Historia Ani z blogu Cudowne Diety :http://cudownediety.blogspot.com/
Zanim powstał blog, czyli krótka historia mojego zdrowia. Patrz: tutaj
Mam reumatyzm i migreny, bóle głowy, bardzo bolesne menstruacje, czasem zaparcia i biegunki - ostatnie rzeczy już leczone żywieniem, ale powracają co jakiś czas, powód: niezdrowe jedzenie. Wiecznie się nie wysypiam, jestem bardzo szczupła, pomimo spożywania dużej ilości pokarmów. Nigdy nie byłam za bardzo aktywna fizycznie, nie robiłam żadnych diet odchudzających (od zawsze jestem szczupła), żadnych diet ani specyfików np. białkowych nie przyjmowałam mających na celu zwiększenie masy ciała. Psychicznie: nerwus, choleryk w każdym calu, często brak mi spokoju i takiego złotego środka, gdzie można by się nie przejmować tym wszystkim co nas otacza.
Do zdrowia potrzeba: zdrowego ciała i umysłu, równowagi. Zaczęłam od pracy nad umysłem, i sadzę, że na dzień dzisiejszy jest ogromna zmiana, wszystko zawdzięczam głównie Madzi, najlepszej Przyjaciółce (wybacz, ale ciężko nie wspomnieć jak odmieniłaś moje życie;-). Potem przyszła pora na ciało.
Obserwując znajomych, osoby z rodziny i siebie, nasze choroby i problemy ze zdrowiem, szukając informacji zaczęłam zauważać, że nasze choroby nie biorą się z samego ciała, ale z tego co do niego wkładamy, wlewamy, gdzie go umieszczamy i czym smarujemy. A ciało się buntuje, oj bardzo, i od czasu do czasu daje znać: bólem głowy, biegunką, zaparciem, zmęczeniem, krwotokami z nosa, ale na to są leki
;-), powstrzymujące objaw, nie chorobę. Pomagając tylko na chwilę dostarczają nam w promocji dodatkowych toksyn (nikt nie powie mi przecież, że w np. witaminie C jest czysty sok z cytryny wyhodowanej organicznie, w tabletce nie ma aspartamu, rtęci i "substancji pomocniczych" – czyli czystej chemii), zapychają i zatykają jelita, powodują efekty uboczne, i się za jakiś czas dziwimy, że trzeba dawkę podwoić, że choroba się nasila..
Przez około 2 lata w swojej diecie, żywieniu, jedzeniu, spożywaniu czy życiu (jak to sobie nazwiecie) dążyłam do wyeliminowania jak największej ilości niezdrowych produktów, poszerzając jednocześnie swoja wiedzę na temat diet zdrowotnych, oczyszczających. Czytałam o leczeniu raka TYLKO jedzeniem i wyleczeniu tej choroby, o zaawansowanej cukrzycy, gdzie poprzez spożywanie pokarmów można tą chorobę całkowicie wyeliminować, o uczuleniach i alergiach, o depresji, nadwadze i innych chorobach XXI w. gdzie ludzie spożywając same warzywa i owoce całkowicie tę chorobę wyeliminowali. O TYM, ŻE KAŻDĄ CHOROBĘ MOŻNA WYLECZYĆ POPRZEZ ODPOWIEDNIE SPOŻYWANIE POKARMÓW I ŻE MOŻNA BYĆ WIECZNIE MŁODYM, ZDROWYM, SZCZĘŚLIWYM Z POZYTYWNĄ ENERGIĄ I CHĘCIĄ DO ŻYCIA TYLKO DZIĘKI POKARMOM I STYLOWI ŻYCIA JAKI PROWADZIMY.
I oto te 2 lata zaowocowały rezygnacją całościową lub całkowitą przede wszystkim z produktów głęboko przetworzonych, rafinowanych, sztucznych, kolorowych nienaturalnie, odsunięciem produktów z glutaminianem sodu i aspartamem, rezygnacją z produktów głębokiego mrożenia, rezygnacją z napoi i wody gazowanej oraz przechowywanych w kartonach (ze względu na aluminium), zmniejszeniem ilości spożywanych słodyczy, a zwiększeniem ilości warzyw i owoców i przygotowywaniem dań nieco zdrowszych niż jedzone dotychczas. Plusem był fakt, iż nigdy nie jadłam nadmiernie (tzn. zdarzało się może tylko 4-5 razy w roku) fast food’ów i nie piłam towarzyszącego im znanego ciemnobrązowego gazowanego napoju. Który nawiasem mówiąc rewelacyjnie sprawdza się do czyszczenia osadu z kamienia.
