Strona Główna:

Monday, December 31, 2012

Rozmyślania na Nowy Rok... i Czy warto posłuchać dobrej wróżki?


Tik tak, tik tak... Mamy już 2013 rok.... przed nami nowe nadzieje, plany, marzenia...

Mamy już czas Nowej Ery
czas bycia tym kim naprawdę jesteśmy
czas honoru i szacunku
nowy czas
nowa ziemia i nowe niebo
niech będzie błogosławiony to czas
dla każdego z nas.

Przeglądając mój zeszłoroczno-noworoczny post (2012) doszłam do wniosku, że mogłabym go spokojnie skopiować. Wszystkie myśli i założenia, łącznie z tytułem postu przewijały się przez cały 2012 rok i Jest nadal na to duże zapotrzebowanie. Proponuję zaglądnąć na 1 styczeń 2012:
Aby niemożliwe stało się możliwe

Na rozpoczęcie Nowego 2013 roku, oprócz życzeń
'aby niemożliwe stało się możliwe' !!!
 
wrzucę parę dodatkowych myśli do rozważenia.

Rozmyślania na Nowy Rok...

Czy zauważyłeś, że kiedy próbujesz wprowadzić w swoje życie zmiany na lepsze, wtedy pojawia się mnóstwo ludzi gotowych powiedzieć ci, że nie powinieneś absolutnie tego robić?

Czy zauważyłeś, że kiedy już wprowadzisz w swoje życie zmiany na lepsze, natychmiast pojawia się mnóstwo ludzi, którzy wszystko zrobią, aby udowodnić ci, że źle zrobiłeś?

Czy zauważyłeś, że jeśli stosujesz na swoje dolegliwości metody naturalne, lekarze starają się za wszelką cenę wybić ci to z głowy?

Czy zauważyłeś, że lekarze sami dla siebie nie stosują wielu wyniszczających metod leczenia (np. chemia, szczepienia), natomiast proponują je swoim pacjentom?

Czy zauważyłeś, że tak naprawde, lekarz ma narzuconą procedurę leczenia?

Czy zauważyłeś, że lepiej jest zapobiegać niż leczyć? Nawet najdroższa profilaktyka jest tańsza od najtańszego leczenia.

Czy zauważyłeś, że coraz więcej lekarzy preferuje naturalne metody leczenia i osiągają wspaniałe, trwałe rezultaty?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjesz swoim lepszym, zdrowszym stylem życia, pojawia się mnóstwo ludzi, którzy starają się sprowadzić  cię na twoją dawną drogę, używając różnych metod, od słodkich pokus zaczynając po kpiny, wyśmiewanie nawet na zastraszaniu nie kończąc?

Czy zauważyłeś, że czasem w podzięce dostajesz kopniaka w samo serce?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjąc swoim lepszym, zdrowym stylem życia udało ci się pozbyć wielu dolegliwości w tym nawet tzw. nieuleczalnych,  dla niektórych ludzi są to zwykłe bzdury, możesz być posądzony nawet o oszustwo?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjesz normalnie swoim nowym stylem życia, coraz więcej dawnych, nawet najlepszych przyjaciół, często i rodzina zaczynają odsuwać się od ciebie?

Czy zauważyłeś, że sama wiedza daje tylko egoistyczną satysfakcję, dopiero praktyczne jej wykorzystanie w życiu (działanie) jest najważniejsze?

Czy zauważyłeś, że kiedy przetrzymasz wszystkie próby i dalej żyjesz swoim lepszym, zdrowym stylem życia, zaczynasz w końcu przyciągać ludzi, którzy cię akceptują, podziwiają i cenią?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjesz swoim nowym zdrowym stylem życia, zaczynają w końcu pojawiać się ludzie, którzy chcą również zmienić swoje stare, złe nawyki , na nowe, lepsze i zdrowsze?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjesz swoim nowym, zdrowym stylem życia, ludzie których spotykasz stają się lepsi?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjesz swoim nowym,  lepszym, zdrowym stylem życia wszystkie ptaszki, zwierzęta, roślinki, kwiaty i cała przyroda garną się z ufnością do ciebie?

Czy zauważyłeś, że kiedy już żyjesz swoim nowym, lepszym stylem życia  na twojej drodze pojawiają się nowi ludzie - prawdziwi przyjaciele?

Zawsze sobą bądź
 Nie ważne jest co powiedzą inni dla nich możesz być nikim lecz
 Bądź dla siebie zawsze wszystkim
 To co prawdziwe wartość ma i się liczy
 
Ważne jest by się nie krzywdzić
 Być w porządku wobec siebie wobec innych
 Jeśli ktoś dziś z Ciebie szydzi
 Pomyśl, że to pustki w jego głowie wynik
 Żyj jak chcesz to Twoje prawo
 Chcociaż sobą być wiem wcale nie jest łatwo
 Mało jest tych co z odwagą
 Mówią o tym kim są twarz prawdziwą mają
(śpiewa Jorrgus - Zawsze sobą)

*****

.. i  Czy warto posłuchać dobrej wróżki?

Pisałam kiedyś Czy jest na tym świecie gdzieś szczęście?
(Czy jest na tym swiecie gdzies szczęscie?)

Tysiące ludzi miota się w poszukiwaniu szczęścia. Każdy pragnie być szczęśliwy. Dla niektórych osób jest to proste, dla niektórych wcale nie.
Ja jestem szczęśliwa. Całkowicie. Chociaż niczego szczególnego nie robię w tym kierunku. Staram się być Tu i Teraz, nie żyć w przeszłości  i nie wybiegać zbytnio w przyszłość.
Nie znaczy to, że problemy mnie omijają. Nikogo nie omijają.
Gdy mam z czymś problem podpieram się prostymi metodami.
Pierwsza z nich to oddychanie. Oddychamy zawsze, ale ja mam na myśli tzw. świadome oddychanie.
Świadomie oddycham obserwując swój oddech, swoje emocje, przebiegające myśli.
Głęboki wdech - liczę do pięciu, przerwa - znów liczę do pięciu
i wydech - też liczę do pięciu, przerwa  - liczę do pięciu.
Powtarzam cykl parę razy.
Po 5 lub 10 minutach widzę problemy zupełnie inaczej.
Inną metodą na rozładowanie problemów jest spacer, a nawet bieg.
Następna to  - szukam odpowiedzi w sobie. Tak naprawdę odpowiedź jest w nas.

Jeśli nie umiemy szukać odpowiedzi w sobie ... prawdopodobnie pomocna może być nam dobra wróżka.


Jak w tej bajce...Sekret szczęścia.

Jest to cudowna opowieść o małej sierotce, która nie miała rodziny i nie zaznała miłości. Pewnego dnia dziewczynka czuła się wyjątkowo samotna i smutna. Szła właśnie przez łąkę, gdy ujrzała małego motyla uwięzionego przez bezlitośnie kłujące ciernie. Im bardziej motyl się szarpał, tym bardziej ciernie wbijały się w jego delikatne ciało. Sierotka ostrożnie uwolniła go z tej śmiertelnej pułapki. Motyl nie odfrunął jednak, lecz zmienił się w piękną, dobrą wróżkę. Dziewczynka przetarła oczy z niedowierzania.
- Dziękuję ci za twoją dobroć - rzekła wróżka - Spełnię za to każde twoje życzenie.
Sierotka pomyślała przez chwilę, a potem powiedziała:
- Chcę być szczęśliwa!
- Bardzo dobrze - odparła wróżka i szepnęła coś do ucha dziewczynki, a potem zniknęła. Dziewczynka dorosła. Nigdy nie było na ziemi szczęśliwszej istoty od niej. Wszyscy pytali ją o sekret szczęścia, ale ona tylko uśmiechała się i odpowiadała:
- Gdy byłam małą dziewczynką posłuchałam rady dobrej wróżki.
Gdy była już bardzo stara i leżała na łożu śmierci, zebrali się wokół niej wszyscy sąsiedzi, gdyż obawiali się, że wraz z nią odejdzie również sekret szczęścia.
- Zdradź nam go - prosili - powiedz, co doradziła ci dobra wróżka.
Urocza starsza pani uśmiechnęła się tylko i rzekła:
- Powiedziała mi, że każdy, bez względu na to, jak pewny siebie, jak młody czy stary, jak bogaty czy biedny MNIE potrzebuje.
(autor nieznany)

My też mamy naszą kochaną, dobrą 'wróżkę', która już pomogła wielu  osobom odnaleźć swoją szczęśliwą drogę. Pewnego razu i mnie szepnęła  coś do ucha. Posłuchałam jej rady i odnalazłam zgubione szczęście za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
Zdradzę wam drogę do tej wróżki. Można ją spotkać tutaj:
http://zmiany-2012.blogspot.com/
i tutaj w pięknym duecie:
Droga do Wolnosci

"Gdy zamykają się jedne drzwi do szczęścia, otwierają się inne, ale często tak długo patrzymy na te zamknięte, że nie dostrzegamy tych, które zostały otwarte" - Hellen Keller

Wszystkim moim stałym i przypadkowym czytelnikom życzę, aby Nowy 2013 Rok dla każdego z Was był błogosławionym rokiem pełnym szczęścia, zdrowia i pokoju.
Niech Wam się spełnią Wasze marzenia!

Kochaj ludzi i świat
Sercem dziel otwieraj każdą z bram
Mimo wszystkich tych wad , kochaj mocniej więcej ponad czas
Po to serce swe masz, 
nikt nie będzie na tym świecie sam
Podziel wszystko i daj, tym co nic nie maja oprócz nas.

(Jorrgus)

Wednesday, December 5, 2012

Z każdym dobrym człowiekiem na świecie wschodzi słońce.


Miałam już w tym roku nie pisać na blogu. Zrobiłam wyjątek.
Wciąż jest tyle dobrego do zrobienia.
Cudowna, dzielna Ksenia z blogu http://wojownicza.blogspot.com/
potrzebuje daru serca.

21 grudnia 2012, w piątek o godz. 19:30 odbędzie się
Koncert charytatywny dla Magdy "SPOKOJNYCH ŚWIĄT " .
Magda to Ksenia, nasza blogowa siostra.

"Nazywam się Magdalena Markiewicz. Mam 30 lat. W sierpniu 2010 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi T2N2 G3. (…) Mam 9-letnią córkę, której chciałabym towarzyszyć w każdej chwili w życiu, pomagać jej w lekcjach, w dokonywaniu wyborów życiowych, po prostu być przy niej. Mąż w całej tej okropnej sytuacji przejął na siebie większość obowiązków domowych, logistycznych, a do tego musi chodzić do pracy."

Wszystkie informacje tutaj:

Koncert
Projekt Teatr

wojownicza - pójdziesz na koncert?


Zajrzyjmy do naszych serc. Tam znajdziemy to co My najbardziej potrzebujemy i co potrzebuje Świat:
dobroć i miłość.

Jedyną miarą serca jest Miłość.

Razem możemy sprawić, aby życie Kseni warte było wysiłku i znów odzyskało sens.

Spontaniczna milość do ludzi i tego co nas otacza, jest naszym największym bogactwem -
Phil Bosmans.

Koncert charytatywny dla Magdy "SPOKOJNYCH ŚWIĄT "

Informacje:

tutaj

tutaj

Blog Kseni: http://wojownicza.blogspot.com/


Dla Kseni i dla każdego


Niech Światło Twojej Miłości
wskazuje Ci drogę,
 niech swym blaskiem dotyka
i uzdrawia wszystko.

Wednesday, November 14, 2012

Ostatni post... szałwia, uzdrawianie, rok 2012



Ostatni w tym roku wpis.




Zwykle pod koniec roku robię sobie mniejszą lub większą przerwę. Nie będzie w tym roku nowych wpisów. Pojawię się dopiero w styczniu 2013.
W tym ostatnim w tym roku poście umieściłam informacje, które jeśli kogoś interesują, wystarczą do końca roku.

Podrzucam 3 tematy.

1. Szałwia
2. Uzdrawianie nowotworów i innych schorzeń Metodą Breussa.
3. Rok 2012.

ad.1.  Szałwia.

