawienie do życia).
Co do mojego obecnego podejścia do leczenia choroby to jest to podejście połączone:
  1. Metody Tradycyjnej Medycyny Tybetańskiej (zwłaszcza zioła)
  2. Metody Tradycyjnej Medycyny Chińskiej (wytyczne do diety – bardzo podobne do Tybetańskiej lecz łatwiej znaleźć literaturę na rynku)
  3. Dieta proponowana przez dr Gersona
  4. Dieta raw na czas letni
Postanowiłem zatem swoimi doświadczeniami i drogą leczenia mojej choroby podzielić się z Tobą Szanowny Czytelniku na mojej stronie:
Jak leczę Colitis Ulcerosa
***

Dodam, że droga leczenia wrzodziejącego zapalenia jelita grubego, którą  bardzo dokładnie przekazuje Robert na swojej stronie, tak naprawdę jest drogą leczenia nie tylko tej choroby, ale każdej innej.

Thursday, October 25, 2012

Jesień, a ja po prostu śpiewam w deszczu...



Spacerując pięknym jesiennym porankiem
widziałam beztroskie ptaszki.
Wesoło igrały, ćwierkały swoje piosenki,
kochały się i jadły co znalazły.
Niczym się nie martwiły.
Szczęściary.

'Nie troszczie się o życie swoje, co będziecie jedli,
ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie.
Życie bowiem jest czymś więcej niż pokarm,
a ciało niż odzienie.
Spójrzcie na kruki, że nie sieją, ani żną,
nie mają spichlerza ani składnicy,
a jednak Bóg żywi je;
o ileż więcej wy jesteście warci niż ptaki!
(Łukasz 12)

Jesień to piękna pora roku, jednak dla wielu osób jest bardzo trudna. Wiele osób cierpi na nadwrażliwość emocjonalną, nazywaną często tzw. psychozą jesienną. Do tego odzywają się różne bóle o podłożu fizycznym. Szczególnie uśpiony słońcem lata reumatyzm zaczyna dawać po kościach.
Jesienią mamy mniej słońca, krótsze dni i w związku z tym wiele osób fizycznie i psychicznie czuje duży dyskomfort.

Czy musi tak być i jak sobie z tym radzić.

Podsunę parę swoich pigułek.

1. Nie poddawać się, nie martwić się na zapas - jak ptaszki.

2. Spacer w piękny, słoneczny, jesienny dzień (Złota Polska Jesień), wsród kolorowych, szeleszczących liści - to idealne lekarstwo na depresyjne stany. Cud Natury.
Bywają jednak dni deszczowe, mgliste, wietrzne. Wiele osób uważa, że lepiej w taką pogodę siedzieć w domu. Nic bardziej błędnego...  Ubierajmy się odpowiednio do pogody i maszerujmy. Tylko wtedy przyzwyczaimy organizm do dostosowania się do warunków przyrody. Tak czynią ptaki i zwierzęta. Warto współżyć z aurą. Poza tym drobny deszcz, mżawka, mgła,  mają cudowny wpływ na cerę. Niech pogoda nie będzie pretekstem, aby siedzieć w domu. Wychodźmy chociaż na krótki spacer w złą pogodę. A nasz organizm dzięki temu zdobędzie tak potrzebną nam odporność.

3. Medytacja to kolejna pigułka na jesienne złe nastroje.
Proponuję medytację z użyciem świecy. Ogień ma magiczną moc i w różnych kulturach i epokach miał przypisywane symboliczne znaczenie. Był np. symbolem życia i energii witalnej.
Ogień służył szamanom do oczyszczania z wszelkich złych energii i chorób.
W porze jesiennej szczególnie ludzie lubieli gromadzić się przy ognisku i biesiadować, śpiewać, tańczyć. Słynne i lubiane dawniej pieczenie ziemniaków przy ognisku jeszcze dzisiaj ma swoich zwolenników, chociaż grilowanie się rozpanoszyło.
Jeśli pragniesz uwolnić się od jakiegoś nawyku, myśli lub lęku, pozbyć się pewnych przeszłych skojarzeń i wspomnień, poczucia winy albo zahamowania, weź rzecz symbolizującą ten problem (może to być cokolwiek) i wrzuć ją w buzujące płomienie. Ogień strawi symbol kłopotu, a przez to uwolni cię od złych mocy, które mają nad tobą władzę. Zastanów się dobrze, zanim wybierzesz symbol swoich problemów. Jeżeli np. nadmiernie się objadasz, weź porcję swojego ulubionego jedzenia i wrzuć je w ogień. Tak samo możesz postąpić z nałogami picia i palenia. Przy problemach, do których nie można przypisać żadnego konkretnego symbolu, należy narysować i spalić ich symbol lub wyobrażenie.
Magia ognia

O tej porze roku szczególnie wielu ludzi dopada bezsenność. Zamiast pigułki lepiej posłużyć się medytacją. Zdrowy sen mamy zapewniony.
Tylko uwaga! Medytuj przed snem bez użycia świecy!

