Jak należy przyjmować zniewagi?
W jednym z zachodnich królestw panowala królowa o imieniu Layla.
Jej mądrość świeciła na ziemi jak słońce, jej uroda oślepiała mężczyzn, a jej bogactwo bylo większe niż jakiegokolwiek innego władcy.
Pewnego ranka podczas narady główny doradca Layli odezwał się w te słowa:
- O, Wielka Królowo, Laylo! Jesteś najmądrzejszą, najpiękniejszą i najbogatszą kobietą na świecie. Niektórzy ludzie szydzą i narzekają na twoje decyzje. Dlaczego po tym wszystkim co zrobiłaś dla swoich poddanych, oni wciąż nie są szczęśliwi?
Królowa uśmniechnęła się i odrzekła:
- Lojalny doradco, wiesz, ile zrobiłam dla mego królestwa. Władam siedmioma krainami, a wszystkie one żyją w pokoju i dobrobycie. Wszystkie miasta postępują według moich jedynych słusznych decyzji. Mogę uczynić niemal wszystko, czego zapragnę. Wystarczy jeden mój rozkaz, a zostaną zamknięte wszystkie granice, zaryglowane bramy pałacu i zaplombowana skrzynia ze skarbem.
Ale jest jedna rzecz, której zrobić nie mogę:
zamknąć ludziom ust. Nie ma jednak powodu, żeby słuchać tego, co mówią fałszywi ludzie, jeśli robi się to, co uważa się za słuszne.
Paulo Coelho
Owoce zjadaj sam
Pewnego razu uczeń skarżył się mistrzowi:
- Opowiadasz nam różne historie, a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia.
Mistrz odpowiedział:
- Czy byłbyś zadowolony, gdyby ci ktoś ofiarował owoc i pogryzł go przedtem?
Nikt nie może odkryć za ciebie twojego znaczenia. Nawet mistrz.
Paulo Coelho
Można konia przyprowadzić do wodopoju, ale napić musi się sam.
Mądrzy ludzie myślą o wszystkim co mówią, głupcy mówią wszystko co myślą.
Nie starajcie się przedstawić czegoś tym, którzy nie potrafią tego zrozumieć, nie oferujcie innym tego, czego nie potrafią docenić. Czyli np. nie ma co pokazywać jakiegoś ciekawego obrazu komuś, kto tylko na niego napluje, albo mówić coś wartościowego ludziom, którzy tylko to wyśmieją czy odrzucą.
Szkoda pereł. (Ew. Mateusza 7.6)
Po czym poznać prawdziwego mędrca?
Po jego skromności i pokorze.
Mądrość: myśleć ze sceptycyzmem, działać z optymizmem.
— Hermann Hesse
Najmądrzejszy jest, który wie czego nie wie.
— Sokrates
Z dwóch mądrych mądrzejszy jest ten, który mniej mówi.
— Anna Kamieńska
To zawsze zaskakujące, gdy uświadomimy sobie, że podczas gdy my przyglądamy się innym i myślimy o nich, mając się za mądrzejszych i rozumniejszych, oni też przyglądają się nam i myślą o nas to samo.
— Terry Pratchett
Kiedy wady innych sprawiają ci przykrość, spójrz na siebie i zastanów się nad twoimi własnymi. Zajmując się nimi, zapomnisz o złości i nauczysz się żyć mądrze.
— Marek Aureliusz
Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy nauczyć się sami.
— Adam Mickiewicz
Każdy wojownik światła bał się kiedyś podjąć walkę.
Każdy wojownik światła zdradził i skłamał w przeszłości.
Każdy wojownik światła utracił choć raz wiarę w przyszłość.
Każdy wojownik światła cierpiał z powodu spraw, które nie były tego warte.
Każdy wojownik światła wątpił w to, że jest wojownikiem światła.
Każdy wojownik światła zaniedbywał swoje duchowe zobowiązania.
Każdy wojownik światła mówił "tak", kiedy chciał powiedzieć "nie".
Każdy wojownik światła zranił kogoś, kogo kochał.
I dlatego jest wojownikiem światła. Bowiem doświadczył tego wszystkiego i nie utracił nadziei, że stanie się lepszym człowiekiem.”
Paulo Coelho
Lecz ci, którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę na skrzydłach jak orły, biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają.- (Izajasz 40:31)
Strona Główna:
▼
Tuesday, February 28, 2012
Saturday, February 25, 2012
Niezwykłe uzdrowienia
Zwycięstwo ducha nad ciałem - niezwykłe uzdrowienia okiem medycyny - to bardzo ciekawy i wart polecenia film niemiecki do którego mamy napisy PL.
Dzięki wielkie dla tłumacza, autora kanału na YouTube - Ulotne Mysli1
Film o niezwykłych uzdrowieniach ludzi nieuleczalnie chorych, którym medycyna akademicka nie była już w stanie nic pomóc. Wątki historii uzdrowień tych osób przeplatają się z punktem widzenia medycyny klasycznej na takie uzdrowienia.
Film pokazuje zaledwie kilka przypadków uzdrowień, gdzie w każdym użyto innej metody. Ma on na celu ukazać, że w każdym z nas tkwi potencjał do samouzdrowienia i odbudowy organizmu, trzeba tylko mieć tego świadomość i umieć uruchomić impuls inicjujący cały proces.
Ważne jest tu jednak pozytywne nastawienie nie tylko chorego, ale i otoczenia, gdyż wyższej energii stojącej za procesem samouzdrawiania nie da się oszukać. Pozytywne nastawienie jest zezwoleniem na zadziałanie takiej siły i trzeba mieć tego bardzo głęboką świadomość.
Jednak głównym zadaniem filmu jest ukazanie, że człowiek nie żyje tylko samymi witaminami, minerałami i związkami odżywczymi, lecz istnieje energia, o której nauka jeszcze ciągle mało wie, która to utrzymuje nas przy życiu. Prastare metody, wyśmiewane przez współczesną naukę, szanują tę energię i umieją z nią skutecznie pracować. Szkoda, że ludzie zwracają się ku niej (czyli tak naprawdę ku sobie, ku swej duszy), gdy jest za pięć 12 i mają nóż na gardle...