Szałwia w tym roku wyjątkowo pięknie się rozpanoszyła w moim mini ogródku. Posiałam ją w zeszłym roku, ale dopiero w tym roku pokazała całą swoją krasę. Kwitła pięknie, pachniała i rosła jak szalona. Obdzieliłam nią parę osób i zapasy na zimę w postaci suszu zrobiłam. 
Piję z niej herbatkę dość często.
Używam do przemywania twarzy, płukania włosów.
Dodaję utarte liście szałwii  np. z czosnkiem do różnych vege pasztetów, serków na surowo, których bazą są orzechy, migdały, czy pestki słonecznika, szczególnie pozostałe po zrobieniu mleka z tych ziaren.
Skubnę czasem listko szałwii i sobie żuję.
Lubię jej unoszący się podczas zaparzania po całym mieszkaniu specyficzny, uzdrawiająco-oczyszczający zapach. Lubię też parę gałązek szałwii trzymać w wazoniku jako kwiatek lub dodatek do innych kwiatów. Doskonały oczyszczacz powietrza.
Lubię szałwię i w tym roku szczególnie się z nią zaprzyjaźniłam.
 
Szałwia to jedna z najbardziej ulubionych przez zielarzy i tzw. szamanów roślinek. Warto zaprzyjaźnić się z szałwią.
Informacje o szałwi wyszperałam z różnych stron internetowych i podaję w wielkim skrócie.

Nazwa salvia pochodzi od łacińskiego słowa „salvare”, co oznacza leczyć, zbawiać, ratować.
Ze względu na różnorodność związków czynnych liście szałwii są jednym z najbardziej wszechstronnych i najczęściej stosowanych leków roślinnych.

Szałwia lekarska

Jest jedną z ważniejszych uprawnych roślin zielarskich o wielokierunkowym zastosowaniu leczniczym, kulinarnym i kosmetycznym.
W starożytności była symbolem zdrowia i długowieczności. Egipcjanie dodawali ją do pokarmów, by zwiększyć liczebność populacji po epidemiach. Starożytni Rzymianie uważali ją za świętą, miała strzec ich zdrowia i cnót domowych. Grecy i Rzymianie stosowali ją na problemy ze wzrokiem, utratę pamięci oraz ukąszenia węża.
W średniowieczu stosowano ją jako lek na przeziębienia, gorączkę, choroby wątroby i zaparcia.
Źródło: patrz więcej -  Poradnik zielarski
 
 
Działanie szałwi jest bardzo różnorodne. Można powiedzieć szałwia jest pomocna we wszelkich rodzajach schorzeń, z rakowymi na czele.
 
Jedynie kobietom w ciąży i karmiącym nie zaleca się szałwi. Najwyżej do płukania gardła. Najlepiej skonsultować z lekarzem.

Wskazania do stosowania szałwii:

nieżyt żołądka i jelit, biegunka, stany zakażeniowe i zapalne przewodu pokarmowego, ból brzucha, odbijanie, zaburzenia trawienne na tle nadmiernej fermentacji, nudności, wymioty, nieżyty układu oddechowego i moczowego, przeziębienie, schorzenia skórne, poty nocne i nadmierne pocenie się, choroby alergiczne, cukrzyca, niemiły zapach z ust, stany zapalne i ropne gardła oraz jamy ustnej, bóle wątroby i trzustki, zapalenie przydatków, upławy.

Zewnętrznie: płukanki, przemywanie, pędzlowanie, nalewki, nasiadówki, lewatywy, kąpiele, stany zapalne warg sromowych i pochwy, zapalenie spojówek i gałki ocznej, łzawienie, pieczenie oczu, trądziki, ropnie, liszaje, oparzenia, odparzenia, opryszczki, łojotok, wągry, przetłuszczające się włosy z tłustym łupieżem i in. Wraz z zabiegami zewnętrznymi stosować szałwię wewnętrznie doustnie.

Herbatka z szałwi jest jedną z ważnych i dominujących elementów stosowanych w leczeniu nowotworów i innych chorób Metodą R. Breussa, o której w ad.2.

Herbata z szałwii wg. Metody Breussa:

1-2 łyżki suszonej szałwii pokrojonej wkładamy do wrzącej wody w ilości 0,5 litra i gotujemy 3 minuty.
Teraz dodajemy trochę mięty pieprzowej, dziurawca, melisy. Macerujemy przez 10 minut (macerowanie to inaczej moczenie bez gotowania), cedzimy, i herbata gotowa.

Taką herbatę możemy pić codziennie przez całe życie, także po zakończeniu kuracji metodą Breussa.


ad. 2. Totalna kuracja antyrakowa Breussa.

Rudolf   Brouss opracował prostą i całkowicie naturalną metodę leczenia wszelkich nowotworów. W sumie jest to metoda znana już od dawna i stosowana z powodzeniem, bardzo prosta i tania, wymaga powstrzymania się od jedzenia - inaczej mówiąć 42- dniowy oczyszczająco-leczniczy post.(dokładne informacje w podanych poniżej linkach)
Nie jest to scisły, całkowicie bez jedzenia post.
Moja propozycja dla każdego jest, aby przynajmniej od czasu do czasu zastosować ten rodzaj kuracji w celach profilaktycznych. Np. 1 dzień w tygodniu, 1 dzień w miesiącu, lub wg. własnego uznania.
Pamiętajmy!
Lepiej zapobiegać, niż leczyć.
A kuracja ma działanie oczyszczające, co jest podstawą w leczeniu każdego typu schorzenia.

Kuracja składa się z trzech elementów:

-Sok warzywny
-Herbata z szałwii
-Herbata oczyszczająca nerki


(przepisy na poszczególne elementy w podanych linkach)

1. Rano - pół szklanki herbaty nerkowej.

2. Po 30-60 minutach - 1-3 szklanki ciepłej szałwii.

3. Po 30-60 minutach trochę soku warzywnego. Potem co jakiś czas sok, kiedy poczujemy głód. Do południa 10 do 15 łyków soku. Natomiast możemy pić do woli herbatę z szałwii.

4. W południe pół szklanki herbaty nerkowej. Następnie trochę soku i herbata z szałwii bez ograniczeń.

5. Wieczorem jeszcze raz pół szklanki herbaty na nerki.

Sok należy pić drobnymi łykami i dokładnie mieszać ze śliną, aby minimalnie obciążać układ trawienny. Im mniej soku wypijemy, tym lepiej (maksimum pić pół litra dziennie). Wszystkie herbaty pijemy gorzkie. Cukier jest trucizną, pamiętaj o tym!


Wszystko o tej metodzie jest m. in. na pięknej stronie Rose of Sharon .
Strona ta nie jest obca wielu czytelnikom. Rose of Sharon to skarbnica wielu cennych porad, metod uzdrawiania i innych ciekawych tematów. Gorąco ją polecam.
Patrz tutaj:
naturalne leczenie nowotworów i innych chorób - metoda R. Breussa


 Na moim blogu - Artykuły,  umieściłam również obszerne informacje o metodzie R. Breussa:
Totalna kuracja antyrakowa Breussa

Każdy może znaleźć coś dla siebie. Sugeruję, że jeżeli nasz styl życia i odżywiania nie preferuje jakiegoś składnika (który jest dodany do kuracji przy poszczególnych schorzeniach), oczywiście nie używać go. Np. śmietana., która występuje w niektórych przypadkach.

Filmik, przykład zastosowania metody B. Breussa:
http://youtu.be/gP2HX6jOyvw

Najważniejsze jest zrozumieć główną zasadę metody i dopasować ją do siebie.

Pamiętaj!
Jeśli masz poważne problemy ze zdrowiem, nie rezygnuj z leczenia lekarza prowadzącego!

Pamiętaj również!
Nikomu aż tak bardzo nie zależy na Twoim zdrowiu, jak Tobie. Twoje zdrowie jest przede wszystkim w Twoich rękach.

ad. 3. Rok 2012.

Na ten temat nie będę sugerowała moich opini. Bardzo interesuje mnie Rok 2012, lecz nie czuję się kompetentna do wypowiadania się na ten temat. Uważam, że najlepiej, jeśli każdy wyrobi sobie swoją własną opinię. Informacji w Internecie, książek, kaset, filmów związanych z tym rokiem jest bardzo dużo.  Kontrowersji, sporów, również. Które są najbliżej prawdy - najlepiej niech każdy sam decyduje. Moje zdanie nie musi być dokładnie takie samo jak Twoje. Każdy z nas ma inne doświadczenia, inne poglądy na świat, na to co się w nim dzieje, i w związku z tym inną skalę odniesień.
Na moim blogu (po lewej) jest wiele stron i blogów dotyczących Roku 2012, słynnego Kalendarza Majów, channelingów. Nie znaczy, ze to są najważniejsze i jedyne, a inne mniej ważne. Jest wiele pięknych, bogatych w informacje, których u mnie nie ma - poprostu dlatego, że nie mogę wszystkich, które bym chciała umieścić tutaj.

Polecam Pierścień Światła

Polecam także lekturę do poczytania, a właściwie do posłuchania (dzięki wrzucie) książkę MIŁOŚĆ BEZ GRANIC - autor Daniel Ostoja. Kto nie czytał, a ma ochotę, może nabyć książki tego autora w księgarniach czy Internecie lub posłuchać z nagrania (patrz link poniżej). Kolejność rozdziałów trzeba sobie dobrać.
Link: Daniel Ostoja - Miłosć bez granic 
(autor nagrania: http://marko188.wrzuta.pl/)

Pozwoliłam sobie jeszcze na koniec tego roku przytoczyć tutaj parę pięknych fragmentów z komentarzy z cudownej strony  Krystal , które dotyczą Uzdrawiania. Chciałam je zachować dla siebie i dla innych, którym mogą być pomocne, żeby nie umknęły do lamusa. Wszystkie komentarze przepojone są przepiękną energią miłosci, chęcią pomocy, lecz wszystkich nie mogę tutaj umieścić. Patrz więcej post:
Módlcie się nieustannie za zmagających się ze zmianami .
Komentarze te, to reakcje na komentarz jednej z osób, która podzieliła się swoim bólem i bezradnością z powodu swej ciężkiej choroby.
Jak dobrze mieć prawdziwych przyjaciół!
Natychmiast posypały się słowa otuchy i wsparcia.
Może te słowa i porady komuś jeszcze się przydadzą. Podaję tylko fragmenty:

*Uzdrawianie polega i daje efekty tylko poprzez ZMIANĘ WIBRACJI. Twoja choroba to wibracja wychodząca i mówiąca: jestem chora, dalej chora, boli mnie, żle sie czuję, szpital, samotność…..i taki sygnał idzie do ciała i ono tak reaguje. Powinnaś w ogóle przestać mysleć o problemie czyli o chorobie tak jakby jej nie było, zostawić to, a zająć się zmianą swojej świadomości czyli podnieść wibracje poprzez :
 1. spróbuj oglądać non stop komedie i śmiać się ile tylko dasz radę – od rana do nocy – 1, 2, 3 ,…..dni – nie daj sobie czasu na myślenie o chorobie.
 2. zachwycaj sie pięknymi obrazami, widokami, przyrodą, muzyką, tańcem…. Wszystkim tym co ci da radość, uśmiech, lekkość, szczęście.
 3. a może masz hobby, pasję…..zajmuj się nią non stop, aby tylko nie dać szansy chorobie.
Podsumowując: MUSISZ ODWRÓCIĆ SWOJĄ UWAGĘ OD PROBLEMU i nawet przestać wizualizować idealne zdrowie, bo to przyciągnie myślenie, że jesteś chora i twoje SAMOPOCZUCIE wpadnie w “czarną dziurę” i szkoda pracy.
A więc MUSISZ wszystko robić, aby twoje samopoczucie było z “górnych półek”. Zmiana nastawienia wpływa na samopoczucie.
Trzymam kciuki za Ciebie – jeżeli bardzo chcesz to musi ci się udać.
 pozdrawiam z usmiechem

*Uwierz z całych sił swoich w uzdrowienie, nie poddawaj się, zobacz siebie w idealnym zdrowiu i trzymaj ten obraz non stop i już zacznij dziękować tak jakby się już wszystko zadziało, nie dopuszczaj wątpliwości, wiara ma być “ślepa” i uparta … a zaczną dziać się cuda. Wierzę w Ciebie – uwierz i TY.
 Niech Cię Miłość prowadzi.