4. O jedzeniu nie będę się rozpisywać, gdyż każdy doskonale wie, że NIC nam nie pomoże, jeśli potraktujemy nasz organizm jak kosz na śmieci. Jesienią nie brakuje jarzyn i owoców, korzystajmy z tych najlepszych i najzdrowszych darów natury. Pijmy herbatki ziołowe i używajmy rozgrzewających przypraw. Nie powinno zabraknąć w codziennym jadłospisie cynamonu, imbiru i goździków.

5. Na problemy reumatyczne jest wiele maści, mazideł i mikstur. Wspomnę o paru, które osobiście stosowałam i czasem stosuję.
 Najbardziej cenię sobie Biszolin, gdyż jest to żel z naturalnych składników i działa rewelacyjnie. Można go kupić w aptece, najlepszy jednak jest oryginalny,  kupiony np. na bazarze od siąsiadów ze wschodu. Poza tym ma działanie leczące, rozpuszcza złogi nagromadzone w stawach. Ważne jest, aby stosować go regularnie.
Smarować chore stawy 2-3 razy dziennie niewielką ilością żelu, wcierając go dokładnie na bolesne miesce lekkimi ruchami  (2-3 minuty) przez 2 tygodnie (nawet jeśli już wcześniej ból ustąpił, nie znaczy, że choroba minęła). Po 2-3-ch tygodniach zrobić przerwę na ok. 10-14 dni. Po przerwie kurację powtórzyć. Jeśli choroba jest zaawansowana, kurację powtarzamy dwa lub więcej razy.

Biszolin to minerał naturalny.

Skład chemiczny:  roztwór chlorkowo-magnezowy z mineralizacją 400/500 g/l zawierający w sobie ponad 30 różnych mikroelementów.
Biszolin otrzymano za pomącą dodawania do roztworu stosowanych w medycynie biologicznej pasywnych napełniaczy. Szybko i dobrze się wchłania, zmiękcza skóre, nie obniża jej elastyczności. Nie pozostawia plam na odzieży.

Działanie lecznicze: przeciwzapalne, rozsączające i znieczulające ból.

Wskazania do stosowania:

Choroby aparatu oporno-ruchowego: zniekształcające zmiany zapalne stawów (artroza), reumatoidalne zapalenie stawów, w tym gośćcowe, choroba Bechtereva, odczynowe zapalenie stawów, dna moczanowa, osteochondropatia kręgosłupa, zapalenie kłykcia, narośl kostna kości pietowej (ostrogi), rozrosty kości, reumatyzm tkanek miękkich;
Choroby obwodowego układu nerwowego: zapalenie korzonków nerwowych, postrzał, rwa kulszowa, nerwobóle, urazy nerwów obwodowych, przykurcz mięśniowy u dzieci cierpiących na dziecięcy paraliż mózgowy;
Choroby pourazowe: następstwa urazów, rozciągnięć i pęknieć wiązadeł, ścięgien i mięśni, przykurcze, złamania, stłuczenia:
Choroby układu sercowo-naczyniowego: schorzenia naczyń obwodowych, zakrzepowe zapalenie żył, żylaki goleni.

Inną maścią, która dobrze się sprawdza w leczeniu zwyrodnień stawowych jest maść ichtiolowa. Tania bardzo, a efekty daje rewelacyjne. Poleciła mi ją pewna lekarka, która stosuje w swojej praktyce przede wszystkim srodki naturalne. Wyznaje zasadę - powrotu do natury.
Problemem jest to, że trzeba się dobrze zabiezpieczyć, gdyż można pobrudzić ubranie, czy pościel. Maść ichtiolowa 'wyciąga' stan zapalny.
Maść wcieramy w chory staw/wy i bandażujemy. Na nogi najlepiej przeznaczyć ciemne skarpetki, a na ręce rękawiczki i  spać w skarpetkach i rękawiczkach przez kilka nocy. Jeśli nie ma uczulenia na ichtiol, jesli chodzi o czas stosowania, kuracja powinna wyglądać podobmnie jak z Biszolinem.
Dodam, że maści ichtiolowej nakładamy dość grubą warstwę. Najlepiej kupić od razu parę tubek.,
Wskazane jest jesli to możliwe, nie sciągać opatrunku.

Biszolinu nakładamy małą warstwę, a dobrze wcieramy.

Następna maść, głównie przeciwbólowa, którą bardzo chwalą sobie 'reumatycy' i 'kręgosłupo-oboleńcy' jest Fastum.
Osobiście nie stosowałam jej jako kuracji na sobie. Testowałam tylko jej walory zapachowe. Bezzapachowa, nie grzeje, nie chłodzi, bardzo miła w użyciu - jak dobry krem.