Kliknij link poniżej, aby obejrzeć film -
Zwycięstwo ducha nad ciałem - niezwykłe uzdrowienia okiem medycynyhttp://youtu.be/xGnDh9Nx4aE
Dzięki wielkie dla tłumacza, autora kanału na YouTube - Ulotne Mysli1
Film o niezwykłych uzdrowieniach ludzi nieuleczalnie chorych, którym medycyna akademicka nie była już w stanie nic pomóc. Wątki historii uzdrowień tych osób przeplatają się z punktem widzenia medycyny klasycznej na takie uzdrowienia.
Film pokazuje zaledwie kilka przypadków uzdrowień, gdzie w każdym użyto innej metody. Ma on na celu ukazać, że w każdym z nas tkwi potencjał do samouzdrowienia i odbudowy organizmu, trzeba tylko mieć tego świadomość i umieć uruchomić impuls inicjujący cały proces.
Ważne jest tu jednak pozytywne nastawienie nie tylko chorego, ale i otoczenia, gdyż wyższej energii stojącej za procesem samouzdrawiania nie da się oszukać. Pozytywne nastawienie jest zezwoleniem na zadziałanie takiej siły i trzeba mieć tego bardzo głęboką świadomość.
Jednak głównym zadaniem filmu jest ukazanie, że człowiek nie żyje tylko samymi witaminami, minerałami i związkami odżywczymi, lecz istnieje energia, o której nauka jeszcze ciągle mało wie, która to utrzymuje nas przy życiu. Prastare metody, wyśmiewane przez współczesną naukę, szanują tę energię i umieją z nią skutecznie pracować. Szkoda, że ludzie zwracają się ku niej (czyli tak naprawdę ku sobie, ku swej duszy), gdy jest za pięć 12 i mają nóż na gardle...
Kliknij link poniżej, aby obejrzeć film -
Zwycięstwo ducha nad ciałem - niezwykłe uzdrowienia okiem medycynyhttp://youtu.be/xGnDh9Nx4aE
Wednesday, February 22, 2012
Kanony kobiecego i męskiego piękna w wydaniu Pepsi Eliot
W trakcie swojego życia zetknąłem się z setkami, tysiącami ludzi, którzy chcieli mnie zaczepić, okraść, skopać, zgnoić, a nawet zabić. Natomiast trening przynosił mi tylko korzyści. Daje on znacznie więcej, niż odbiera. Zmarnowałem wielki kawał czasu na ludzi, których dziś żałuję, że w ogóle poznałem. A trening? Nie żal mi ani jednej sekundy, którą przeznaczyłem na ćwiczenie. Każda chwila wysiłku, każda kropla potu była wartościowa. - Paul Wade - Trener
Uwielbiam gimnastykę i uwielbiam Pepsi Eliot,... i jej przekazy - wszystkie.
Dzisiaj będzie tylko o gimnastyce. Nie zwracam uwagi na to czy mi się chce ćwiczyć, czy dopadło mnie lenistwo. Po paru ruchach - lenistwo znika - gwarantuję. Mówię sobie (swojemu leniowi), wobec tego dzisiaj tylko 2 minutki. Z dwóch minutek, nawet nie zauważam kiedy robi się 4 minuty, a późnie już jestem nakręcona, i ćwiczę nawet dłużej niż w dniach tak zwanych aktywnych - bez lenia.
Nie wiem jak można nie mieć czasu na tak cenne dobrodziejstwo dla zdrowia. Żadne cudowne lekarstwo nie da tyle zdrowia i energii, ile da nam, codzienna, regularna, dopasowana do swoich możliwości gimnastyka.
Nigdy nie latam na zbiorowe fitnessy, z wielu względów, mn.in. szkoda mi czasu (potem mówimy, że nie mamy czasu). Nie mówię, że to złe, ale domowe, własne jest dużo lepsze, podobnie jak domowy posiłek i restauracyjny. Od czasu do czasu, czemu nie.
Domowy zawsze zdrowszy i oszczędniejszy.
Ostatnio czytałam Pepsi Eliot. Przyznam, że ma dziewczyna dobre pióro i potrafi posłużyć się nim, aby wyrazić to o co jej chodzi.
Pepsi Eliot pisze:
Kiedyś na prawdę bardzo dawno temu, potrafiłyśmy jedną ręką zawiesić się na gałęzi, a drugą tulić dziecko.
Byłyśmy bardzo silne, bardzo wytrzymałe i bardzo elastyczne. Z powodu niskiego poziomu testosteronu nasze mięśnie nie były ani zbyt widoczne, ani zbyt duże. Mężczyźni byli więksi i mieli duże i widoczne mięśnie. Lwica może pokonać lwa. Lwica umie szybko biec, zaatakować i zdobyć pożywienie. Oczywiście, że jest mniejsza od lwa. No problem. W naturze samice potrafią dać sobie radę z powodu silnego, wytrzymałego i elastycznego ciała. Samice ptaków bez problemu dolecą tu i tam. Szympansica jest mniejsza od swojego partnera, ale bez trudu wykonuje ćwiczenia z obciążeniem własnego ciała, dokładnie takie same jak jej partner płci męskiej.
Wiadomo dlaczego przestałyśmy być tak silne, tak wytrzymałe i tak elastyczne, bo mężczyźni (i my same też), przypisali nam inne role. Ale w końcu doszło do tego, że także mężczyźni stracili swoją siłę, wytrzymałość i elastyczność.
Zadacie mi pytanie: po co dziś być silnym, wytrzymałym i elastycznym?
Owszem, liczy się fajny wygląd. Ale do dzisiejszych kanonów piękna dla kobiety wystarczy, że składa się z kości, minimalnej, bliskiej zeru ilości mięśni i tłuszczu właśnie. Którego nie interpretuje się jako tłuszcz, bo jest równomiernie rozłożony. Na brzuchu go nie widać, bo anorektyczne porcje jedzenia, nie są wprawdzie w stanie nikogo odżywić, ale też nie powodują odkładania się tłuszczu na brzuchu. Do tego różne stymulatory metabolizmu, a to pecik, a to kawka, a czasami coś bardziej hajowego.