Dodam do tych pozytywnych uzdrawiających komentarzy link do strony:
Sekret Zdrowia.  

Jeśli cierpisz na jakąś chorobę i skupiasz się na tym, rozmawiasz o tym z ludźmi, to tym samym tworzysz więcej komórek chorobowych. Musisz widzieć samego siebie żyjącego w doskonale zdrowym ciele. Chorobą niech zajmą się lekarze. -
Bob Proctor

Na zakończenie tego wyjątkowego 2012 Roku, jeszcze parę myśli z Tu i Teraz - TRANSFORMACJA ŚWIADOMOŚCI :

Zgodnie z prawem wolnej woli ja sam reguluję wszystkie procesy w życiu i albo zbieram owoce, albo ponoszę klęski. Ja jestem stróżem mojego ogrodu.

Weź się w garść i muśnij to, co NIEWIDZIALNE, BEZGRANICZNE, BEZCZASOWE. Zbierz swoje pomysły, nadaj im kształt i uporządkuj świat myśli. Rozwiń w sobie zdolność sprawiedliwego rozstrzygania, bez wartościowania wrażeń pomiędzy “złym" a “dobrym". Uwolnij się od uprzedzeń!

 Dziś uzdrowię wszystkie moje słabe punkty, pierwszy wyciągam rękę na zgodę. Przestaję być pamiętliwy. Pielęgnowanie uraz, duma i upór nie idą w parze z miłością.

Życzę Wszystkim pomyślnego zakończenia tego 2012 Roku
i Szczęśliwego Nowego 2013 ROKU!


Podziel się tym, jeśli czujesz to w swym sercu - Trzy Dni Światła:



Rok 2012
cz.1
http://youtu.be/MVaSw26Yngs
cz2.
http://youtu.be/Eoazdd8FSQM
cz.3
http://youtu.be/CtcjF0I9B0M
cz.4
http://youtu.be/hWUZuIu590E

Do zobaczenia w Nowym 2013 Roku.

*****

Monday, November 12, 2012

Wegańskie dziecko na diecie RAW - Faychesca Graham


Wegańskie dziecko na diecie RAW - Faychesca Graham

Poniżej tłumaczenie krótkiego artykułu napisanego przez dr Douglasa Grahama, autora znanej książki "80/10/10 Diet". (link)

Przetłumaczyła i opublikowała na swoim blogu iveggy, autorka pięknego bloga: http://weganizm.blox.pl/html

 Nasza siedmioletnia córeczka lubi jeść surowe owoce, warzywa, orzechy i nasiona. Co w tym dziwnego? Absolutnie nic! Tylko że ... jest to jej jedyne jedzenie, od kiedy przestała ssać mleko matki. Może dziwne w tym jest to, jeśli w ogóle jest w tym coś dziwnego, że dla naszej córki jedzenie surowych owoców, warzyw, orzechów i nasion jest doskonale normalne. Musieliśmy również bardzo dogłębnie wyjaśnić jej, dlaczego niektórzy ludzie wybierają inny rodzaj pożywienia.
Kiedy Faychesca była malutka, uwielbiała karmić kaczki na pobliskim stawie. Kupowaliśmy za kilka centów bochenek "starego" chleba w miejscowym sklepie i karmiliśmy nim ptaki, które całkowicie polegały na ludziach, którzy im przynosili coś, co Faychesca nazywała "ptasie jedzenie".
 
Pewnego dnia Faychesca zauważyła kogoś jedzącego kanapkę i zapytała, dlaczego ten pan je ptasie jedzenie. I tak zaczęła się edukacja naszej córki w dziedzinie etycznego weganizmu, włącznie z tolerancją względem wyborów żywieniowych innych ludzi.
Nauczyliśmy jej naszych wartości moralnych, używając wyrażenia "w naszej rodzinie" - jako metody kształtowania naszych wyborów. Wyjaśniliśmy jej, że my oboje zostaliśmy wychowani jedząc wszystko, ale z czasem okazało się, że weganizm, a ściślej surowy weganizm, był dla nas faktycznie najlepszy.
Faychesca zaczęła dostrzegać, że znajome dzieci często jadły pokarmy jej nieznane, również jej koleżanki i koledzy zauważyli jedzenie Faychesci.
Szczerze mówiąc, dla żadnego z dzieci nie stanowiło to naprawdę wielkiej różnicy, z tym wyjątkiem, że wielu jej przyjaciół chciało jeść jedzenie Faychesci zamiast swojego. Ona sama świetnie wygląda i jest bardzo zadowolona z jedzenia, na którym się wychowuje.
(Oczywiście, jako rodzice, nauczyliśmy się robić zdrowsze wersje ciastek, tortów, ciast i innych wymyślnych potraw, podobnych do tych, jakie jedzą koledzy Faychesci, z tym, że są one wykonane głównie z owoców i orzechów.)
Bycie wegańską rodziną raw wydaje nam się zupełnie normalne. W ten sam sposób, jak niektóre dzieci są wychowywane zgodnie z zasadami różnych religii i istnieje wiele diet, do których rodziny stosują się bardzo ściśle.
Dzieci szybko uczą się, że prawie każda kultura odżywia się unikalnymi pokarmami, i my to często podkreślamy, ale nigdy nie wyśmiewamy innych. Restauracje zwykle serwują to, co w danej kulturze najczęściej się jada. Nauczyliśmy naszą córkę, że surowy weganizm jest w jakimś sensie inną kulturą, z której ona może być dumna i Faychesca czuje się bardzo dobrze jako ktoś wyjątkowy.
Jako rodzice, obserwujemy jej zdrowie, samopoczucie i rozwój, i jesteśmy całkowicie usatysfakcjonowani.

Źródło: tutaj

ps.

Wegańskie dziecko na diecie RAW - Faychesca Graham, to artykuł, który dedykuję pewnej młodej przyszłej mamie (również wszystkim mamom), która poszukuje wiedzy, która pomoże jej wybrać najzdrowszy sposób odżywiania swojego z miłością oczekiwanego baby.
 

Friday, November 9, 2012

Jesteś tym co myślisz, pijesz i jesz.... z cyklu Moja Historia


Jesteś tym co myślisz, pijesz i jesz. Tyle, że kilka lat temu nawet się nad tym nie zastanawiałam. Nie musiałam. Od 6 do 15 roku życia trenowałam wyczynowo pływanie. Miałam świetne zdrowie, przemianę materii i figurę. Codziennie cztery godziny treningów, plus normalne zajęcia szkolne. Dzień zaczynałam o 5, wracałam do domu ok 18, a mimo to miałam mnóstwo energii i entuzjazmu. Bardzo rzadko chorowałam.

 
Później chciałam rozwijać się w innym kierunku, przestałam trenować pływanie i wybrałam liceum plastyczne. Słodki, beztroski czas, ale z narastającym cieniem – moja mama chorowała. Zaczęło się od samoistnego złamania kości udowej kiedy po prostu przechodziła z pokoju do kuchni, a 5 lat później skończyło się śmiercią z powodu nowotworu piersi. To był dla mnie bardzo trudny czas, niemal codzienne wizyty w szpitalu onkologicznym, potem hospicjum, przerażenie, smutek… Miałam 21 lat i nie byłam na to wszystko przygotowana.

Sytuacja rodzinna spowodowała, że musiałam się bardzo szybko usamodzielnić, ale to nie stanowiło dla mnie problemu. Od dzieciństwa byłam niezależna jak na jedynaczkę przystało ;) Wiedziałam co chcę robić – projektować strony. Problem polegał na tym, że w moim rodzinnym Lublinie niewiele było pracy w tym kierunku, a jeśli już jakieś ogłoszenie się pojawiało, to raczej mało ambitne. Chciałam czegoś lepszego. W tym czasie dużo pracowałam i stresowałam się, ale nie miałam żadnych dolegliwości. W końcu postanowiłam wyjechać do innego miasta.

13 lipca 2004 roku o 5.30 wsiadłam w busa do Warszawy mając bilet tylko w jedną stronę :) Nie wiedziałam co się zdarzy, ale wierzyłam, że mi się uda. Jakiś czas później znalazłam wymarzoną pracę, projektowałam strony dla najlepszych marek, rozwijałam się, było super. Tyle, że nikt nie nauczył mnie radzić sobie ze stresem. Pracowałam po 12 godzin. Na śniadanie zjadałam ciastko lub drożdżówkę popijając kawą. Po powrocie do domu ok. 22 często przypominałam sobie, że cały dzień nic nie jadłam. Trwało to kilka lat. Zbudowałam dobre portfolio. Bilans zdrowia był jednak fatalny. Miałam poważne problemy z kręgosłupem, dolegliwości związane z jelitami i żołądkiem. Byłam ciągle zestresowana i przemęczona. Nie zwolniłam jednak, za dużo było jeszcze ciekawych projektów do zrealizowania. Chudłam w oczach (a zawsze byłam szczupła).

W końcu postanowiłam trochę odpocząć. Znalazłam pracę na pół etatu w przyjaznej firmie, z bardzo fajną atmosferą. To były moje wakacje, miałam mnóstwo czasu dla siebie, zaczęłam normalnie jeść, zakochałam się :) W jakieś 3-4 miesiące z rozmiaru 36 wskoczyłam na 42. Nie wiedziałam co się dzieje, nigdy wcześniej nie miałam problemów z wagą. Przeczytałam na forach sportowych, że mój organizm zwolnił metabolizm (bo za mało jadłam) i przeszedł w tryb awaryjny – całe pożywienie jakie dostarczałam było teraz magazynowane na wypadek gdyby znowu zabrakło posiłku. Zaczęłam się odżywiać wg. klasycznej diety białkowej. Małe porcje jedzenia, 4-5 razy dziennie. Jadłam głównie mięso i nabiał. Początkowo bardzo dużo ćwiczyłam – 5 dni w tygodniu. Waga stała jednak w miejscu. Moja walka o figurę trwała jeszcze rok, ale nic się nie zmieniło. Coraz gorzej czułam się we własnej skórze. Miałam ogromne problemy z jelitami, organizm całkowicie się rozregulował. Cały czas bolał mnie brzuch. Rano budziłam się i byłam już zmęczona, straciłam całą ciekawość świata, coraz bardziej odgradzałam się od ludzi. Żyłam jak we mgle. Kilka razy zasłabłam, byłam przerażona. Ubezpieczyłam się (pracowałam na umowę o dzieło) i przeszłam serię badań. Okazało się, że mam anemię, niedoczynność tarczycy z podejrzeniem choroby Hashimoto, zespół jelita drażliwego, skrzywienie kręgosłupa (mogące zaowocować w przyszłości migrenami i niedowładem prawej ręki), 24 mm niezłośliwego guza, którego nie da się wyleczyć farmakologicznie, a operacja wiąże się z dużym ryzykiem krwotoku. Zalecenie – czekać i obserwować. Nie zamierzałam czekać. Lekarze określili większość tych chorób jako „nieuleczalne choroby cywilizacyjne” z którymi da się żyć nawet komfortowo, jeśli będzie się zażywać lekarstwa łagodzące objawy. Dostałam listę piguł, z których poskutkowały tylko hormony tarczycy. Reszta nie przyniosła efektów a nawet, jak w przypadku jelit, pogorszyła sytuację.