Ostatnio zachwycam się aloesem. Mam już 2 kwiaty aloesu. Piję żel z nich w szejkach i smaruję ciało. Super oczyszcza, wzmacnia odporność i pielęgnuje. Podobno skuteczny również w problemach reumatycznych i nie tylko...
Polecam.
O aloesie więcej:
Aloes dla zdrowia i urody


I na koniec optymistycznie - Śpiewajmy w deszczu i bądźmy szczęśliwi
do do do doooo do do



Śpiewam w deszczu
Po prostu śpiewam w deszczu
Co za cudowne uczucie
Jestem znowu szczęśliwy
Uśmiecham się do chmur
Tak ciemnych nade mną
W moim sercu jest słońce
A ja jestem gotowy na miłość
Na miłość
Niech burzowe chmury
wygonią wszystkich z miejsc
Chodźcie z deszczem
Mam uśmiech na twarzy

Pójdę wzdłuż ulicą
Z radosnym refrenem
Śpiewając, śpiewając w deszczu
W deszczu

La...

Śpiewam w deszczu
Po prostu śpiewam w deszczu
Co za cudowne uczucie
Jestem znowu szczęśliwy
Ide wzdłuż ulicą
Z radosnym refrenem
Śpiewam, śpiewam w deszczu
W deszczu
W deszczu


Saturday, October 20, 2012

Janez Drnovšek - wspomnienie.


Wegetarianizm szansą na przetrwanie rodzaju ludzkiego.

Nie wiem, czy ktoś pamięta tego sympatycznego człowieka. To były prezydent Republiki Słowenii.
Przyznam, że nie wiedziałam, że promował wegetarianizm, współczucie dla wszystkich stworzeń,
nie znałam z tej strony jego ciekawej historii. Był człowiekiem niezwykłym, kochała go młodzież i społeczeństwo, władze raczej nie. Jego poglądy wykraczały poza ramy polityki i ekonomii.
Był i pozostanie przykładem człowieka o wielkim sercu. Bronił praw człowieka, walczył o pokój na świecie, był obrońcą praw zwierząt. Szkoda, że już go nie ma między nami. Takich ludzi potrzebuje świat i nasza planeta ziemia
Znalazłam obszerny wywiad z byłym prezydentem na stronie: Vege.pl i Wegetariański Świat.
 Cudowny człowiek. Chciałam, aby jego inspirująca osobowość trwała zawsze i  przemawiała do ludzkiej świadomości.





 Wywiad z  dr. Janezem Drnovškiem - byłym prezydentem Republiki Słowenii.
|

W całej historii rodzaju ludzkiego była zaledwie garstka mężów stanu, którzy byli wegetarianami i poważnie traktowali zagadnienie praw zwierząt. Nawet dzisiaj jest ich bardzo niewielu. Słowenia jest pod tym względem jednym z nielicznych jasnych punktów na firmamencie świata polityki.

Udzielając poniższego wywiadu, prezydent dr Janez Drnovšek po raz pierwszy zwrócił się do wszystkich z prośbą, by zastanowili się nad bezmiarem okrucieństwa, jakie ludzie wyrządzają zwierzętom. Damjan Likar, redaktor naczelny słoweńskiego magazynu “Wyzwolenie zwierząt” przeprowadził tę rozmowę 15 grudnia 2005 roku w Brdo, nieopodal Kranii w Słowenii.

A oto jej kompletny zapis.

Damjan Likar: Co spowodowało, że został Pan wegetarianinem i jakie w konsekwencji zmiany pociągnęło to za sobą?

Janez Drnovšek: Stało się tak, ponieważ uważam, że jedzenie wegetariańskie jest smaczniejsze i lepszej jakości. Jemy mięso, ponieważ tak nas wychowano. Ja jestem wegetarianinem od kilku lat, a od niedawna weganinem. Oznacza to, że nie jem jajek, nie spożywam również mleka ani pochodzących z niego produktów. Niemniej jednak możliwości wyboru pozostają spore. Mam na myśli żywność pochodzenia roślinnego, wystarczającą do zaspokojenia naszych potrzeb. Moja decyzja wynikała bezpośrednio z wewnętrznego przekonania. Niektórzy ludzie twierdzą, że kuchnia wegańska jest ograniczona i przez to nudna, ale nie jest to prawda. Może być bardzo urozmaicona.

Damjan Likar: Czy decyzję o zmianie diety spowodowała poważna choroba, którą przeszedł Pan kilka lat temu?

Janez Drnovšek: To był okres, kiedy stopniowo zacząłem dokonywać pewnych zmian. Najpierw zrezygnowałem z czerwonego mięsa, potem z drobiu, a na końcu z ryb.

Damjan Likar: Czy po zmianie diety na wegetariańską czuje się Pan lepiej?

Janez Drnovšek: Czuje się świetnie. Mówią, że aż za dużo we mnie energii.