Bardzo subiektywnie.
Dla mnie taka ulotna istota, bez namacalnego życia, słaniająca się na swoich szczudełkach nigdy nie była kanonem piękna. Ani obiektem zazdrości. Nawet trochę jej współczułam. Szczególnie kiedy wyobraziłam ją sobie jako staruszkę falującą na wietrze. Ten kanon kobiecego piękna wydaje mi się jakiś wręcz „chorowity” i mało przydatny w życiu. Chociaż z drugiej strony u boku włoskiego milionera i playboya, jakby bardzo dobrze się komponujący.
No i mamy też kanon piękna dla faceta.
Gość dobrze wyglądający w t-shircie. Gość z widocznymi mięśniami. No nie za dużymi, bo koksu raczej nie wszystkim się podoba. No taki z okładki Men’s Health. Gość z mięśniami, ale bez przydatnej siły. Z mięśniami, ale słabym kręgosłupem i stawami. Gość z bezużytecznym mięsem narzuconym na siebie. Opalony, niekiedy w solarce. Ale też trzeba przyznać sprawiedliwie, że również na nartach czy grze w plażową siatkówkę.
Oczywiście są wyjątki. Że niektórzy zachwycają się dziewczynami w sobie , a niektóre z kolei lubią sznurówkowatych informatyków, czy intelektualistów. Gardzących jakimikolwiek mięśniami, czy też po prostu wysiłkiem fizycznym.
Więc po co mi ta wielka siła, ta wielka wytrzymałość i ta wielka elastyczność?
Zostałaś witarianką.
Zostałeś witarianinem.
Spodziewasz się długiego życia. Chcesz żyć w zdrowiu. Ludzie nie marzą, żeby długo żyć w chorobie. Chcą być sprawni i zdrowi do ostatnich swoich godzin i ewentualnie są w stanie zgodzić się na śmierć z powodu baaardzo sędziwej starości we śnie.
Nie możesz długo (w domyśle, nie z respiratorem constans w pozycji poziomej) żyć, kiedy nie masz mocnego i elastycznego kręgosłupa, mocnych i elastycznych stawów, mocnych i elastycznych wiązadeł i mięśni. Szit. Taka jest prawda.
I choćbyś zjadał najzdrowszą żywność świata, z największą ilością enzymów, bez mądrych, podkreślam mądrych, świadomych, ćwiczeń fizycznych z obciążeniem własnego ciała nie wzmocnisz i nie uelastycznisz swojego kręgosłupa.
A bez tego nie będziesz długo żyć. Żyć tak jak chcesz.
Jakbyś z jakiś niewyjaśnionych powodów musiał zrezygnować ze wszystkich ćwiczeń, to nigdy nie rezygnuj z tych, które pozwalają Ci zrobić mostek.
Wczoraj wspomniałam o książce „Skazany na trening” Paula Wade, to jest dzieło, które polecam każdemu. To światowy bestseller, ale nie dlatego, że to modny trend. To po prostu żywa prawda. Jak siła, wytrzymałość i elastyczność mogą dać wielką siłę psychiczną i pozwolić przetrwać 20 lat w jednym z najostrzejszych zakładów penitencjarnych w stanach.
Ale nie zrażajcie się tym niszowym klimatem, prawdy o treningu tam zawartym są UNIWERSALNE.
To siła, wytrzymałość, elastyczność, czyli też joga i silny duch.
Po przeczytaniu tej książki nie mogłam spać.
A więc znowu wracam do początków. Nawet wymówię to słowo, cofam się. A więc wracam do zera. Jakbym żadnego mądrego treningu nie zrobiła. Do tej pory. Zarzucam moje wciąż niedoskonałe pompki i krokodylki. Przejdę więc drogę od nowa do doskonałości. Na moją miarę.
Moje dotychczasowe ćwiczenia były niedoskonałe. To eufemizm. Były złe, wyrządzały mi szkodę. A mogły nawet krzywdę. Nie używałam odpowiednich mięśni, bo ich nie wyrobiłam. Rozczarowana byłam też moimi postępami. Stale było bardzo trudno. A powinno być coraz łatwiej. Żebym mogła podwyższać poprzeczkę i przechodzić na wyższe poziomy jak w grze. Niestety tylko w bieganiu mi się to udawało. W miarę. Pewnie postępy byłyby większe, jakbym robiła dobrze inne ćwiczenia.
Cały trening o którym mówię, opiera się tylko na sześciu podstawowych ćwiczeniach z obciążeniem własnego ciała. Ćwiczenia te wykonujesz dokładnie, z odpowiednim natężeniem i dopasowujesz ich poziom do progresu, który następuje, prowadząc cię do doskonałości. Doskonałości porównywalnej, a nawet większej, bo o wiele zdrowszej niż u najlepszych gimnastyków świata, którzy często wyniszczają swoje ciała.
Wczoraj zaczęłam od zera.
3 x po pięćdziesiąt pompek przy …. ścianie.
2 sekundy na fazę koncentryczną, sekunda zatrzymania i 2 sekundy na powrót.
Nie śmiejcie się. Te moje poprzednie 100 pompek z treningów można o dupę potłuc. Dzisiaj czuję mięśnie o których nie miałam pojęcia, że je mam, chociaż ostatnie kilka lat spędziłam na intensywnych jak mi się wydawało treningach.
A teraz przepiszę specjalnie dla Was mały akapicik tej książki, strona 37, z rozdziału pod tytułem Śmierć klubom fitness.
Chwilowo zignorujmy więc profesjonalnych zawodników i współczesnych olimpijczyków… … Co z resztą z nas?
Pozostali ludzie dowiadują się – z czasopism i programów telewizyjnych, od guru fitnessu, a nawet od instytucji prozdrowotnych – że jeśli chce się być w formie, trzeba iść do siłowni czy klubu fitness. Co to oznacza? Generalnie spotykamy się tam dziś z dwoma rzeczami: maszynami do treningu cardio oraz z ćwiczeniami z obciążeniem zewnętrznym (albo z ciężarkami swobodnymi, albo na drogich maszynach oporowych).