Zaczęłam szukać na własną rękę. Wiedziałam że ścigam się z czasem. Przekopując się przez gigabajty internetowych bzdur trafiłam w końcu na film „Crazy Sexy Cancer”. Trzydziestoletnia autorka – Kris Carr przedstawia w nim swoją historią zmagań ze złośliwym, bardzo agresywnym rakiem wyściółki naczyń krwionośnych wątroby i płuc (EHE). W momencie diagnozy miała już 24 guzy. Jednak dzięki diecie, ćwiczeniom, pracy nad emocjami i zdrowemu myśleniu o swojej chorobie udało jej się zatrzymać rozwój nowotworu! Uwierzyłam, że ja też mogę być zdrowa. Zaczęłam czytać o surowej diecie (Raw food), balansie kwasowo – zasadowym, wpływie rafinowanego cukru na organizm, zielonych sokach, relaksacji, technikach wolności emocjonalnej, pracy z negatywnymi myślami itd. Zrozumiałam dlaczego utyłam, mam problemy z jelitami, bóle żołądka, zapalenia. Stało się jasne skąd fatalne samopoczucie i ciągłe zmęczenie. Uzbrojona w te informacje i książki dr Roberta O Younga postanowiłam wcielić wszystko w życie. Wzięłam worek na śmieci i wyrzuciłam z kuchni wszystko co nie było zgodne z Raw food. Kupiłam specjalną wyciskarkę soków Green Star i chyba tonę zielonych warzyw :) Następnego dnia byłam już weganką na surowej diecie. Po 3 tygodniach zrozumiałam, że motywacja i silna wola nie wystarczą. Zdrowe przechodzenie na Raw food powinno być stopniowym, naturalnym procesem a nie pełną wyrzeczeń mordęgą.

Zrobiłam 2 kroki do tyłu. Wróciłam do poprzedniego sposobu odżywiania, ale wybierałam jak najmniej przetworzone produkty. Prawdziwy chleb, ekologiczne mleko, masło i jaja, wędliny wyrabiane w tradycyjny sposób. Do tego stopniowo coraz więcej warzyw. Dużo eksperymentowałam z przepisami i te które uważałam za najsmaczniejsze włączałam do codziennej diety. Nowe potrawy były tak pyszne, że zastępowałam nimi niezdrowe posiłki z przyjemnością. Jedzenie stało się ekscytującą i radosną częścią mojego życia. Tym bardziej, że zaczęłam wracać do formy. Czym większą część mojej diety stanowiły warzywa, tym lepszą miałam kondycję i samopoczucie. Stopniowo ograniczałam stres dzięki relaksacji. Pracowałam nad negatywnymi myślami i emocjami. Ćwiczyłam jogę.

Po 9 miesiącach od czasu pierwszej diagnozy powtórzyłam badania. Organizm się ustabilizował, mam bardzo dobre wyniki krwi, po zespole jelita drażliwego nie ma nawet śladu, poprawił się stan kręgosłupa, ustąpiły zapalenia a guz się pomału zmniejsza. Znowu noszę rozmiar 36. Mam świetne samopoczucie i dużo energii. Odzyskałam radość. Każdego dnia jest coraz lepiej. Kiedy patrzę wstecz odczuwam ogromną wdzięczność, że udało mi się znaleźć wszystkie te informacje w momencie, w którym zły stan mojego zdrowia był jeszcze odwracalny. Choroba stała się początkiem zwariowanej podróży. Najbardziej inspirujące i soczyste fragmenty z dziennika pokładowego tej wyprawy znajdziecie na blogu ;) Zapraszam!

A to piękny blog Moniczki:
http://rawolucja.pl/

***

Wednesday, November 7, 2012

Kim jest guru?... i... ludzie piszą listy.


Powiem szczerze, nie mam guru. Jakoś tak się składa, że nigdy nie wytworzyła się we mnie chęć na wybranie i dokładne naśladowanie jednego tzw. mistrza, czy guru. Znam bardzo wiele osób, których zdanie i wiedzę sobie cenię, respektuję, ogromnie podziwiam, uczę się od nich wiele.
Uczę się właściwie od każdego, kto ma mi coś do przekazania, bez względu na to kim jest, jakie zajmuje stanowisko, w jakim jest wieku, czy ma tzw. licencje, tytuły, doktory, docenty, mistrze, mgry itp. tytuły. Tytuły dawno przestały być dla mnie jedynym drogowskazem do jakiejkolwiek Prawdy. Jeśli czyjaś wiedza rezonuje ze mną, przyjmują ją. Mogą to być pewne części wiedzy, które do mnie przemawiają dzisiaj, a inne jeszcze nie, co nie znaczy, że w innym momencie nie spojrzę na to inaczej. 
Bardzo często prawdziwą mądrość dostrzegam u bardzo prostych ludzi.

Piszę o tym dlatego, żeby poddać pod zastanowienie się, czy warto całkowite zaufanie (zwłaszcza w sprawach zdrowia) pokładać tylko w jednym człowieku, a dokładniej w jego decyzjach na nasze zdrowie i życie, tylko dlatego, że jest to np. słynny naukowiec, świetny mówca, znany, ceniony przez wielu lekarz, naturoterapeuta czy cuda czyniący szaman. Zbyt często ludzie stają się zamknięci na nowe, zagubieni, a nawet przedwcześnie odchodzą z tego świata z powodu zapatrzenia się i kompletnego zaufania jednemu autorytetowi,
a zapominają o ważnej zasadzie -
Twoje zdrowie jest w Twoich rękach. Jeśli sami nie wieźmiemy czynnego udziału w kreowaniu swojego życia i zdrowia, nic i nikt tak do końca nie będzie w stanie nam pomóc.

"Uzdrawianie czy nauczanie nie polega na konkretnych umiejętnościach czy konkretnej wiedzy wyuczonej z książek czy odbywanych kursach. Moc uzdrawiania nie może być nabyta przez coś z zewnątrz. Jest to „częstotliwość rozwiązania”, która jest obecna w twoim własnym polu energetycznym, w efekcie twojego własnego wewnętrznego rozwoju i jasności świadomości."

Polecam rozważania na temat - Kim jest guru?



Źródło pochodzenia filmu: Ulotne myśli


Polecam również dzisiejszy post Grzesia, z blogu Leczenie raka,  a właściwie jest to inspirujący list:
dostałem list...

U Grzesia jest wiele innych, inspirujących historii ludzi, którzy podjęli walkę z poważnymi chorobami:
historie ludzi dotkniętych nowotworem

Friday, November 2, 2012

Ważność eliminowania odpadów


Wyniszczający intruz/monster/potwór - zatwardzenie.


 
 
 Zazwyczaj to, co jest normalne dla jednego, nie musi być normalne dla drugiego. Jednak jest jedna sprawa dla której nie ma wyjątków. Wszystkie żyjące stworzenia, które jedzą i piją, muszą również niestrawione odpady wyeliminować z organizmu.
 
Jeśli eliminacja odpadów jest zakłócona mówimy o ZATWARDZENIU, czyli o zaparciach.
Zaparcia nie dyskryminują nikogo, zarówno młodzi, jak i starzy, biali i czarni, zwierzęta i ptaki, wszyscy doświadczają cierpienia od tego wyniszczającego potwora, jeśli ich akurat dopadnie. To naprawdę jest potwór, gdyż potwornie potrafi wymęczyć nawet małe niemowlę.
Zadajemy sobie często pytanie, dlaczego ten potworek jednych sobie upodobał, a innych nie.
Jedni załatwiają się bez problemu, każdego dnia, a nawet po każdym jedzeniu, a inni męczą się, żeby cokolwiek wydusić z siebie chociaż raz na parę dni. Ale to temat długi, na inny post.
Krótko mówiąc - podstawowa przyczyna zaparć to niewłaciwy wybór rodzaju żywności, złe jedzenie i picie, źle skomponowane jedzenie, dezinformacja, złe nawyki żywieniowe, które przechodzą z pokolenia na pokolenie. To najważniejsze przyczyny naszego złego samopoczucia z powodu zaparć, a w konsekwencji i poważnych schorzeń.
Mnóstwo ludzi nie funkcjonuje bez olejku rycynowego lub różnych tabletek przeczyszczających.
Dzisiaj nie będzie głębszej analizy spraw typu co jeść, a czego unikać. Będzie natomiast o cudownym ziółku, który sobie ostatnio bardzo upodobałam. Chociaż zaparcia u mnie to już daleka przeszłość, ale skłonność czasem się pojawia, zwłaszcza przy przemieszczaniu się, np. wakacyjne wyjazdy, itp.
Myślę, że skłonność do zaparć tak naprawdę pozostaje na bardzo długo.

To cudowne ziółko to  - Babka Płesznik. Naprawdę ta babeczka powinna być w każdym domu. Ja ją uwielbiam. Jest cudowna i niezmiernie pomocna. Przyznam, że nie wiedziałam o niej nic. Pewnego dnia czytając przepis na jakiś raw przysmak w wykonaniu raw szefa Russela Jamesa ( Russel James - blog), w składnikach znalazłam Psyllium Husk (łuski babki płesznika), który szef dodawał do raw ciasta, aby go zagęścić.
Zaraz się tym zainteresowałam i nigdy mi go już nie brakuje.

Babka płesznik przez niektórych zielarzy uważana jest nawet za rodzaj naturalnego probiotyku, gdyż wpływa pozytywnie na wzrost liczby dobrych bakterii w jelitach oraz stanowi źródło dietetycznego błonnika.
Dlatego więcej szczegółów o babce płesznika umieszczę na moim probiotykowym blogu.
Tutaj najważniejsze.
Babkę płesznik można stosować w ciąży i okresie karmienia piersią. To bardzo cenna zaleta, wiele kobiet w ciąży cierpi na zaparcia. Babka jest super pomocna. Babka płesznik jest również przyjazna dla niemowląt.
Należy pamiętać, że nie jest to typowy środek przeczyszczający, choć tak bywa określany. Tak naprawdę Psyllium nie różni się od zwykłej owsianki z owocami, która zawsze jest zalecana jako tzw. zdrowa dieta. Zawiera wszystkie rodzaje zdrowego rozpuszczalnego błonnika.
 Niektóre źródła sugerują, że jednak bezpieczniej dla kobiety jest skonsultować się z lekarzem,  jeżeli jest w ciąży lub planuje zajście w ciążę.

Ponieważ absorbuje wodę w jelitach, łagodzi również przewlekłą biegunkę.
Łuski z babki płęsznika to naturalny blonnik.
Bardzo pomocna przy odchudzaniu.
Można stosować go jako zagęszczacz do różnych deserów, lodów, napojów, zup. Ja najczęściej używam dodając do smoothie owocowego lub jarzynowego, różnych na surowo past, pasztecików, ciast, co poprawia ich spójność i wzbogaca w błonnik.
Nie stosuję jej regularnie codziennie, nie mam takiej potrzeby, ale bardzo często. Daję zazwyczaj 1 łyżeczkę płaską na dużą szklanę smoothie (do blendera i miksuję razem z owocami).
Najlepiej sprawdzić dawkę na opakowaniu lub skonsultować z lekarzem jeśli ma się poważne problemy jelitowe lub zażywa lekarstwa. 
Zalecana dawka to 1-3 łyżeczek na dobę z dużą ilością wody.

Używając babkę płesznika bardzo szybko zapomina się o zaparciach. Można jedynie zdziwić się jak  szybko, ładnie, bezbolesnie,  bardzo dokładnie i obficie można wyrzucać wszystkie niestrawione odpady. Wielka ulga i wielkie sprzątanie.
Polecam każdemu wypróbować w celu oczyszczenia organizmu, nawet tym, którzy nie maja problemów z zaparciami. Może się okazać, że dokładne wyeliminowanie wszelkich odpadów trawienia wygląda trochę inaczej.
Szczególnie polecam babeczkę przy wszelkich problemach jelitowych!
 
Ważna Uwaga!
  Podczas stosowania babki zalecane jest pice dużej ilości płynów. 