Damjan Likar: Z okazji Światowego dnia Ochrony Zwierząt (4 października) zaprosił Pan do dyskusji członków Towarzystwa na rzecz Wyzwolenia Zwierząt. Co było przedmiotem spotkania?

Janez Drnovšek: Zaprosiłem ich, ponieważ zależało mi, by przekazać opinii publicznej informacje wiążące się z tą właśnie datą. Nie zawsze zdajemy sobie w pełni sprawę z faktu, w jaki sposób traktowane są zwierzęta. A one są przecież istotami żywymi. Tak, jak już mówiłem, ludzie mają ugruntowane poglądy na obchodzenie się ze zwierzętami i rzadko kiedy przychodzi im na myśl, by przeanalizować tę sprawę nieco uważniej. Jeśli choć przez chwilę rozważymy, w jaki sposób człowiek traktuje zwierzęta i jakie ten fakt pociąga za sobą konsekwencje dla świata fauny, to swobodnie można przyznać, że nie jesteśmy ludźmi. Za przykład niech posłużą rzeźnie oraz sam proces produkcji wołowiny czy drobiu, w których warunki stworzone zwierzętom są straszne. Zwierzęta często transportuje się w ciężarówkach pozbawionych systemów pojenia, co jest bardzo okrutne. Nie chodzi o to, że ludzie są źli. Chodzi o to, że oni po prostu o tym wszystkim nie myślą. Kiedy mają przed sobą na talerzu produkt w jego postaci finalnej, nie zastanawiają się, co się działo z ich obiadem wcześniej i wreszcie w jaki sposób ostatecznie osiągnął on ten etap.

Damjan Likar: Czyli zdecydował się Pan zostać wegetarianinem także z pobudek etycznych?

Janez Drnovšek: Etyka to jeden powód. Drugi to po prostu fakt, że nie ma potrzeby, by ludzie jedli mięso. To zwyczajny schemat myślowy, stereotyp, który nam wtłoczono i który masowo powielamy. Ciężko jest go zmienić w ciągu jednej nocy, ale można tego dokonać stopniowo. Tak przynajmniej było w moim przypadku.

Damjan Likar: Wypowiadał się Pan w mediach przeciwko dofinansowywaniu chowu przemysłowego. Jakie były ku temu przyczyny?

Janez Drnovšek: Całkowite dofinansowywanie rolnictwa, w tym szczególnie przemysłu mięsnego, wydaje mi się po prostu głupie. Takie dofinansowanie chowu mięsa i drobiu jest największą przeszkodą z punktu widzenia etyki, ale nie tylko. Chodzi również o kwestię samego odżywiania. Choroba szalonych krów, gorączka świń czy wreszcie wirus ptasiej grypy są dla nas upomnieniem ze strony matki natury. Oczywistym jest, że coś dzieje się nie tak, jak należy, że naturalna równowaga została zachwiana i że powinno to stanowić dla nas wszystkich ostrzeżenie.

Damjan Likar: Żywność wegetariańska jest jednak droższa niż mięso, a to nie stanowi zachęty do jej kupowania. Jak Pan uważa, czy więcej ludzi zdecydowałoby się zrezygnować z mięsa, gdyby jedzenie wegetariańskie było tańsze?

Janez Drnovšek: Jest to niewątpliwie jakiś argument, niemniej jednak jestem przekonany, że główna przyczyna leży w samej świadomości ludzkiej. Chodzi o to, by uzmysłowić ludziom, co tak naprawdę się dzieje i w czym biorą udział. To najważniejsza kwestia, która z kolei prowadzi do zmian w polityce, w tym między innymi w polityce rolnej, w dofinansowywaniu gospodarki rolnej i w wyznaczaniu jej kierunków. Zamiast dokonywać wielkich nakładów środków finansowych na rzecz produkcji w przemyśle mięsnym powinniśmy raczej wykorzystać je w produkcji zdrowej żywności: płatków zbożowych, roślin strączkowych, owoców i produktów przetworzonych. Z całą pewnością byłoby to z korzyścią dla naszego środowiska, jako że w produkcji zdrowej żywności nie stosuje się nawozów ani dodatków konserwujących. Oznaczałoby to zero zanieczyszczeń i brak chemicznych dodatków w naszym jedzeniu. A przecież spożywamy je codziennie, szkodząc w ten sposób swojemu zdrowiu. Ale za tym wszystkim stoją interesy wielkich producentów, popierający ich lobbyści, wreszcie ogromne zyski, które stanowią główną siłę napędową ich działania. Ja jednak wierzę, że stopniowo w naszym kraju i w całej w Unii Europejskiej świadomość ludzi wzrośnie. Ludzie coraz częściej zwracają się ku naturalnym alternatywom, stając się jednocześnie coraz bardziej świadomymi problemów dotyczących zwierząt i produktów pochodzenia zwierzęcego.