Trudno wymyślić coś bardziej jałowego, przygnębiającego i nudnego niż sznur bieżni i rowerków stacjonarnych we współczesnym klubie fitness. Wszyscy widzieliśmy te ćwiczenia: długie rzędy bywalców klubu, którzy w ciszy biegną donikąd, pedałują w miejscu, czy wchodzą na nieistniejące schody – robiąc to wszystko z minimalną intensywnością i nie zyskując prawie nic w zakresie sprawności fizycznej w realnym świecie.
Czytaj dalej:
tutaj
Blog Pepsi:
http://pepsieliot.wordpress.com/
Photo: http://kirkreinert.com/
Uwielbiam gimnastykę i uwielbiam Pepsi Eliot,... i jej przekazy - wszystkie.
Dzisiaj będzie tylko o gimnastyce. Nie zwracam uwagi na to czy mi się chce ćwiczyć, czy dopadło mnie lenistwo. Po paru ruchach - lenistwo znika - gwarantuję. Mówię sobie (swojemu leniowi), wobec tego dzisiaj tylko 2 minutki. Z dwóch minutek, nawet nie zauważam kiedy robi się 4 minuty, a późnie już jestem nakręcona, i ćwiczę nawet dłużej niż w dniach tak zwanych aktywnych - bez lenia.
Nie wiem jak można nie mieć czasu na tak cenne dobrodziejstwo dla zdrowia. Żadne cudowne lekarstwo nie da tyle zdrowia i energii, ile da nam, codzienna, regularna, dopasowana do swoich możliwości gimnastyka.
Nigdy nie latam na zbiorowe fitnessy, z wielu względów, mn.in. szkoda mi czasu (potem mówimy, że nie mamy czasu). Nie mówię, że to złe, ale domowe, własne jest dużo lepsze, podobnie jak domowy posiłek i restauracyjny. Od czasu do czasu, czemu nie.
Domowy zawsze zdrowszy i oszczędniejszy.
Ostatnio czytałam Pepsi Eliot. Przyznam, że ma dziewczyna dobre pióro i potrafi posłużyć się nim, aby wyrazić to o co jej chodzi.
Pepsi Eliot pisze:
Kiedyś na prawdę bardzo dawno temu, potrafiłyśmy jedną ręką zawiesić się na gałęzi, a drugą tulić dziecko.
Byłyśmy bardzo silne, bardzo wytrzymałe i bardzo elastyczne. Z powodu niskiego poziomu testosteronu nasze mięśnie nie były ani zbyt widoczne, ani zbyt duże. Mężczyźni byli więksi i mieli duże i widoczne mięśnie. Lwica może pokonać lwa. Lwica umie szybko biec, zaatakować i zdobyć pożywienie. Oczywiście, że jest mniejsza od lwa. No problem. W naturze samice potrafią dać sobie radę z powodu silnego, wytrzymałego i elastycznego ciała. Samice ptaków bez problemu dolecą tu i tam. Szympansica jest mniejsza od swojego partnera, ale bez trudu wykonuje ćwiczenia z obciążeniem własnego ciała, dokładnie takie same jak jej partner płci męskiej.
Wiadomo dlaczego przestałyśmy być tak silne, tak wytrzymałe i tak elastyczne, bo mężczyźni (i my same też), przypisali nam inne role. Ale w końcu doszło do tego, że także mężczyźni stracili swoją siłę, wytrzymałość i elastyczność.
Zadacie mi pytanie: po co dziś być silnym, wytrzymałym i elastycznym?
Owszem, liczy się fajny wygląd. Ale do dzisiejszych kanonów piękna dla kobiety wystarczy, że składa się z kości, minimalnej, bliskiej zeru ilości mięśni i tłuszczu właśnie. Którego nie interpretuje się jako tłuszcz, bo jest równomiernie rozłożony. Na brzuchu go nie widać, bo anorektyczne porcje jedzenia, nie są wprawdzie w stanie nikogo odżywić, ale też nie powodują odkładania się tłuszczu na brzuchu. Do tego różne stymulatory metabolizmu, a to pecik, a to kawka, a czasami coś bardziej hajowego.
Bardzo subiektywnie.
Dla mnie taka ulotna istota, bez namacalnego życia, słaniająca się na swoich szczudełkach nigdy nie była kanonem piękna. Ani obiektem zazdrości. Nawet trochę jej współczułam. Szczególnie kiedy wyobraziłam ją sobie jako staruszkę falującą na wietrze. Ten kanon kobiecego piękna wydaje mi się jakiś wręcz „chorowity” i mało przydatny w życiu. Chociaż z drugiej strony u boku włoskiego milionera i playboya, jakby bardzo dobrze się komponujący.
No i mamy też kanon piękna dla faceta.
Gość dobrze wyglądający w t-shircie. Gość z widocznymi mięśniami. No nie za dużymi, bo koksu raczej nie wszystkim się podoba. No taki z okładki Men’s Health. Gość z mięśniami, ale bez przydatnej siły. Z mięśniami, ale słabym kręgosłupem i stawami. Gość z bezużytecznym mięsem narzuconym na siebie. Opalony, niekiedy w solarce. Ale też trzeba przyznać sprawiedliwie, że również na nartach czy grze w plażową siatkówkę.
Oczywiście są wyjątki. Że niektórzy zachwycają się dziewczynami w sobie , a niektóre z kolei lubią sznurówkowatych informatyków, czy intelektualistów. Gardzących jakimikolwiek mięśniami, czy też po prostu wysiłkiem fizycznym.
Więc po co mi ta wielka siła, ta wielka wytrzymałość i ta wielka elastyczność?
Zostałaś witarianką.
Zostałeś witarianinem.
Spodziewasz się długiego życia. Chcesz żyć w zdrowiu. Ludzie nie marzą, żeby długo żyć w chorobie. Chcą być sprawni i zdrowi do ostatnich swoich godzin i ewentualnie są w stanie zgodzić się na śmierć z powodu baaardzo sędziwej starości we śnie.
Nie możesz długo (w domyśle, nie z respiratorem constans w pozycji poziomej) żyć, kiedy nie masz mocnego i elastycznego kręgosłupa, mocnych i elastycznych stawów, mocnych i elastycznych wiązadeł i mięśni. Szit. Taka jest prawda.