Po więcej informacji i aby zobaczyć jak wygląda babka płesznik można zaglądnąć tutaj:
babka płesznik
 
***



Aby nam się lepiej wyrzuciło to co niepotrzebne i oczyściło organizm przed zimą, a przy okazji wzmocniło system immunologiczny, proponuję skorzystać z zaproszenia Vitalmanii
na tydzień wspólnego szejkowania. 
Super inicjatywa. Razem zawsze lepiej.
 Festiwal rozpoczyna się 5 listopada (poniedziałek) i trwa tydzień.
Dokładne informacje tutaj:
Fruity Shake Festival

ps.
dla tych, którzy chcą więcej informacji na temat wydalania odpadów, polecam zaglądnąć na cudowne diety
tutaj

Monday, October 29, 2012

Z cyklu Moja Historia - Wrzodziejące zapalenie jelita grubego.


Każdy, komu  przytrafiło się schorzenie o nazwie Colitis Ulcerosa, czyli wrzodziejące zapalenie jelita grubego zna więcej lekarzy niż niejeden agent ubezpieczeniowy. Od internistów, parazytologów, gastrologów, neurologów, psychiatrów, itd, aż po medycynę naturalną. Każdy specjalista daje swoje rady, lekarstwa, a choroba jest uparta i ani myśli dać spokój umęczonemu, sfrustrowanemu człowiekowi. Człowiek z CU jest spięty, nerwowy, któż by nie był myśląc ciągle, aby być w pobliżu toalety.
Choroba zaliczana jest praktycznie do nieuleczalnych.
Jest powiedzenie "nie ma chorób nieuleczalnych, są tylko choroby źle leczone". Również w przypadku CU oraz więcej można spotkać ludzi, którzy całkowiecie poradzili sobie z tym problemami jelit, jak np.  Paul Nison (choroba Crohna)

Dzisiaj polecam stronę następnego zwyczajnego człowieka, (jak sam skromnie określa  siebie autor), który nie poprzestał na wyroczniach współczesnej medycyny i sam postanowił wziąć sprawę w swoje ręce. Obecnie dzieli się swoimi doświadczeniami, porażkami i sukcesami.
Myślę, że lepiej uczyć się na czyichś błędach niż cierpieć niepotrzebnie.

A to Robert i jego historia - Jak leczę Colitis Ulcerosa
 Gorąco polecam.
***
Witaj na stronie poświęconej opisowi mojej drogi leczenia choroby Colitis Ulcerosa (wrzodziejące zapalenie jelita grubego) – choroby farmakologicznie nieuleczalnej, wobec której współczesna medycyna jest jak na razie bezradna (oferuje jedynie kontrolę stanu chorego i starania mające na celu zahamowanie choroby lecz nie jej uleczenie). Więcej o Colitis Ulcerosa można przeczytać na stronach Internetu i tam odsyłam czytelnika.
Jestem zwyczajnym człowiekiem, mężczyzną w wieku ponad 30 lat (to “ponad” to już całkiem spore ponad :P ). Mam wspaniałą żonę i dwójkę dzieci. Z zawodu jestem informatykiem i mieszkam w Warszawie.

Badanie histopatologiczne
Badanie endoskopowe
Colitis Ulcerosa zdiagnozowano i potwierdzono u mnie w grudniu 2009 roku. Uprzednio przez kilka miesięcy próbowano mnie leczyć na hemoroidy, zatrucia pokarmowe itp. Dopiero gdy trafiłem do proktologa, ten skierował mnie na kolonoskopię. Badanie endoskopowe i histopatologiczne potwierdziło, iż moje jelito jest zaatakowane przez wrzodziejące zapalenie jelita. Lekarz oczywiście mi wytłumaczył dosyć szczegółowo czym się charakteryzuje ta choroba, jak z nią żyć, jakie leki zażywać i czego unikać w diecie. Wytłumaczył również, iż przyczyna choroby nie jest znana medycynie. Podobnie rzecz ma się z możliwością jej wyleczenia – oznajmił mi, iż będę zmuszony do dożywotniego brania tabletek. Przepisał mi Asamax w tabletkach i czopkach. Na szczęście bardzo dobrze zareagowałem na lek i objawy CU ustąpiły po kilku dniach. We współpracy z lekarzem zmniejszałem dawki leków aż po kilku miesiącach całkowicie zapomniałem o chorobie (i tabletkach również). Niestety również zacząłem zapominać o ograniczaniu diety wedle zaleceń proktologa i stopniowo dodawałem “zabronione” składniki. Prowadziłem również normalny tryb życia – bez większych ograniczeń i zakazów (niestety niezbyt zdrowy tryb życia).
Po kilku kolejnych miesiącach choroba dała znać o sobie ponownie. Tym razem trafiłem na wizytę do gastroenterologa (wyczytałem gdzieś, iż to właściwy specjalista od CU). Miła pani gastroenterolog przejrzała wyniki moich badań, historię leczenia i ponownie zapisała Asamax. Wykorzystałem pozostały czas wizyty by nieco porozmawiać o chorobie. Ku mojej radości pani stwierdziła, iż żadne szczególne modyfikowanie diety nie jest konieczne. Kluczowym miało być natomiast regularne zażywanie lekarstw. W sumie to bardziej komfortowa sytuacja jak dla mnie – pomyślałem. Skonsultowałem się również nieco później z innym gastroenterologiem. Tym razem był to lekarz z USA z ośrodka, który leczy tylko i wyłącznie choroby takie jak C&C. Również ów lekarz potwierdził mi zalecenia mojej gastroenterolog (choć wedle Jego słów dawki leków powinny być większe i nigdy nie powinno się przerywać przyjmowania medykamentów – nawet przy remisji). Nawiasem mówiąc, nikt przedtem tak pięknie i obrazowo nie opisał mi mojej choroby i bezradności medycyny wobec niej – byłem pod dużym wrażeniem ekspresji tego lekarza. Stosowałem się zatem do zaleceń, znów w dosyć szybkim czasie doprowadzając do zaniku objawów.
Jednak wciąż coś nie dawało mi spokoju… Pewnego dnia siadłem przy komputerze i rozpocząłem poszukiwania w Internecie. Poszukiwania trwały kilka miesięcy i doprowadziły mnie do momentu, w którym się obecnie znajduję. Na początku oczywiście odnalazłem mnóstwo różnego rodzaju diet i zaleceń. Jednak nie wydały mi się one zbyt sensowne i nawet nie próbowałem ich stosować. Czytałem o nich ale nie kwapiłem się do aplikowania – nie przemawiały do mnie zwyczajnie. W pewnym momencie odnalazłem w Internecie informację o diecie Gersona – to był przełom. Poszedłem z dalszymi poszukiwaniami w tym właśnie kierunku. Wkrótce potem trafiłem na stronę Dave-a Klein-a i informację o Jego książce i osiągnięciach, odkryłem strony Paula Nisona, Instytutu Hipokratesa, ruchu Living Nutrition itp – zachęcam do samodzielnych poszukiwań. Przez wiele dni studiowałem materiały z tych stron i zdecydowałem się na zakup książki Dave Klein-a pt. “Self Healing Colitis & Crohn’s“. Jak tylko książkę dostałem w swoje ręce oddałem się lekturze. Potem przeczytałem jeszcze raz… No i zaczęła się rewolucja…
Z książki dowiedziałem się, iż lekarze związani z medycyną naturalną (nie tą opartą na farmakologii) leczą (i to nie przez usunięcie jelita) schorzenia takie jak CU czy CD. Co więcej – leczą je z wielkim powodzeniem i bez żadnych problemów. Znają również przyczynę naszej choroby – według Nich przyczynami są niezdrowe odżywianie się (dieta oparta o mięso, potrawy mączne, nabiał, przetworzone pokarmy, chemicznie konserwowaną żywność, nadmiar białka i tłuszczów itd), niewłaściwy sposób jedzenia pokarmów (przejadanie się, jedzenie o niewłaściwej porze, niewystarczające żucie pokarmów…), nadmiar stresu, zbyt mało snu. Czynników jest wiele – co więcej są to rzeczy “oczywiste”, z których sobie prawdopodobnie zdajemy sprawę ale mamy je w głębokim poważaniu i w efekcie masowo chorujemy na różnego rodzaju choroby nękające obecnie ludzkość. Książka zawiera również mnóstwo opisów traktujących o tym, jak działają na nasze jelito poszczególne składniki diety “standardowej” i leczniczej, wyjaśnia przyczyny takiego a nie innego podejścia do leczenia itd.
Nie jestem w stanie opisać ogromu informacji zawartych w niemal 300 stronach książki w kilku wpisach na stronie internetowej. Dlatego zdecydowanie polecam lekturę całej książki a nie tylko fragmentów zawartych na mojej stronie – zdecydowałem się na stworzenie tej strony z myślą o umieszczeniu informacji w języku polskim, iż taka książka w ogóle istnieje i nie jesteśmy w sytuacji beznadziejnej :) . Chciałem też nieco wspomóc osoby, które nie są w stanie przeczytać książki w języku angielskim (o co byłem bardzo proszony). Jednak proszę nie oceniać samej książki i metody dr Klein- a na podstawie moich wpisów – są zbyt lakoniczne i nie pokrywają nawet ułamka informacji, które są zawarte w samej książce. Lekturę tej książki poleciłbym dosłownie każdemu człowiekowi na Ziemi. Informacje w niej zawarte mogą się przydać, moim zdaniem, wszystkim- nie tylko tym, którzy chorują na Colitis Ulcerosa, chorobę Crohn-a czy inne choroby układu pokarmowego.
Z książki dowiedziałem się również jak można wyleczyć moją chorobę. Wymaga to zmiany sposobu odżywiania się i sposobu życia. Jednak przy uciążliwościach jakie za sobą niesie życie z Colitis Ulcerosa chętnie zaakceptowałem na te zmiany :) . Oto one:
  • sposób żywienia zmieniłem na “surowy” wegański (inaczej raw food diet, raw vegan, dieta witariańska)
  • zacząłem dużo spać (minimum 8 godzin dziennie a najchętniej 10-12 godzin dziennie)
  • nie denerwuję się, nie stresuję i unikam takich sytuacji jak mogę – w moim przypadku to nerwy najbardziej niekorzystnie wpływają na jelito
  • staram się chodzić na spacery, obcować z przyrodą
  • staram się codziennie aplikować ćwiczenia fizyczne
  • niestety nie byłem w stanie wziąć długiego okresu wolnego od pracy i dzieci (w tamtym czasie urodziło mi się drugie dziecko i na Jego opiekę poświęciłem urlop)
Teraz zapewne czytelnik, który jest chory na CU lub CD wyobraża sobie, iż coś ciężkiego upadło mi na głowę a książka to stek bzdur. Na początku też tak myślałem :) . Wbrew temu co można sobie wyobrazić (i mówią lekarze) przejście na dietę raw vegan nie jest problemem nawet w naszym przypadku. Jednak UWAGA – trzeba to robić zgodnie z zaleceniami zawartymi w książce i zdrowym rozsądkiem, uważnie obserwując reakcje swojego organizmu by uniknąć gwałtownego nawrotu choroby !!! To oczywiste, że przy schorzeniach takich jak C&C np. surowe warzywa z nadmiarem błonnika doprowadzą organizm do gwałtownych reakcji. Opis jak powoli i systematycznie wprowadzać dietę jest zawarty w książce. Opisuję go też na stronie “Plan diety wegańskiej”.
W słuszności mojego wyboru utwierdził mnie w tamtym czasie pewien lekarz, do którego poszedłem po receptę na Asamax i radę jak stopniowo odstawić tabletki. Stwierdził On, iż nie jest prawdą, iż Colitis Ulcerosa jest chorobą nieuleczalną! Byłem w szoku – lekarz powiedział coś takiego… Mój szok zmalał gdy facet wyjaśnił, iż oprócz medycyny normalnej studiował również przez kilka lat medycynę tybetańską w Tybecie. Tak czy inaczej – przepisał leki, dał instrukcje jak leki stopniowo odstawiać, życzył powodzenia i bardzo podniósł na duchu i utwierdził mnie w słuszności wyboru drogi leczenia. Już następnego dnia przystąpiłem do działania.
Zacząłem zatem w sierpniu 2010 roku. Najpierw kwestie zaopatrzenia – wynalazłem w Warszawie hurtownię artykułów Bio, która ma w ofercie sporo surowych warzyw i owoców, resztę kupuje na giełdzie owocowo-warzywnej. Uprzednio również wyjaśniłem rodzinie, iż będę się odżywiał nieco inaczej – ku mojemu zaskoczeniu moja żona również zdecydowała się przejść na dietę raw. Jestem Jej za to niezmiernie wdzięczny – to bardzo mi pomaga. Zaczęliśmy więc wspólnie wdrażać zmiany w naszym żywieniu.
Musze tu szczerze przyznać, iż pierwsze 2 tygodnie na diecie raw vegan były dla mnie bardzo nieprzyjemne – bóle głowy, mięśni, stawów, nieprzyjemny zapach potu itp. To efekt oczyszczania organizmu z toksyn. Ale ze względu na fakt, iż takich dokładnie objawów się spodziewałem (jest to opisane w książce) nie przejmowałem się tym zbytnio i byłem konsekwentny. Za to kolejne zmiany, które zaobserwowałem w dalszym czasie były rewelacyjne !
  • moje samopoczucie ogólnie (zarówno fizyczne jak i psychiczne) się znacznie poprawiło,
  • jestem wciąż pełen entuzjazmu i chęci do życia, jestem dużo radośniejszy,
  • mam dużo energii do pracy, wychowywania dzieci, robienia stron itp :) ,
  • nie występuje już u mnie uczucie “zamulenia” po zjedzeniu posiłku,
  • mam ładniejszą skórę i włosy,
  • pierwszy raz od 10 lat nie zachorowałem w trakcie jesieni na grypę i/lub anginę,
  • katar, który mnie raz (!) tej jesieni dopadł minął po 2 dniach (a nie po 7 jak zazwyczaj)
Zmiany były naprawdę BARDZO pozytywne. Niestety w przypadku choroby takiej jak CU przejście na tę dietę wiąże się również ze znacznym spadkiem wagi ciała (organizm pozbywa się chorych tkanek). Na początku, gdy startowałem, ważyłem 85 kg, teraz ważę 65 kg – lecz waga po jakimś czasie stagnacji powoli zaczyna rosnąć. Ten fakt był również wyraźnie opisany w książce i nie jestem tym przerażony – kontroluję po prostu swój stan i ilość spożywanego jedzenia.
Jako, że człowiek to istota przekorna i łatwo ulegająca pokusom, tak i ja kilkukrotnie dałem się skusić na różne rodzaje jedzenia, które bardzo przedtem lubiłem i nie łatwo mi było się im opierać (bliscy, który zachęcają do “spróbowania kawałeczka” też nie pomagają). Za takie “odstępstwa” szybko się płaci bólem głowy lub brzucha, gdy się ma już oczyszczony organizm – więc te próby są raczej rzadkie i jednostkowe…
Prawdziwym wyzwaniem jednak okazały się dla mnie nerwy. Niestety nie wszyscy moi bliscy akceptują metodę leczenia, którą stosuję (i nie tylko to – lecz nie będę się wdawał w głęboką analizę moich relacji rodzinnych) i z nadmiaru troski doprowadzają do kłótni ze mną. Dwie moje ostatnie wizyty w domu rodzinnym doprowadziły do silnych stresów i nawrotów choroby. Teraz już potrafię lepiej panować nad nerwami lecz wiele mnie kosztuje czasem zachowanie spokoju :) . Tak czy inaczej – bywa ciężko. Niestety nie byłem w stanie zastosować również innej ważnej wytycznej zawartej w książce – nie byłęm w stanie mianowicie wziąć długiego okresu wolnego. Konieczność opieki nad malutkimi dziećmi, obowiązki w pracy, zakup nowego mieszkania i jeszcze kilka innych życiowych spraw nie pozwoliły mi na to. Jednak mimo wszystko zdecydowałem się przynajmniej na częściowe aplikowanie metody dr Klein-a, gdyż jestem przekonany o jej skuteczności! Dlaczego? Dlatego, że nie stoi za tym interes żadnych koncernów, nie trzeba kupić żadnego cudownego leku i robić jakichkolwiek czarów nad chorobą i swoim organizmem. Mówiąc w skrócie – trzeba po prostu żyć zdrowo i w zgodzie z naszą naturą a nasz organizm sam zadba o to, byśmy byli zdrowi, gdyż nie jesteśmy “zaprojektowani” do chorowania a do życia w zdrowiu. Zapewne trudno będzie znaleźć jakiekolwiek inne dowody na skuteczność tej metody w Internecie (poza świadectwami ludzi, którzy tę metodę zastosowali) – nikt przecież w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie nie wyłoży setek tysięcy a może i milionów dolarów na badania nad metodą, która nie przyniesie mu żadnych profitów w przyszłości… Ale mam nadzieję, że niektórym doświadczenia opisane na stronach Internetu wystarczą :)
Moja przygoda z dietą raw została w maju 2011 roku przerwana. Z powodu ogromnych stresów i nawału nerwów w życiu osobistym, z którymi sobie zwyczajnie nie radziłem a także z powodu niskiej wagi – znalazłem się w szpitalu. Pobyt w szpitalu trwał 4 tygodnie, podczas których (niestety) przebyłem terapię sterydową i musiałem przejść na dietę szpitalną. Po wyjściu ze szpitala i zakończeniu terapii sterydami problemy z jelitem gwałtownie powróciły (choć miałem cichą nadzieję, iż tak się nie stanie to skłamałbym pisząć, że się tego nie spodziewałem (za sterydy zawsze trzeba zapłacić podwójnie – pieniędzmi i zdrowiem)). Nie mając ochoty na ponowną przygodę ze sterydami, znów przeszedłem na dietę raw food i z powodzeniem opanowałem nawrót choroby. Muszę tu zaznaczyć, iż wciąż byłem w tym czasie raczej chudy a jako, że zbliżała się zima – postanowiłem poszukać nieco odmiennej diety na ten czas. Raw food jest wspaniałą dietą lecz bardzo trudno przetrawć na niej zimę w naszym klimacie. Zapewne mieszkając w Afryce czy Australii łatwo tak żywić się cały rok lecz w Polsce jest to duże wyzwanie.
Po intensywnych poszukiwaniach znalazłem w Internecie nieco informacji o innych niż raw metodach leczenia CU. Informacje te również przybliżył mi jeden z lekarzy (i nie był to gastrolog), którego spotkałem na swojej drodze. Jak zaznaczył – była to informacja “nieoficjalna” ;) … no ale bardzo przydatna. Kolega owego lekarza został wyleczony z CU dzięki medycynie tradycyjnej (tybetańskiej) i słysząc o moich problemach poinformował mnie o Tybetańskeij Klinice Ziołolecznictwa w Warszawie. Odwiedziłęm zatem tę klinikę i postanowiłem zastosować metody leczenia tam oferowane (zioła, dieta i dobre nastawienie do życia).
Co do mojego obecnego podejścia do leczenia choroby to jest to podejście połączone:
  1. Metody Tradycyjnej Medycyny Tybetańskiej (zwłaszcza zioła)
  2. Metody Tradycyjnej Medycyny Chińskiej (wytyczne do diety – bardzo podobne do Tybetańskiej lecz łatwiej znaleźć literaturę na rynku)
  3. Dieta proponowana przez dr Gersona
  4. Dieta raw na czas letni
Postanowiłem zatem swoimi doświadczeniami i drogą leczenia mojej choroby podzielić się z Tobą Szanowny Czytelniku na mojej stronie:
Jak leczę Colitis Ulcerosa
***