Damjan Likar: Czy bazując na własnym doświadczeniu polecałby Pan ludziom przejście na wegetarianizm?

Janez Drnovšek: Skoro sam jestem wegetarianinem, nie widzę powodu, dla którego nie miałbym polecić tego innym. Jak już powiedziałem, ja nie mogę narzekać. Mam w sobie więcej energii niż potrzebuję. Jak nic jestem chodzącym dowodem na to, że można przeżyć bez mięsa i produktów mięsnych.

Damjan Likar: Jak zapatruje się Pan na sprawę konieczności płacenia podatków z tytułu ubezpieczeń społecznych w równej wysokości przez wszystkich? Powszechnie wiadomo, że wegetarianie cieszą się lepszym zdrowiem i nie muszą korzystać z usług służby zdrowia równie często.

Janez Drnovšek: To szerszy problem i należy na niego spojrzeć z innej nieco perspektywy. Nie uważam, żeby było to uzasadnione stwierdzenie. Pomiędzy ludźmi powinna bowiem istnieć solidarność, zdrowi powinni pomagać chorym. Faktem jest oczywiście, że każdy ponosi odpowiedzialność za swoje zdrowie. Skoro spożywamy zdrowszą i mniej szkodliwą żywność, to w konsekwencji zmniejszamy w znacznym stopniu wydatki na służbę zdrowia. Oczywiście, taki stan rzeczy nie leży w interesie każdego. Co by się stało z całym przemysłem farmaceutycznym i wielkimi międzynarodowymi koncernami, które zarabiają krocie na ludziach chorych?

Damjan Likar: Co Pan myśli o polowaniach?

Janez Drnovšek: Polowanie jako zabijanie zwierząt dla sportu jest z całą pewnością nieetyczne. Natomiast jeśli wziąć pod uwagę opiekę nad dzikimi zwierzętami, dokarmianie ich zimą, co należy przecież do obowiązków organizacji łowieckich, to w tym względzie są one pożyteczne. Polowanie ze swej definicji traktowane w kategoriach ścigania i zabijania zwierząt jest, rzecz jasna, niemoralne.

Damjan Likar: Jakie jest Pańskie stanowisko jeśli chodzi o testy na zwierzętach?

Janez Drnovšek: To dobrze znany problem, z którym ostatnio zmierzyli się politycy z Wielkiej Brytanii. Trzeba się samego siebie zapytać, czy chciałbym być przedmiotem takich testów? W czasie drugiej wojny światowej mój ojciec był więźniem obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie na nim i na tysiącach innych ludzi przeprowadzano eksperymenty medyczne. Nie podobało mu się to ani odrobinę. Niektórzy uważają, że jest to element niezbędny dla postępu nauki, ale osobiście jestem przekonany, że w większości przypadków można by wykorzystać metody alternatywne, niepociągające za sobą konieczności przeprowadzania testów na zwierzętach.

Damjan Likar: Jak Pan myśli, skąd się bierze okrucieństwo w traktowaniu zwierząt?

Janez Drnovšek: Wynika z nikłej ludzkiej świadomości.

Damjan Likar: A z historycznej perspektywy?

Janez Drnovšek: Trudno wskazać jakiś konkretny moment w historii. Ogólnie chodzi o szacunek do życia. Zwierzęta to istoty żyjące, mają uczucia. Każdy, kto ma zwierzę w domu czy w gospodarstwie zdaje sobie z tego faktu sprawę. Liczne religie wspominają o poszanowaniu życia, ale z reguły chodzi im o życie ludzkie, choć i to nie zawsze. W średniowieczu katolicy przez długi okres czasu utrzymywali, że zniewoleni przez Hiszpanów i Portugalczyków Indianie nie mają duszy. Oznaczało to, że nie byli traktowani jak żywe istoty, które posiadają uczucia. Później zmieniono zdanie i ogłoszono tym razem, że czarni nie mają duszy. Nastąpiły wieki niewolnictwa. A to wszystko z błogosławieństwem kościoła. Dzisiaj nikt już tego nie akceptuje. Widać tu, jak historycznie zmienia się ludzkie sumienie pomimo sprzeciwów ze strony niektórych instytucji.

Damjan Likar: Zbliża się Boże Narodzenie. Dla milionów ludzi jest to czas szczęścia, miłości i pokoju. Dla milionów zwierząt natomiast to okres straszliwego okrucieństwa i rzezi, której celem jest zapełnienie naszych stołów. A to wszystko po to, by uczcić narodziny człowieka, który kochał zwierzęta, chronił je i nie zbijał. Co Pan o tym myśli?

Janez Drnovšek: Myślę, że Jezus przewróciłby się w grobie, gdyby wiedział, że w Jego imię dokonuje się masowej rzezi zwierząt. Jego nauka opiera się na absolutnym poszanowaniu życia i trudno mi uwierzyć, by zaakceptował fakt, że ku Jego czci zabija się miliony istnień.