I choćbyś zjadał najzdrowszą żywność świata, z największą ilością enzymów, bez mądrych, podkreślam mądrych, świadomych, ćwiczeń fizycznych z obciążeniem własnego ciała nie wzmocnisz i nie uelastycznisz swojego kręgosłupa.
A bez tego nie będziesz długo żyć. Żyć tak jak chcesz.
Jakbyś z jakiś niewyjaśnionych powodów musiał zrezygnować ze wszystkich ćwiczeń, to nigdy nie rezygnuj z tych, które pozwalają Ci zrobić mostek.
Wczoraj wspomniałam o książce „Skazany na trening” Paula Wade, to jest dzieło, które polecam każdemu. To światowy bestseller, ale nie dlatego, że to modny trend. To po prostu żywa prawda. Jak siła, wytrzymałość i elastyczność mogą dać wielką siłę psychiczną i pozwolić przetrwać 20 lat w jednym z najostrzejszych zakładów penitencjarnych w stanach.
Ale nie zrażajcie się tym niszowym klimatem, prawdy o treningu tam zawartym są UNIWERSALNE.
To siła, wytrzymałość, elastyczność, czyli też joga i silny duch.
Po przeczytaniu tej książki nie mogłam spać.
A więc znowu wracam do początków. Nawet wymówię to słowo, cofam się. A więc wracam do zera. Jakbym żadnego mądrego treningu nie zrobiła. Do tej pory. Zarzucam moje wciąż niedoskonałe pompki i krokodylki. Przejdę więc drogę od nowa do doskonałości. Na moją miarę.
Moje dotychczasowe ćwiczenia były niedoskonałe. To eufemizm. Były złe, wyrządzały mi szkodę. A mogły nawet krzywdę. Nie używałam odpowiednich mięśni, bo ich nie wyrobiłam. Rozczarowana byłam też moimi postępami. Stale było bardzo trudno. A powinno być coraz łatwiej. Żebym mogła podwyższać poprzeczkę i przechodzić na wyższe poziomy jak w grze. Niestety tylko w bieganiu mi się to udawało. W miarę. Pewnie postępy byłyby większe, jakbym robiła dobrze inne ćwiczenia.
Cały trening o którym mówię, opiera się tylko na sześciu podstawowych ćwiczeniach z obciążeniem własnego ciała. Ćwiczenia te wykonujesz dokładnie, z odpowiednim natężeniem i dopasowujesz ich poziom do progresu, który następuje, prowadząc cię do doskonałości. Doskonałości porównywalnej, a nawet większej, bo o wiele zdrowszej niż u najlepszych gimnastyków świata, którzy często wyniszczają swoje ciała.
Wczoraj zaczęłam od zera.
3 x po pięćdziesiąt pompek przy …. ścianie.
2 sekundy na fazę koncentryczną, sekunda zatrzymania i 2 sekundy na powrót.
Nie śmiejcie się. Te moje poprzednie 100 pompek z treningów można o dupę potłuc. Dzisiaj czuję mięśnie o których nie miałam pojęcia, że je mam, chociaż ostatnie kilka lat spędziłam na intensywnych jak mi się wydawało treningach.
A teraz przepiszę specjalnie dla Was mały akapicik tej książki, strona 37, z rozdziału pod tytułem Śmierć klubom fitness.
Chwilowo zignorujmy więc profesjonalnych zawodników i współczesnych olimpijczyków… … Co z resztą z nas?
Pozostali ludzie dowiadują się – z czasopism i programów telewizyjnych, od guru fitnessu, a nawet od instytucji prozdrowotnych – że jeśli chce się być w formie, trzeba iść do siłowni czy klubu fitness. Co to oznacza? Generalnie spotykamy się tam dziś z dwoma rzeczami: maszynami do treningu cardio oraz z ćwiczeniami z obciążeniem zewnętrznym (albo z ciężarkami swobodnymi, albo na drogich maszynach oporowych).
Trudno wymyślić coś bardziej jałowego, przygnębiającego i nudnego niż sznur bieżni i rowerków stacjonarnych we współczesnym klubie fitness. Wszyscy widzieliśmy te ćwiczenia: długie rzędy bywalców klubu, którzy w ciszy biegną donikąd, pedałują w miejscu, czy wchodzą na nieistniejące schody – robiąc to wszystko z minimalną intensywnością i nie zyskując prawie nic w zakresie sprawności fizycznej w realnym świecie.
Czytaj dalej:
tutaj
Blog Pepsi:
http://pepsieliot.wordpress.com/
Monday, February 20, 2012
Historia Marka.... z cyklu Moja Historia
*****
Po operacji lekarz mówi do pacjenta:
-Mam dla pana dobrą wiadomość.
W żadnym z usuniętych jąder nie było raka.
Jak pokonałem raka
Wygrana walka z rakiem...
Fragment ebooka:
Jak w 90 dni pokonałem raka
______________________________
Informacje na temat .... Moja Historia:
Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
Thursday, February 16, 2012
Klucz do zdrowia - układ limfatyczny - pH
Niedawno pisałam o doktorze Robercie Morse. tutaj
Miałam nadzieję, że wkrótce jego wiedza, którą niemal codziennie przekazuje na filmach dla swoich słuchaczy i pacjentów, będzie dostępna w naszym języku. Moja nadzieja została spełniona i mogę z radością oznajmić, że mamy już dostęp do wiedzy dr Morse. Marcin, znany z pięknej Rawstaurant jest wielkim miłośnikiem dr Morse (podobnie jak ja).
Marcin poza tym ukończył kurs oferowany przez dr Morse, przez skromność nie chwali się. Szczerze mu gratuluję i życzę sukcesów w wykorzystywaniu tej jakże wartościowej wiedzy w swoim osobistm życiu i w służbie dla innych. Marcin mimo braku czasu, nie potrafi nie dzielić się wiedzą, radą i wsparciem dla potrzebujących. Jest pasjonatem zdrowia i wszystkiego co z tym związane. Podobnie jak dr Morse, dlatego nazywam go Naszym Młodym Doktorem Morse.