Dodam, że droga leczenia wrzodziejącego zapalenia jelita grubego, którą  bardzo dokładnie przekazuje Robert na swojej stronie, tak naprawdę jest drogą leczenia nie tylko tej choroby, ale każdej innej.

Thursday, October 25, 2012

Jesień, a ja po prostu śpiewam w deszczu...



Spacerując pięknym jesiennym porankiem
widziałam beztroskie ptaszki.
Wesoło igrały, ćwierkały swoje piosenki,
kochały się i jadły co znalazły.
Niczym się nie martwiły.
Szczęściary.

'Nie troszczie się o życie swoje, co będziecie jedli,
ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie.
Życie bowiem jest czymś więcej niż pokarm,
a ciało niż odzienie.
Spójrzcie na kruki, że nie sieją, ani żną,
nie mają spichlerza ani składnicy,
a jednak Bóg żywi je;
o ileż więcej wy jesteście warci niż ptaki!
(Łukasz 12)

Jesień to piękna pora roku, jednak dla wielu osób jest bardzo trudna. Wiele osób cierpi na nadwrażliwość emocjonalną, nazywaną często tzw. psychozą jesienną. Do tego odzywają się różne bóle o podłożu fizycznym. Szczególnie uśpiony słońcem lata reumatyzm zaczyna dawać po kościach.
Jesienią mamy mniej słońca, krótsze dni i w związku z tym wiele osób fizycznie i psychicznie czuje duży dyskomfort.

Czy musi tak być i jak sobie z tym radzić.

Podsunę parę swoich pigułek.

1. Nie poddawać się, nie martwić się na zapas - jak ptaszki.

2. Spacer w piękny, słoneczny, jesienny dzień (Złota Polska Jesień), wsród kolorowych, szeleszczących liści - to idealne lekarstwo na depresyjne stany. Cud Natury.
Bywają jednak dni deszczowe, mgliste, wietrzne. Wiele osób uważa, że lepiej w taką pogodę siedzieć w domu. Nic bardziej błędnego...  Ubierajmy się odpowiednio do pogody i maszerujmy. Tylko wtedy przyzwyczaimy organizm do dostosowania się do warunków przyrody. Tak czynią ptaki i zwierzęta. Warto współżyć z aurą. Poza tym drobny deszcz, mżawka, mgła,  mają cudowny wpływ na cerę. Niech pogoda nie będzie pretekstem, aby siedzieć w domu. Wychodźmy chociaż na krótki spacer w złą pogodę. A nasz organizm dzięki temu zdobędzie tak potrzebną nam odporność.

3. Medytacja to kolejna pigułka na jesienne złe nastroje.
Proponuję medytację z użyciem świecy. Ogień ma magiczną moc i w różnych kulturach i epokach miał przypisywane symboliczne znaczenie. Był np. symbolem życia i energii witalnej.
Ogień służył szamanom do oczyszczania z wszelkich złych energii i chorób.
W porze jesiennej szczególnie ludzie lubieli gromadzić się przy ognisku i biesiadować, śpiewać, tańczyć. Słynne i lubiane dawniej pieczenie ziemniaków przy ognisku jeszcze dzisiaj ma swoich zwolenników, chociaż grilowanie się rozpanoszyło.
Jeśli pragniesz uwolnić się od jakiegoś nawyku, myśli lub lęku, pozbyć się pewnych przeszłych skojarzeń i wspomnień, poczucia winy albo zahamowania, weź rzecz symbolizującą ten problem (może to być cokolwiek) i wrzuć ją w buzujące płomienie. Ogień strawi symbol kłopotu, a przez to uwolni cię od złych mocy, które mają nad tobą władzę. Zastanów się dobrze, zanim wybierzesz symbol swoich problemów. Jeżeli np. nadmiernie się objadasz, weź porcję swojego ulubionego jedzenia i wrzuć je w ogień. Tak samo możesz postąpić z nałogami picia i palenia. Przy problemach, do których nie można przypisać żadnego konkretnego symbolu, należy narysować i spalić ich symbol lub wyobrażenie.
Magia ognia

O tej porze roku szczególnie wielu ludzi dopada bezsenność. Zamiast pigułki lepiej posłużyć się medytacją. Zdrowy sen mamy zapewniony.
Tylko uwaga! Medytuj przed snem bez użycia świecy!

4. O jedzeniu nie będę się rozpisywać, gdyż każdy doskonale wie, że NIC nam nie pomoże, jeśli potraktujemy nasz organizm jak kosz na śmieci. Jesienią nie brakuje jarzyn i owoców, korzystajmy z tych najlepszych i najzdrowszych darów natury. Pijmy herbatki ziołowe i używajmy rozgrzewających przypraw. Nie powinno zabraknąć w codziennym jadłospisie cynamonu, imbiru i goździków.