Damjan Likar: Wszyscy przywódcy podkreślają swoje starania o zagwarantowanie pokoju na świecie. Jak Pan sądzi, czy pokój jest w jakiś sposób związany z naszym stosunkiem do zwierząt i z żywieniem się bez konieczności zabijania? Tołstoj powiedział kiedyś: "Dotąd dokąd istnieją rzeźnie, dotąd będą wojny".

Janez Drnovšek: Człowiek, który ma sumienie, nie będzie zabijał zwierząt ani nie będzie dla nich okrutny. Nie można oczekiwać od takiej osoby, że pójdzie na wojnę, by zabijać ludzi dla zysku. Ci, co nie jedzą mięsa, mają większe szanse, by żyć w pokoju i harmonii. Ludzkie sumienie to naczynia połączone. Jedno splata się z drugim. Kluczem jest ludzka świadomość.

Damjan Likar: A co na to świat polityki?

Janez Drnovšek: Światowi przywódcy nie są wcale bardziej uświadomieni niż cała reszta ludzkości. Zauważyłem wręcz, że częstokroć zwykli ludzi znacznie wyprzedzają pod tym względem polityków. Jest przecież wiele pozarządowych organizacji, które walczą o sprawy znajdujące się poza zainteresowaniem władz. Ta konieczność zmian idzie z dołu, od samych ludzi. I kiedy zdecydowana większość zaakceptuje jakąś ideę i oczekuje zmian, wówczas politycy odpowiedzą. Niestety, politycy nie są grupą, która zachęcałaby ludzi do większej wrażliwości. Zamiast tego podążają za opinią publiczną, a kiedy widzą, że poparcie dla ich ugrupowań spada, wówczas dokonują przewartościowania swoich dotychczasowych priorytetów.

Damjan Likar: Tołstoj był jednym z tych wielkich umysłów, które publicznie popierały wegetarianizm. Byli też inni, wymieńmy zaledwie kilku: Pitagoras, Leonardo da Vinci. Nikola Tesla, Albert Einstein czy Mahatma Ghandi. Ich dokonania cieszą się powszechnym uznaniem, przytacza się ich słowa w uznaniu ich geniuszu. Dlaczego w takim razie ludzkie nie chcą słuchać tych samych autorytetów, kiedy ci wspominają o zwierzętach i wegetarianizmie? Za przykład niech posłużą śmiałe słowa Alberta Einsteina: "Nic nie zwiększy szans naszego przetrwania na ziemi w równym stopniu, co zwrot ku wegetarianizmowi". Jak Pan się ustosunkuje do powyższego cytatu z genialnego fizyka?

Janez Drnovšek: Z pewnością zwiększyłoby to szansę ludzkości na przetrwanie. Wszystko jest połączone w system zależności. Lepsza żywność łączy się z większą świadomością. To sprzężenie zwrotne – jeśli uda się nam osiągnąć jedno, przyjdzie i drugie. Oczywiście, nierozsądnym byłoby oczekiwać, że ludzie o mniejszej świadomości, którzy źle traktują zwierzęta, zaprzestaną wojen czy wykorzystywania bliźnich, by wyeliminować biedę na świecie. Krótko mówiąc, dopóki będziemy mieli do czynienia z niskim poziomem świadomości wśród ludzi, dotąd na świecie będą miały miejsce konflikty, które w końcu być może doprowadzą do naszej zagłady.

Damjan Likar: Czy ludzi, którzy twierdzą, że kochają zwierzęta, a jednocześnie jedzą mięso, można uznać za prawdziwych sympatyków naszych "braci mniejszych"?

Janez Drnovšek: Myślę, że ludzie darzą swoich ulubieńców prawdziwymi uczucia, ale jakoś z przyzwyczajenia jedzą inne zwierzęta. Gdyby przyszło im zabić krowę, by zjeść swój stek, to pewnie przemyśleliby sprawę dwa razy. Produkty mięsne są zmienione w tak znacznym stopniu, że ludzie nie kojarzą ich z żyjącymi zwierzętami.

Damjan Likar: Niektóre kobiety noszą naturalne futra. Co Pan sądzi o tej gałęzi "fabryki mody"?

Janez Drnovšek: To znowu jest problem świadomości ludzi, którzy automatycznie akceptują pewne zachowania bez ich uprzedniej analizy. Tylko jeśli się nad czymś poważnie zastanowi, można zmienić pogląd i stać się bardziej świadomym tego, co się kupuje.

Damjan Likar: W jaki sposób ludzie z jednej strony mają prawo zabijać zwierzęta, więzić je, męczyć, a jednocześnie żądać dla samych siebie pokoju i wszelkich innych zastrzeżonych dla rodzaju ludzkiego praw? Czy ma to jakiekolwiek uzasadnienie w konstytucji?