Celem doktora Roberta Morse jest nauczyć każdego chętnego, jak w prosty sposób komórki/tkanki naszego ciała regenerują się, i jak dzięki temu w piękny sposób możemy doświadczać bezposrednio Boga.
Marcin w pierwszym poście dotyczącym Dr Morsa, zapoznaje nas z metodą leczenia Dr Morse, z poziomem komórkowym, jak odżywić komórkę, aby dobrze funkcjonowała i wiele innych bardzo ważnych spraw, na które nie zwraca się uwagi, a które są podstawą do uleczenia wszystkich naszych problemów związanych ze zdrowiem., a raczej z jego problemami.
Dołącza swój pierwszy, bardzo ciekawy film. Tematem poruszonym w filmie jest jeden z podstawowych, bardzo ważnych w procesie leczenia układów - Układ Limfatyczny.
Dowiemy się nie tylko jak działa układ limfatyczny i jakie jest jego zadanie, ale także jak odblokować, udrożnić układ limfatyczny.
Patrz tutaj:
http://rawstaurant.blogspot.com/2012/02/dr-robert-morse.html
Jest już i drugi filmik, w którym Marcin porusza również bardzo ważny temat w procesie zdrowienia - Zakwaszenie organizmu.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że większosć chorób pojawia się, gdy nasz organizm jest zakwaszony. Właściwie kluczem do zdrowego, długiego życia, a także kluczem do uzdrowienia problemów zdrowia w naturalny sposób jest odpowiednio zbalansowane pH.
Warto zaopatrzyć się w papierki lakmusowe lub patyczki lakmusowe (w aptece lub przez Internet) i samemu sprawdzać sobie pH. Zawsze dołączona jest instrukcja, jak takie badanie zrobić. Bardzo łatwo i prosto.
Ja mam takie, jak widać na zdjęciu, wystarczają na bardzo długo. Kończy mi się już ta rolka, zamierzam kupić patyczki. Podobno są lepsze. Napiszę o tym wkrótce.
Na początek warto robić badanie codziennie, a nawet parę razy dziennie, jeśli chcemy sprawdzić jak nasze ciało metabolizuje jedzenie, którym się karmimy. Ranny (czyt: poranny) mocz jest najważniejszy. Pokazuje nam jak wyglądało nasze życie przez ostatnie 24 godziny.
Papierki jak i patyczki do sprawdzenia pH możemy użyć badając ślinę lub mocz. Te, które ja używałam ze śliną mi się nie sprawdzają, lepiej jest sprawdzić mocz.
Zakwaszenie organizmu:
http://rawstaurant.blogspot.com/2012/02/zakwaszenie-organizmu.html
Zachęcam do śledzenia na bieżąco filmów Marcina.
http://rawstaurant.blogspot.com/
Miałam nadzieję, że wkrótce jego wiedza, którą niemal codziennie przekazuje na filmach dla swoich słuchaczy i pacjentów, będzie dostępna w naszym języku. Moja nadzieja została spełniona i mogę z radością oznajmić, że mamy już dostęp do wiedzy dr Morse. Marcin, znany z pięknej Rawstaurant jest wielkim miłośnikiem dr Morse (podobnie jak ja).
Marcin poza tym ukończył kurs oferowany przez dr Morse, przez skromność nie chwali się. Szczerze mu gratuluję i życzę sukcesów w wykorzystywaniu tej jakże wartościowej wiedzy w swoim osobistm życiu i w służbie dla innych. Marcin mimo braku czasu, nie potrafi nie dzielić się wiedzą, radą i wsparciem dla potrzebujących. Jest pasjonatem zdrowia i wszystkiego co z tym związane. Podobnie jak dr Morse, dlatego nazywam go Naszym Młodym Doktorem Morse.
Celem doktora Roberta Morse jest nauczyć każdego chętnego, jak w prosty sposób komórki/tkanki naszego ciała regenerują się, i jak dzięki temu w piękny sposób możemy doświadczać bezposrednio Boga.
Marcin w pierwszym poście dotyczącym Dr Morsa, zapoznaje nas z metodą leczenia Dr Morse, z poziomem komórkowym, jak odżywić komórkę, aby dobrze funkcjonowała i wiele innych bardzo ważnych spraw, na które nie zwraca się uwagi, a które są podstawą do uleczenia wszystkich naszych problemów związanych ze zdrowiem., a raczej z jego problemami.
Dołącza swój pierwszy, bardzo ciekawy film. Tematem poruszonym w filmie jest jeden z podstawowych, bardzo ważnych w procesie leczenia układów - Układ Limfatyczny.
Dowiemy się nie tylko jak działa układ limfatyczny i jakie jest jego zadanie, ale także jak odblokować, udrożnić układ limfatyczny.
Patrz tutaj:
http://rawstaurant.blogspot.com/2012/02/dr-robert-morse.html
Jest już i drugi filmik, w którym Marcin porusza również bardzo ważny temat w procesie zdrowienia - Zakwaszenie organizmu.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że większosć chorób pojawia się, gdy nasz organizm jest zakwaszony. Właściwie kluczem do zdrowego, długiego życia, a także kluczem do uzdrowienia problemów zdrowia w naturalny sposób jest odpowiednio zbalansowane pH.
Warto zaopatrzyć się w papierki lakmusowe lub patyczki lakmusowe (w aptece lub przez Internet) i samemu sprawdzać sobie pH. Zawsze dołączona jest instrukcja, jak takie badanie zrobić. Bardzo łatwo i prosto.
Ja mam takie, jak widać na zdjęciu, wystarczają na bardzo długo. Kończy mi się już ta rolka, zamierzam kupić patyczki. Podobno są lepsze. Napiszę o tym wkrótce.
Na początek warto robić badanie codziennie, a nawet parę razy dziennie, jeśli chcemy sprawdzić jak nasze ciało metabolizuje jedzenie, którym się karmimy. Ranny (czyt: poranny) mocz jest najważniejszy. Pokazuje nam jak wyglądało nasze życie przez ostatnie 24 godziny.
Papierki jak i patyczki do sprawdzenia pH możemy użyć badając ślinę lub mocz. Te, które ja używałam ze śliną mi się nie sprawdzają, lepiej jest sprawdzić mocz.