5. Na problemy reumatyczne jest wiele maści, mazideł i mikstur. Wspomnę o paru, które osobiście stosowałam i czasem stosuję.
 Najbardziej cenię sobie Biszolin, gdyż jest to żel z naturalnych składników i działa rewelacyjnie. Można go kupić w aptece, najlepszy jednak jest oryginalny,  kupiony np. na bazarze od siąsiadów ze wschodu. Poza tym ma działanie leczące, rozpuszcza złogi nagromadzone w stawach. Ważne jest, aby stosować go regularnie.
Smarować chore stawy 2-3 razy dziennie niewielką ilością żelu, wcierając go dokładnie na bolesne miesce lekkimi ruchami  (2-3 minuty) przez 2 tygodnie (nawet jeśli już wcześniej ból ustąpił, nie znaczy, że choroba minęła). Po 2-3-ch tygodniach zrobić przerwę na ok. 10-14 dni. Po przerwie kurację powtórzyć. Jeśli choroba jest zaawansowana, kurację powtarzamy dwa lub więcej razy.

Biszolin to minerał naturalny.

Skład chemiczny:  roztwór chlorkowo-magnezowy z mineralizacją 400/500 g/l zawierający w sobie ponad 30 różnych mikroelementów.
Biszolin otrzymano za pomącą dodawania do roztworu stosowanych w medycynie biologicznej pasywnych napełniaczy. Szybko i dobrze się wchłania, zmiękcza skóre, nie obniża jej elastyczności. Nie pozostawia plam na odzieży.

Działanie lecznicze: przeciwzapalne, rozsączające i znieczulające ból.

Wskazania do stosowania:

Choroby aparatu oporno-ruchowego: zniekształcające zmiany zapalne stawów (artroza), reumatoidalne zapalenie stawów, w tym gośćcowe, choroba Bechtereva, odczynowe zapalenie stawów, dna moczanowa, osteochondropatia kręgosłupa, zapalenie kłykcia, narośl kostna kości pietowej (ostrogi), rozrosty kości, reumatyzm tkanek miękkich;
Choroby obwodowego układu nerwowego: zapalenie korzonków nerwowych, postrzał, rwa kulszowa, nerwobóle, urazy nerwów obwodowych, przykurcz mięśniowy u dzieci cierpiących na dziecięcy paraliż mózgowy;
Choroby pourazowe: następstwa urazów, rozciągnięć i pęknieć wiązadeł, ścięgien i mięśni, przykurcze, złamania, stłuczenia:
Choroby układu sercowo-naczyniowego: schorzenia naczyń obwodowych, zakrzepowe zapalenie żył, żylaki goleni.

Inną maścią, która dobrze się sprawdza w leczeniu zwyrodnień stawowych jest maść ichtiolowa. Tania bardzo, a efekty daje rewelacyjne. Poleciła mi ją pewna lekarka, która stosuje w swojej praktyce przede wszystkim srodki naturalne. Wyznaje zasadę - powrotu do natury.
Problemem jest to, że trzeba się dobrze zabiezpieczyć, gdyż można pobrudzić ubranie, czy pościel. Maść ichtiolowa 'wyciąga' stan zapalny.
Maść wcieramy w chory staw/wy i bandażujemy. Na nogi najlepiej przeznaczyć ciemne skarpetki, a na ręce rękawiczki i  spać w skarpetkach i rękawiczkach przez kilka nocy. Jeśli nie ma uczulenia na ichtiol, jesli chodzi o czas stosowania, kuracja powinna wyglądać podobmnie jak z Biszolinem.
Dodam, że maści ichtiolowej nakładamy dość grubą warstwę. Najlepiej kupić od razu parę tubek.,
Wskazane jest jesli to możliwe, nie sciągać opatrunku.

Biszolinu nakładamy małą warstwę, a dobrze wcieramy.

Następna maść, głównie przeciwbólowa, którą bardzo chwalą sobie 'reumatycy' i 'kręgosłupo-oboleńcy' jest Fastum.
Osobiście nie stosowałam jej jako kuracji na sobie. Testowałam tylko jej walory zapachowe. Bezzapachowa, nie grzeje, nie chłodzi, bardzo miła w użyciu - jak dobry krem.

Ostatnio zachwycam się aloesem. Mam już 2 kwiaty aloesu. Piję żel z nich w szejkach i smaruję ciało. Super oczyszcza, wzmacnia odporność i pielęgnuje. Podobno skuteczny również w problemach reumatycznych i nie tylko...
Polecam.
O aloesie więcej:
Aloes dla zdrowia i urody


I na koniec optymistycznie - Śpiewajmy w deszczu i bądźmy szczęśliwi
do do do doooo do do



Śpiewam w deszczu
Po prostu śpiewam w deszczu
Co za cudowne uczucie
Jestem znowu szczęśliwy
Uśmiecham się do chmur
Tak ciemnych nade mną
W moim sercu jest słońce
A ja jestem gotowy na miłość
Na miłość
Niech burzowe chmury
wygonią wszystkich z miejsc
Chodźcie z deszczem
Mam uśmiech na twarzy

Pójdę wzdłuż ulicą
Z radosnym refrenem
Śpiewając, śpiewając w deszczu
W deszczu

La...

Śpiewam w deszczu
Po prostu śpiewam w deszczu
Co za cudowne uczucie
Jestem znowu szczęśliwy
Ide wzdłuż ulicą
Z radosnym refrenem
Śpiewam, śpiewam w deszczu
W deszczu
W deszczu


Saturday, October 20, 2012

Janez Drnovšek - wspomnienie.


Wegetarianizm szansą na przetrwanie rodzaju ludzkiego.

Nie wiem, czy ktoś pamięta tego sympatycznego człowieka. To były prezydent Republiki Słowenii.
Przyznam, że nie wiedziałam, że promował wegetarianizm, współczucie dla wszystkich stworzeń,
nie znałam z tej strony jego ciekawej historii. Był człowiekiem niezwykłym, kochała go młodzież i społeczeństwo, władze raczej nie. Jego poglądy wykraczały poza ramy polityki i ekonomii.
Był i pozostanie przykładem człowieka o wielkim sercu. Bronił praw człowieka, walczył o pokój na świecie, był obrońcą praw zwierząt. Szkoda, że już go nie ma między nami. Takich ludzi potrzebuje świat i nasza planeta ziemia
Znalazłam obszerny wywiad z byłym prezydentem na stronie: Vege.pl i Wegetariański Świat.
 Cudowny człowiek. Chciałam, aby jego inspirująca osobowość trwała zawsze i  przemawiała do ludzkiej świadomości.





 Wywiad z  dr. Janezem Drnovškiem - byłym prezydentem Republiki Słowenii.
|

W całej historii rodzaju ludzkiego była zaledwie garstka mężów stanu, którzy byli wegetarianami i poważnie traktowali zagadnienie praw zwierząt. Nawet dzisiaj jest ich bardzo niewielu. Słowenia jest pod tym względem jednym z nielicznych jasnych punktów na firmamencie świata polityki.

Udzielając poniższego wywiadu, prezydent dr Janez Drnovšek po raz pierwszy zwrócił się do wszystkich z prośbą, by zastanowili się nad bezmiarem okrucieństwa, jakie ludzie wyrządzają zwierzętom. Damjan Likar, redaktor naczelny słoweńskiego magazynu “Wyzwolenie zwierząt” przeprowadził tę rozmowę 15 grudnia 2005 roku w Brdo, nieopodal Kranii w Słowenii.

A oto jej kompletny zapis.

Damjan Likar: Co spowodowało, że został Pan wegetarianinem i jakie w konsekwencji zmiany pociągnęło to za sobą?

Janez Drnovšek: Stało się tak, ponieważ uważam, że jedzenie wegetariańskie jest smaczniejsze i lepszej jakości. Jemy mięso, ponieważ tak nas wychowano. Ja jestem wegetarianinem od kilku lat, a od niedawna weganinem. Oznacza to, że nie jem jajek, nie spożywam również mleka ani pochodzących z niego produktów. Niemniej jednak możliwości wyboru pozostają spore. Mam na myśli żywność pochodzenia roślinnego, wystarczającą do zaspokojenia naszych potrzeb. Moja decyzja wynikała bezpośrednio z wewnętrznego przekonania. Niektórzy ludzie twierdzą, że kuchnia wegańska jest ograniczona i przez to nudna, ale nie jest to prawda. Może być bardzo urozmaicona.

Damjan Likar: Czy decyzję o zmianie diety spowodowała poważna choroba, którą przeszedł Pan kilka lat temu?

Janez Drnovšek: To był okres, kiedy stopniowo zacząłem dokonywać pewnych zmian. Najpierw zrezygnowałem z czerwonego mięsa, potem z drobiu, a na końcu z ryb.

Damjan Likar: Czy po zmianie diety na wegetariańską czuje się Pan lepiej?

Janez Drnovšek: Czuje się świetnie. Mówią, że aż za dużo we mnie energii.

Damjan Likar: Z okazji Światowego dnia Ochrony Zwierząt (4 października) zaprosił Pan do dyskusji członków Towarzystwa na rzecz Wyzwolenia Zwierząt. Co było przedmiotem spotkania?

Janez Drnovšek: Zaprosiłem ich, ponieważ zależało mi, by przekazać opinii publicznej informacje wiążące się z tą właśnie datą. Nie zawsze zdajemy sobie w pełni sprawę z faktu, w jaki sposób traktowane są zwierzęta. A one są przecież istotami żywymi. Tak, jak już mówiłem, ludzie mają ugruntowane poglądy na obchodzenie się ze zwierzętami i rzadko kiedy przychodzi im na myśl, by przeanalizować tę sprawę nieco uważniej. Jeśli choć przez chwilę rozważymy, w jaki sposób człowiek traktuje zwierzęta i jakie ten fakt pociąga za sobą konsekwencje dla świata fauny, to swobodnie można przyznać, że nie jesteśmy ludźmi. Za przykład niech posłużą rzeźnie oraz sam proces produkcji wołowiny czy drobiu, w których warunki stworzone zwierzętom są straszne. Zwierzęta często transportuje się w ciężarówkach pozbawionych systemów pojenia, co jest bardzo okrutne. Nie chodzi o to, że ludzie są źli. Chodzi o to, że oni po prostu o tym wszystkim nie myślą. Kiedy mają przed sobą na talerzu produkt w jego postaci finalnej, nie zastanawiają się, co się działo z ich obiadem wcześniej i wreszcie w jaki sposób ostatecznie osiągnął on ten etap.

Damjan Likar: Czyli zdecydował się Pan zostać wegetarianinem także z pobudek etycznych?

Janez Drnovšek: Etyka to jeden powód. Drugi to po prostu fakt, że nie ma potrzeby, by ludzie jedli mięso. To zwyczajny schemat myślowy, stereotyp, który nam wtłoczono i który masowo powielamy. Ciężko jest go zmienić w ciągu jednej nocy, ale można tego dokonać stopniowo. Tak przynajmniej było w moim przypadku.

Damjan Likar: Wypowiadał się Pan w mediach przeciwko dofinansowywaniu chowu przemysłowego. Jakie były ku temu przyczyny?

Janez Drnovšek: Całkowite dofinansowywanie rolnictwa, w tym szczególnie przemysłu mięsnego, wydaje mi się po prostu głupie. Takie dofinansowanie chowu mięsa i drobiu jest największą przeszkodą z punktu widzenia etyki, ale nie tylko. Chodzi również o kwestię samego odżywiania. Choroba szalonych krów, gorączka świń czy wreszcie wirus ptasiej grypy są dla nas upomnieniem ze strony matki natury. Oczywistym jest, że coś dzieje się nie tak, jak należy, że naturalna równowaga została zachwiana i że powinno to stanowić dla nas wszystkich ostrzeżenie.