Janez Drnovšek: Nie, nie ma i oczywiście każdy prawnik i ustawodawca powie panu, że nie jest to zabronione. Uznaje się to jednak za legalne.

Damjan Likar: Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że nawet pański pies – Brodi jest wegetarianinem. Czy to prawda?

Janez Drnovšek: Dobrze Pana poinformowano. Ale może lepiej niech sam pan go zapyta. Nie czuję się upoważniony do udzielania odpowiedzi w jego imieniu. (śmiech)


Źródło: http://www.evana.org/index.php?id=8653〈=en

*****
Z prywatnego życia  Janeza Drnovšeka:
http://youtu.be/unicG1xbBJk

Sunday, October 14, 2012

Mózg też domaga się gimnastyki.


Juggling (żonglerka) i piękna muzyczka Beatlesów - przyjemne z pożytecznym na jesienne dni.

Dr Craig Stevens,  który sam jest wielkim miłośnikiem żonglerki i świetnym żonglerem, twierdzi, że każdy powinien żonglować. Jest w 100% przekonany, że żonglerka to najlepsze ćwiczenie dla mózgu. Najważniejszy jest rzut, nie łapanie - twierdzi. Uważa, że lekarze powinni każdemu pacjentowi przepisywać receptę na żonglerkę.

Żongluje Chris Bliss  ( http://en.wikipedia.org/wiki/Chris_Bliss)




Nie pójdę po receptę do lekarza.  Już zaczynam żonglerkę tym co znajdę pod ręką.... może najpierw czymś bezpiecznym, np. ... zrolowane w kulkę i wciągnięte w ściągacz skarpetki. Super piłeczki dla początkujących.

Miłej zabawy!

Friday, October 12, 2012

Prawdziwa Miłość




Prawdziwa Miłość
Rozumie
Nawet niezrozumiałe...

Prawdziwa Miłość...
Dba i pielęgnuje
Na dobranoc pocałuje...

Uszanuje wolną wolę
Pocieszy dobrym  słowem
Zapyta, wybaczy...
      
Nie niszczy siebie i innych
Prawdziwa miłość nie manipuluje
I...nie wykorzystuje...

 

Monday, October 8, 2012

Książka na samotną wyspę.


Lubię czytać książki. Różne tematycznie. Mam ich mnóstwo i nigdy dosyć. Wiele z nich zaliczam do ulubionych i często do nich wracam. Gdyby ktoś spytał mnie, którą książkę zabrałabym na bezludną, samotną wyspę nie zastanawiałabym się ani chwili.
Mam taką książkę, która jest moim przyjacielem od wielu, wielu lat. Towarzyszy mi zawsze w codziennym życiu i nigdy nie mam jej dosyć. Zawsze aktualna.
To książka Tomasza a Kempisa - "O naśladowaniu Chrystusa".


Książka O naśladowaniu Chrystusa jest naprawdę książką bardzo starą, lecz jej urok nie minął i jak zauważyłam szperając po internecie - dzisiaj też ma swoich stałych czytelników.  Dawna i aktualna, wiele razy tłumaczona na język polski. W 1545 roku ukazał się jej pierwszy anonimowy przekład. Jak wskazują daty jej wznawiania, niemal zawsze ukazywała sie w chwilach trudnych dla Polski.
 A. Mickiewicz nie tylko sam czytał tę książkę, ale innych do czytania zachęcał. W liscie do Konstancji Łubieńskiej pisze z Paryża:
'Czytaj książkę O naśladowaniu - tam znajdziesz źródło siły'.

Bogdan Ostromęcki w eseju 'Nad kartkami "Naśladowania" (1977) podaje, że książkę tę czytali: "Corneille, Leibniz, Beethoven, Manzoni. Wśród współczesnych pisarzy francuskich można wymienić takich jak: J. Green, Mauriac, Bernanos; wśród polskich: Prus, Żeromski, Reymont, Staff, Iłłakieczówna, Słowacki, Tuwim. Czytywano ją nie tylko w polskich klasztorach, ale na dworach, w pracowniach artystów, na poddaszach biednych poetów, w ubogich pokoikach panien służących i nauczycielek".

Dzieło to uchodzi za najpopularniejszą po Biblii książkę nie tylko wśród katolików, ale także wśród protestantów,  niechrześcijan, ludzi świeckich.