Zakwaszenie organizmu:
http://rawstaurant.blogspot.com/2012/02/zakwaszenie-organizmu.html
Zachęcam do śledzenia na bieżąco filmów Marcina.
http://rawstaurant.blogspot.com/
Tuesday, February 14, 2012
Historia Rowena... z cyklu Moja Historia
Historia Rowena
Rowen Pfeifer
Dr Rowen Pfeifer przyznaje, że przez pierwsze 25 lat swojego życia jadał bardzo niezdrowo. „Praktycznie nie wiedziałem, co to są owoce lub warzywa — mówi. — Tak naprawdę najbliżej warzyw znajdowałem się, wcinając tłuczone ziemniaki, frytki i tym podobne”. Jednak mimo to Rowen odkrył w sobie rosnące zainteresowanie tematyką zdrowia. W 1974 roku był on już głęboko zaangażowany w studia nad zagadnieniami zdrowia, odżywiania, diety i ćwiczeń. W końcu Rowen rozpoczął własną praktykę lekarską. Jednocześnie stan jego zdrowia pogarszał się.
Problemem Rowena, od kiedy mógł sięgnąć pamięcią, były chroniczne zaparcia, jednak teraz stan jego dolegliwości zaczął być już nie do wytrzymania. „Wydalałem z siebie krew i śluz, cierpiałem na wzdęcia, gazy itd. — opowiada. — Było to już bardzo kłopotliwe i bałem się oddalać od łazienki”. Szukał porady u różnych lekarzy, jednak żaden z nich nie wiedział dokładnie, co mu dolega. Rowen wypróbował wiele leków i preparatów, jednak nic mu nie pomagało. „Wtedy przeżyłem bardzo poważny atak ostrej biegunki i do tego stopnia straciłem poczucie rzeczywistości, że nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo byłem bliski śmierci. Nie byłem w stanie pojechać do gabinetu; po prostu leżałem w domu i z każdym dniem słabłem”.
Na szczęście żona Rowena wzięła sprawy w swoje ręce i pojechała z nim na ostry dyżur. Po kolonoskopii zdiagnozowano u Rowena wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Powiedziano mu również, że choroba ta jest nieuleczalna. „Ponieważ byłem w tym czasie już na progu śmierci, musieliśmy rozpocząć leczenie. Oznaczało to podawanie leków, aby »ugasić pożar«. Moja okrężnica była całkiem zaogniona, dlatego też wziąłem lek, który całkowicie zablokował mój układ odpornościowy. Środkowi temu towarzyszyła długa lista wyjątkowo nieprzyjemnych efektów ubocznych, dlatego powiedziałem lekarzowi, że nie chcę brać go przez zbyt długi czas”.
Przez rok regularnie powtarzano mu, że spożywane jedzenie nie ma żadnego związku z zapaleniem jelita. Po kilkunastu miesiącach sumiennego przestrzegania zaleceń lekarskich dotyczących przyjmowania Prednizonu popadł we frustrację i zapragnął poszukać odpowiedzi na własną rękę. „Zacząłem więc szukać jej u samego Stwórcy — mówi Rowen — zarówno w modlitwie osobistej, jak i prosząc innych o modlitwę wstawienniczą. Naprawdę poszukiwałem natychmiastowego uzdrowienia. Z perspektywy czasu wydaje mi się teraz, że w skrytości serca miałem nadzieję, że oczekiwany cud nie będzie wymagał żadnych poważnych zmian w moim życiu, ani tym bardziej wzięcia na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Tego rodzaju cud jednak nigdy nie nastąpił”.
Pewnego poranka Rowen poczuł, że Bóg przekonuje go w sercu, iż powinien zrobić to, o czym on sam już dobrze wie. „Znaczyło to dla mnie tyle, że mam odstawić wszystkie leki, odbyć krótki post o wodzie, a następnie zacząć jeść wyłącznie pokarmy surowe i pić duże ilości soku z marchwi. Było to totalnie wbrew temu, co głosi współczesna medycyna. Nauka bowiem twierdzi, że jeśli ktoś ma podobny problem, nie powinien jeść pokarmów zawierających błonnik, takich jak surowe owoce i warzywa, ponieważ może dodatkowo zaostrzyć swoje dolegliwości. Jednak w głębi serca jakoś wiedziałem, że potrzebne mi są takie składniki odżywcze, które mogłem pozyskać tylko i wyłącznie z surowej żywności. Dlatego natychmiast rozpocząłem post o samej wodzie. Następnie przerzuciłem się na soki oraz jedzenie surowych owoców i warzyw. Powodowany własnym doświadczeniem pacjentowi w takiej sytuacji zaleciłbym dzisiaj rozpoczęcie kuracji od picia wyłącznie soków. To byłoby najlepsze rozwiązania na sam początek. Zacząłem rozumieć, że cały mój organizm był przepełniony toksynami. Nie dostarczałem mu też składników odżywczych, których potrzebował. A zatem był on nie tylko magazynem wszelkiego rodzaju śmieci, ale od 25 lat brakowało mu także podstawowych substancji odżywczych. W efekcie doprowadziło to moje tkanki do poważnego wycieńczenia. Komórki błony śluzowej jelita grubego były tak słabe, że ulegały uszkodzeniu z byle powodu; dlatego procesy odbudowy i dochodzenia do siebie nie były proste. Okres detoksykacji był wyjątkowo ciężki, lecz po kilku miesiącach wszystkie objawy zniknęły!”.
Nie tylko jelito grube Rowena doznało tak gwałtownego uzdrowienia. „Każda komórka organizmu oczyszczała się z toksyn, stawała się coraz zdrowsza i silniejsza. Od tamtego czasu moje ciało przezwyciężyło takie problemy jak bóle kolan oraz dolegliwości innych stawów, w tym łokieć golfisty i łokieć tenisisty. Niegdyś cierpiałem też z powodu suchości skóry, odbijania się, gazów i pewnych objawów typowych dla ADD, np. rozkojarzenia. Wszystkie te problemy zniknęły bezpowrotnie”.