Damjan Likar: Żywność wegetariańska jest jednak droższa niż mięso, a to nie stanowi zachęty do jej kupowania. Jak Pan uważa, czy więcej ludzi zdecydowałoby się zrezygnować z mięsa, gdyby jedzenie wegetariańskie było tańsze?

Janez Drnovšek: Jest to niewątpliwie jakiś argument, niemniej jednak jestem przekonany, że główna przyczyna leży w samej świadomości ludzkiej. Chodzi o to, by uzmysłowić ludziom, co tak naprawdę się dzieje i w czym biorą udział. To najważniejsza kwestia, która z kolei prowadzi do zmian w polityce, w tym między innymi w polityce rolnej, w dofinansowywaniu gospodarki rolnej i w wyznaczaniu jej kierunków. Zamiast dokonywać wielkich nakładów środków finansowych na rzecz produkcji w przemyśle mięsnym powinniśmy raczej wykorzystać je w produkcji zdrowej żywności: płatków zbożowych, roślin strączkowych, owoców i produktów przetworzonych. Z całą pewnością byłoby to z korzyścią dla naszego środowiska, jako że w produkcji zdrowej żywności nie stosuje się nawozów ani dodatków konserwujących. Oznaczałoby to zero zanieczyszczeń i brak chemicznych dodatków w naszym jedzeniu. A przecież spożywamy je codziennie, szkodząc w ten sposób swojemu zdrowiu. Ale za tym wszystkim stoją interesy wielkich producentów, popierający ich lobbyści, wreszcie ogromne zyski, które stanowią główną siłę napędową ich działania. Ja jednak wierzę, że stopniowo w naszym kraju i w całej w Unii Europejskiej świadomość ludzi wzrośnie. Ludzie coraz częściej zwracają się ku naturalnym alternatywom, stając się jednocześnie coraz bardziej świadomymi problemów dotyczących zwierząt i produktów pochodzenia zwierzęcego.

Damjan Likar: Czy bazując na własnym doświadczeniu polecałby Pan ludziom przejście na wegetarianizm?

Janez Drnovšek: Skoro sam jestem wegetarianinem, nie widzę powodu, dla którego nie miałbym polecić tego innym. Jak już powiedziałem, ja nie mogę narzekać. Mam w sobie więcej energii niż potrzebuję. Jak nic jestem chodzącym dowodem na to, że można przeżyć bez mięsa i produktów mięsnych.

Damjan Likar: Jak zapatruje się Pan na sprawę konieczności płacenia podatków z tytułu ubezpieczeń społecznych w równej wysokości przez wszystkich? Powszechnie wiadomo, że wegetarianie cieszą się lepszym zdrowiem i nie muszą korzystać z usług służby zdrowia równie często.

Janez Drnovšek: To szerszy problem i należy na niego spojrzeć z innej nieco perspektywy. Nie uważam, żeby było to uzasadnione stwierdzenie. Pomiędzy ludźmi powinna bowiem istnieć solidarność, zdrowi powinni pomagać chorym. Faktem jest oczywiście, że każdy ponosi odpowiedzialność za swoje zdrowie. Skoro spożywamy zdrowszą i mniej szkodliwą żywność, to w konsekwencji zmniejszamy w znacznym stopniu wydatki na służbę zdrowia. Oczywiście, taki stan rzeczy nie leży w interesie każdego. Co by się stało z całym przemysłem farmaceutycznym i wielkimi międzynarodowymi koncernami, które zarabiają krocie na ludziach chorych?

Damjan Likar: Co Pan myśli o polowaniach?

Janez Drnovšek: Polowanie jako zabijanie zwierząt dla sportu jest z całą pewnością nieetyczne. Natomiast jeśli wziąć pod uwagę opiekę nad dzikimi zwierzętami, dokarmianie ich zimą, co należy przecież do obowiązków organizacji łowieckich, to w tym względzie są one pożyteczne. Polowanie ze swej definicji traktowane w kategoriach ścigania i zabijania zwierząt jest, rzecz jasna, niemoralne.

Damjan Likar: Jakie jest Pańskie stanowisko jeśli chodzi o testy na zwierzętach?

Janez Drnovšek: To dobrze znany problem, z którym ostatnio zmierzyli się politycy z Wielkiej Brytanii. Trzeba się samego siebie zapytać, czy chciałbym być przedmiotem takich testów? W czasie drugiej wojny światowej mój ojciec był więźniem obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie na nim i na tysiącach innych ludzi przeprowadzano eksperymenty medyczne. Nie podobało mu się to ani odrobinę. Niektórzy uważają, że jest to element niezbędny dla postępu nauki, ale osobiście jestem przekonany, że w większości przypadków można by wykorzystać metody alternatywne, niepociągające za sobą konieczności przeprowadzania testów na zwierzętach.

Damjan Likar: Jak Pan myśli, skąd się bierze okrucieństwo w traktowaniu zwierząt?

Janez Drnovšek: Wynika z nikłej ludzkiej świadomości.

Damjan Likar: A z historycznej perspektywy?

Janez Drnovšek: Trudno wskazać jakiś konkretny moment w historii. Ogólnie chodzi o szacunek do życia. Zwierzęta to istoty żyjące, mają uczucia. Każdy, kto ma zwierzę w domu czy w gospodarstwie zdaje sobie z tego faktu sprawę. Liczne religie wspominają o poszanowaniu życia, ale z reguły chodzi im o życie ludzkie, choć i to nie zawsze. W średniowieczu katolicy przez długi okres czasu utrzymywali, że zniewoleni przez Hiszpanów i Portugalczyków Indianie nie mają duszy. Oznaczało to, że nie byli traktowani jak żywe istoty, które posiadają uczucia. Później zmieniono zdanie i ogłoszono tym razem, że czarni nie mają duszy. Nastąpiły wieki niewolnictwa. A to wszystko z błogosławieństwem kościoła. Dzisiaj nikt już tego nie akceptuje. Widać tu, jak historycznie zmienia się ludzkie sumienie pomimo sprzeciwów ze strony niektórych instytucji.

Damjan Likar: Zbliża się Boże Narodzenie. Dla milionów ludzi jest to czas szczęścia, miłości i pokoju. Dla milionów zwierząt natomiast to okres straszliwego okrucieństwa i rzezi, której celem jest zapełnienie naszych stołów. A to wszystko po to, by uczcić narodziny człowieka, który kochał zwierzęta, chronił je i nie zbijał. Co Pan o tym myśli?

Janez Drnovšek: Myślę, że Jezus przewróciłby się w grobie, gdyby wiedział, że w Jego imię dokonuje się masowej rzezi zwierząt. Jego nauka opiera się na absolutnym poszanowaniu życia i trudno mi uwierzyć, by zaakceptował fakt, że ku Jego czci zabija się miliony istnień.

Damjan Likar: Wszyscy przywódcy podkreślają swoje starania o zagwarantowanie pokoju na świecie. Jak Pan sądzi, czy pokój jest w jakiś sposób związany z naszym stosunkiem do zwierząt i z żywieniem się bez konieczności zabijania? Tołstoj powiedział kiedyś: "Dotąd dokąd istnieją rzeźnie, dotąd będą wojny".

Janez Drnovšek: Człowiek, który ma sumienie, nie będzie zabijał zwierząt ani nie będzie dla nich okrutny. Nie można oczekiwać od takiej osoby, że pójdzie na wojnę, by zabijać ludzi dla zysku. Ci, co nie jedzą mięsa, mają większe szanse, by żyć w pokoju i harmonii. Ludzkie sumienie to naczynia połączone. Jedno splata się z drugim. Kluczem jest ludzka świadomość.

Damjan Likar: A co na to świat polityki?

Janez Drnovšek: Światowi przywódcy nie są wcale bardziej uświadomieni niż cała reszta ludzkości. Zauważyłem wręcz, że częstokroć zwykli ludzi znacznie wyprzedzają pod tym względem polityków. Jest przecież wiele pozarządowych organizacji, które walczą o sprawy znajdujące się poza zainteresowaniem władz. Ta konieczność zmian idzie z dołu, od samych ludzi. I kiedy zdecydowana większość zaakceptuje jakąś ideę i oczekuje zmian, wówczas politycy odpowiedzą. Niestety, politycy nie są grupą, która zachęcałaby ludzi do większej wrażliwości. Zamiast tego podążają za opinią publiczną, a kiedy widzą, że poparcie dla ich ugrupowań spada, wówczas dokonują przewartościowania swoich dotychczasowych priorytetów.

Damjan Likar: Tołstoj był jednym z tych wielkich umysłów, które publicznie popierały wegetarianizm. Byli też inni, wymieńmy zaledwie kilku: Pitagoras, Leonardo da Vinci. Nikola Tesla, Albert Einstein czy Mahatma Ghandi. Ich dokonania cieszą się powszechnym uznaniem, przytacza się ich słowa w uznaniu ich geniuszu. Dlaczego w takim razie ludzkie nie chcą słuchać tych samych autorytetów, kiedy ci wspominają o zwierzętach i wegetarianizmie? Za przykład niech posłużą śmiałe słowa Alberta Einsteina: "Nic nie zwiększy szans naszego przetrwania na ziemi w równym stopniu, co zwrot ku wegetarianizmowi". Jak Pan się ustosunkuje do powyższego cytatu z genialnego fizyka?

Janez Drnovšek: Z pewnością zwiększyłoby to szansę ludzkości na przetrwanie. Wszystko jest połączone w system zależności. Lepsza żywność łączy się z większą świadomością. To sprzężenie zwrotne – jeśli uda się nam osiągnąć jedno, przyjdzie i drugie. Oczywiście, nierozsądnym byłoby oczekiwać, że ludzie o mniejszej świadomości, którzy źle traktują zwierzęta, zaprzestaną wojen czy wykorzystywania bliźnich, by wyeliminować biedę na świecie. Krótko mówiąc, dopóki będziemy mieli do czynienia z niskim poziomem świadomości wśród ludzi, dotąd na świecie będą miały miejsce konflikty, które w końcu być może doprowadzą do naszej zagłady.

Damjan Likar: Czy ludzi, którzy twierdzą, że kochają zwierzęta, a jednocześnie jedzą mięso, można uznać za prawdziwych sympatyków naszych "braci mniejszych"?

Janez Drnovšek: Myślę, że ludzie darzą swoich ulubieńców prawdziwymi uczucia, ale jakoś z przyzwyczajenia jedzą inne zwierzęta. Gdyby przyszło im zabić krowę, by zjeść swój stek, to pewnie przemyśleliby sprawę dwa razy. Produkty mięsne są zmienione w tak znacznym stopniu, że ludzie nie kojarzą ich z żyjącymi zwierzętami.

Damjan Likar: Niektóre kobiety noszą naturalne futra. Co Pan sądzi o tej gałęzi "fabryki mody"?

Janez Drnovšek: To znowu jest problem świadomości ludzi, którzy automatycznie akceptują pewne zachowania bez ich uprzedniej analizy. Tylko jeśli się nad czymś poważnie zastanowi, można zmienić pogląd i stać się bardziej świadomym tego, co się kupuje.

Damjan Likar: W jaki sposób ludzie z jednej strony mają prawo zabijać zwierzęta, więzić je, męczyć, a jednocześnie żądać dla samych siebie pokoju i wszelkich innych zastrzeżonych dla rodzaju ludzkiego praw? Czy ma to jakiekolwiek uzasadnienie w konstytucji?

Janez Drnovšek: Nie, nie ma i oczywiście każdy prawnik i ustawodawca powie panu, że nie jest to zabronione. Uznaje się to jednak za legalne.

Damjan Likar: Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że nawet pański pies – Brodi jest wegetarianinem. Czy to prawda?

Janez Drnovšek: Dobrze Pana poinformowano. Ale może lepiej niech sam pan go zapyta. Nie czuję się upoważniony do udzielania odpowiedzi w jego imieniu. (śmiech)


Źródło: http://www.evana.org/index.php?id=8653〈=en

*****
Z prywatnego życia  Janeza Drnovšeka:
http://youtu.be/unicG1xbBJk