 
 
Naśladowanie obejmuje 4 księgi, które powstały przed rokiem 1427. Czwartą księgę dodano po 1264 roku, kiedy to papież Urban IV wprowadził w całym Kościele Święto Bożego Ciała.
Znalazłam wersję internetową Naśladowania i informację na temat 4-tej księgi, z którą się zgadzam, też tę księgę pomijam:
"warto wiedzieć, iż jedynie trzy z czterech publikowanych powszechnie w jednej całości ksiąg składających się na dzieło "O naśladowaniu Chrystusa", spisane zostały pod wpływem jednorodnego impulsu twórczego - czwarta księga napisana została odmienną ręką od tej, która przelała na papier myśl składajacą się na księgi poprzedzające ostatnią. Kto tego dokonał pozostaje tajemnicą podobnie jak autorstwo trzech pierwszych ksiąg. Można jednak stwierdzić z całą pewnością, że nie była to ta sama osoba lub też grupa osób inspirowana pierwotną myślą, zawartą w trzech pierwszych księgach. Dlatego też niniejsza internetowa publikacja pomija milczeniem ostatnią księgę, skupiając się jedynie na tym co uniwersalne i nie nacechowane subiektywizmem danej doktryny"
 
Wersja internetowa:
http://kempis.prv.pl/


Naśladowanie może się komuś wydawać przestarzałe, zbyt surowe, trochę nie z tego świata, choćby dlatego, że autor często wzywa do pogardy wszystkiego co ziemskie. Warto spojrzeć na to z innej strony. Tak naprawdę chodzi o hierarchię wartości. Porzucamy wszystko nie dlatego, że cokolwiek jest samo w sobie złe i godne pogardy, lecz tylko dlatego, że wobec wspaniałości Boga nic się nie liczy. Łatwo to zauważyć w chwilach kryzysu, choroby, tragedii.
Materialny świat sam w sobie nie jest zły i nie stanowi zagrożenia wartościom duchowym, lecz może służyć jako narzędzie dla złego ducha.
Jednak często dzisiaj również znajdują się ludzie spragnieni właśnie tej starej, ascetycznej literatury.
Wplątani w pogoń za dobrami materialnymi, towarzyskimi, szumem reklam, itp.... budzi się w nas tęsknota za skrawkiem własnej prywatnej pustyni, gdyż wtedy możemy dostrzec Boga mieszkającego w naszym sercu.



Kto naprawdę jest autorem Naśladownictwa nie jest do końca pewne. Mniejsza o to.
"Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział' - tak mówi Tomasz.
Tak niewielu autorów dzisiaj potrafi usunąć się w cień.
Musiał to być jeden z tych maluczkich, którzy o własnej zasłudze nie wiedzą - twierdzi ks. Łętowski.

Jaka jest twoja książka, którą chcesz zabrać na samotną wyspę?

Friday, October 5, 2012

Surowe smakołyki na weekend


Wreszcie od dzisiaj mam polskie trzcionki i sprawny komputer. Z tej okazji mam na dzisiaj same smakołyki. Zdrowe, surowe, smaczne i apetycznie się prezentują.

Lazania jest od Pepsi. Gdzie taką piękność serwują dla Pepsi i krok po kroku jak ją przygotować jest tutaj:
 http://pepsieliot.wordpress.com/2012/10/04/lazania/



Na słodko jest pyszna surowa szarlotka.
Szarlotkę zrobiłam wg. przepisu surowego szefa:
http://surowyszef.blogspot.com/2012/09/surowa-szarlotka.html

 Trochę zmodyfikowałam. Jest pyszna i łatwa do zrobienia.



Na spód:

 namoczone w wodzie przez noc kilka filiżanek orzechów włoskich
(ja użyłam orzechy nerkowca, takie miałam)
 oraz   namoczone przez kilka godzin suszone daktyle,
troche wanilii. 

Orzechy i daktyle zmiksować w robocie kuchennym. Otrzymaną masą wyłożyć spód klasycznej foremki do pieczenia ciast.

Na wierzch:
5 dużych jabłek obrać,
2 z nich pokroić w małą kostkę, a 3 zetrzeć na tarce o grubych oczkach.

W mikserze zmiksować kilka śliwek z kilkoma namoczonymi w wodzie, suszonymi daktylami.
Wymieszać ze sobą jabłka i puree śliwkowe, dodać szczyptę cynamonu.
Ja dodałam 1 łyżeczke zmielonej babki płesznika (dla zagęszczenia).
 Nasiona babki płesznika są super na likwidowanie zaparć:
http://zaparcia.org/ziola-na-zaparcia-babka-plesznik/

Otrzymaną masę wyłożyć na spód.

Ja posypałam wierzch zmielonymi w młynku do kawy wiórkami kokosowymi
(słodkimi)

 Szarlotkę zostawić w temperaturze pokojowej, aby się przegryzła.

 
 Moja szarlotka leżakowala w lodówce i bardziej mi smakowala na drugi dzień. Na trzeci nie wiem, gdyż jej już zabrakło.

Related Posts with Thumbnails

Moje motto:

"Nie rób tego, co ja chcę, abyś robił. Rób, to co TY chcesz robić. Podążaj za swoimi marzeniami".

Do poczytania...


Dobra nowina... patrz: Gazeta Wyborcza


***
oglądania i posłuchania

O Animalpastor:

Map IP Address
Powered byIP2Location.com