Nauczyłam się czytać etykiety (nie chodzi mi tu o znajomość wszystkich słynnych E na produktach, ale tych najgorszych, rozumienia pojęcia „śladowe ilości”, czy „w zakładzie są wykorzystywane także”), piłam więcej wody, odstawiałam wszelkiego rodzaju leki (przeciwbólowe, suplementy, witaminy, lub cuda produkowane przez korporacje w celu bycia zdrowszą i piękniejszą) – na dzień dzisiejszy w tabletkach przyjmuję jedynie tran z wątroby dorsza, piję srebro koloidalne i sok aloesowy. Witaminę B17 jem w postaci jąder pestkowych (dodatkowo w planach mam spirulinę i pewnie jeszcze jakąś ZDROWĄ suplementację – tu proszę o pomoc, i napisanie co Wy polecacie i przyjmujecie. Zmieniłam styl życia na zdrowszy również poprzez stopniową zmianę czy redukcję kosmetyków, niektórych „pomocników” czy „niezbędników” w kuchni. Oczywiście pragnę podkreślić, że potknięcia zdarzają się każdemu, a i sam organizm z ciekawości domaga się czasem czegoś niezdrowego, więc nie płaczę, gdy zechcę zjeść zupę ugotowaną na bazie kostki rosołowej (baaardzo niezdrowej;-).
I oto 1 grudnia 2010 roku, po tym dwuletnim prawie przygotowaniu, plus kilkudniowe przygotowanie do diety wystartowałam z dietą p. Ewy Dąbrowskiej: warzywa, owoce (tylko: grejpfrut, cytryna, jabłko), kiszonki, sól, bez roślin strączkowych, bez orzechów i nasion, zero przypraw (poza solą), cukru i innych rzeczy - wyleczyć można tą dietą głównie cukrzycę i przewlekłe choroby...była MASAKRA, ponieważ proces detoksykacji był ciężki fizycznie i psychicznie, ale się udało zrobić zalecane 2 tygodnie. Co dla mnie było bardzo ważne: przede wszystkim schudłam tylko niecały kilogram (podejrzewam że tylko ze złogów, kamieni kałowych), przy moim wyglądzie niestety bałam się, że zacznę przypominać osobę chorą na anoreksję....
Potem przeszłam na zdrowe żywienie, makrobiotykę. Od czasu do czasu podskubując to i owo, próbując na nowo smaki i zapachy i ciesząc się zdrowiem i szczęściem. Podskubywanie wiadomo jak się kończy, więc po ponad pół roku ponownie przygotowuję się do tej diety. Jednym z kroków jest właśnie tydzień surowego jedzenia (mój blog zaczyna się w 4 dniu tego wyzwania).
Ponieważ sama pamiętam jak ten rok, czy dwa lata temu ciężko było znaleźć ludzi w Polsce którzy są na np. raw food, czy w ogóle się zdrowo odżywiając mają świadomość co znaczą te słowa. Laktowegetarianizm był wtedy dla mnie czymś wspaniałym, w czym stawiałam pierwsze kroki, ale kontakty z ludźmi z np. wegetarianami pokazały, że czasem ludzie mówiąc o sobie: jem zdrowo, zagryzają właśnie kanapkę (z razowego chleba, na bogów: barwionego karmelem lub sztucznymi barwinkami), popijają słynnym brązowym napojem z bąbelkami i na koniec wkładają sobie do ust gumę bez cukru…z aspartamem. Lub wegetarian tak chorobliwie zapatrzonych w swoją ideę życia, że nie zjedzą sałaty kupionej w markecie za 2zł, tylko ledwo finansowo wiążąc koniec z końcem, jadą na drugi koniec do Eko sklepu w celu kupienia główki sałaty za bagatela 9,50zł, bo „tak robią wegetarianie”!!
Stąd pomysł, by się dzielić tym wszystkim. Uświadomić, że Twój organizm jest najlepszym lekarzem dla Ciebie, sam Ci powie kiedy jest źle, co masz jeść, ile i jak. A to, że inni tak robią, że tak wypada, że się przyjęło – zazwyczaj tylko na pokaz... nie nie, jesteś wyjątkowym i wspaniałym człowiekiem, który pracując nad swoim ciałem i psychiką może być zdrowy. Ba, samodzielnie badając i obserwując siebie możesz znaleźć dietę cud, złoty środek.
Moim celem życiowym jest zdrowe odżywianie: czyli coś co jest dobre dla mnie: dieta witariańska (latem nawet 100%, w pozostałe pory roku zmniejszona do 50-70% surowego - w zależności od samopoczucia), wegetaianizm z dużą tendencją do weganizmu. Do tego dużo ćwiczeń, ruchu i koniecznie praca nad wnętrzem.
Na koniec chcę podkreślić, że cały proces dążenia do optymalnego zdrowia będzie trwał całe życie, gdyż świat jest tak obecnie chemiczny, zanieczyszczony, iż ciężko polegając jedynie na dbaniu o zdrowie, dobre samopoczucie psychiczne być osobą zdrową i szczęśliwą…
Patrz: tutaj
Ani blog: http://cudownediety.blogspot.com/
_____________________________________________
To historia Ani z 2010 roku. Mam nadzieję, że Ania podzieli się z nami dalszym ciągiem swojej przygody na drodze do zdrowia.
_____________________________________________
Informacje na temat .... Moja Historia:
Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
_____________________________________________
Moje motto:
"Nie rób tego, co ja chcę, abyś robił. Rób, to co TY chcesz robić. Podążaj za swoimi marzeniami".
Do poczytania...
oglądania i posłuchania
O Animalpastor:
Powered byIP2Location.com