Jedno z najważniejszych doświadczeń Rowena polegało na pełnym zrozumieniu tego, jak istotne jest aktywne działanie. „Nic się nie działo, dopóki nie zacząłem czegoś robić. Pismo Święte jest księgą przyczynowo-skutkową. Setki razy Bóg w niej mówi: jeśli będziesz... to i ja będę... jeśli to uczynisz, to i ja pobłogosławię tobie, spełniając każdą moją obietnicę. Wszyscy bardzo chcemy widzieć spełniające się w naszym życiu Boże obietnice, lecz zapominamy o otwierającym je kluczu: jeśli będziesz... — o krokach, jakie musimy podjąć, aby odzyskać zdrowie.
Tak, musiałem podjąć pewne działania, aby wyzdrowieć. Ale czy z tego powodu należy mi się jakaś chwała? Chwała należy się jedynie Bogu. To On, Inteligentny Projektant, umieścił w moim ciele te wszystkie cudowne mechanizmy zwalczania chorób, opracował idealną technologię żywnościową. Nikomu innemu za to nie dziękuję, jedynie Najwyższemu!”.
Rowen podsumowuje: „Zrozumiałem, że Bóg pragnie, abyśmy zadbali o nasze ciała jako świątynie Ducha Świętego. Zasadniczo moje zaangażowanie w promocję zdrowia stało się porównywalne do działalności misyjnej”.
Źródło:
Ran Uzdrowieni dietą
____________
Informacje na temat .... Moja Historia:
Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
Friday, February 10, 2012
Taniec, joga i druga młodość...
Dla ludzi takich jak Tao Porchon-Lynch, wiek to nie starość, to druga, nowa młodość. Nic nie wskazuje na to, że ta kobieta ma 94 lata. Nie pomyliłam się - tylko 94 lata.
Tao praktykuje jogę od ponad 70 lat, mało tego jest z pewnością jedną z najstarszych instruktorek jogi. Uczy jogi studentów w Indiach, Francji i USA od ponad 45 lat. To jeszcze nie wszystko. W wieku 87 lat Tao postanowiła nauczyć się tańca towarzyskiego. Taniec stał się dla niej wyzwaniem i radością życia.
Mimo złamanego nadgarstka i operacji stawu biodrowego (wychodząc ze sklepu, 87 letnia Tao upadła i złamała biodro) 6 lat temu, wciąż tańczy i uczy jogi.
"Nie zamierzam tego porzucić. Zamierzam tańczyć i uprawiać jogę tak długo, jak długo będę żyć" - powiedziała Tao swojej lekarce, która nie wyraziła zgody na tego typu aktywność.
W życiu jak w tańcu, każdy krok ma znaczenie.
Tao jest żywą reklamą, jak można wykorzystać nasz ludzki potencjał. Jest przykładem, jak można kontrolować swoje ciało i umysł, i tym sposobem przezwyciężać efekty starzenia się. Filozofią Tao jest:
"Nie ma takich rzeczy, których nie moglibyśmy dokonać, jeśli potrafimy wykorzystać moc, która jest w nas"
Strona Tao:
http://www.taoporchon-lynch.com/
Tao kanał YouTube:
http://www.youtube.com/user/TaoYoga1
Tao Porcon-Lynch nie jest jedyną ponad 90-cio letnią instruktorką yogi. Aktywnych, pracujących osób po 90-tce nie jest wiele, ale jednak są. Budujące jest to, że wiek nie ma znaczenia, jeśli potrafimy w porę wziąć życie w swoje ręce i dbać o siebie jak o najcenniejszy skarb.
Wspomnę dzisiaj jeszcze tylko o jednej (96 letniej już dzisiaj), niezwykle sprawnej kobiecie, instruktorce jogi z Kanady.
To Ida Herbert. Ida zaczęła ćwiczyć jogę dopiero po 50 roku życia (podobnie jak ja).
Dzisiaj Ida prowadzi lekcje jogi i jest żywym przykładem zdrowia i witalności.
Ida (ur. 1916) mówi, że czuje się bardzo młodo. Nie czuje różnicy niż kiedy miała 40, czy 50 lat. Jedynie oczy są słabsze, i okulary jej przeszkadzają.
Ida promieniuje zdrowiem, pogodą ducha i radością życia. Z ciałem swoim może robić takie 'sztuczki', jakich nie potrafią 30-latkowie.
(Wg. najnowszych wiadomości jakie udało mi się znaleźć - Ida w wieku 95 odeszła na emeryturę. Dalej ćwiczy jogę, pływa, jeździ na rowerze, uprawia ogród, prowadzi aktywne życie - link)
Na temat jogi jest wiele wspaniałych książek i kaset. W Internecie również można znaleźć bardzo dobre informacje.
W najbliższy wtorek, tj. 14 lutego, o godz. 20, w Radio na Fali - Spektrum Rozwoju - na żywo, które już 'wciągnęło' wiele osób (w tym mnie) będzie poruszany temat jogi. Gościem specjalnym będzie znany instruktor jogi - Maciej Wielobób .
Warto zarezerwować czas, a jeśli ktoś nie może w tym czasie słuchać, dodam, że audycje są nagrywane i można je także odsłuchać w dogodnym dla siebie czasie.
Kocham jogę, nie wyobrażam sobie dnia bez jogi. Nie jestem jednak w tym tamacie expertem, ale benefity jogi wyraźnie czuję. Nauczyłam się jogi sama, z TV i z kaset.
Patrz: Moja Joga z Wai Lana
Zachęcam gorąco każdego bez względu na wiek do zainteresowania się jogą. Joga to nie tylko specjalne pozycje. Joga to dużo więcej.
Joga jest dla każdego! Wiek nie ma znaczenia. Wiek to tylko liczby.
Na koniec, dla odmiany zobaczmy 3-letnią instruktorę jogi. Fantastyczna!
Aż chce się ruszyć z fotela i zacząć ćwiczyć, ćwiczyć.... jogę:
http://youtu.be/ee50hrUGc0k
Tuesday, February 7, 2012
Strach, Miłosć i Przebaczenie - 1 cz. historii Ewy... z cyklu "Moja Historia"
Strach... historia Ewy.
W POSZUKIWANIU OPTYMALNEGO ZDROWIA
Miałam 9 lat, gdy tego ranka obudził mnie płacz mojej mamy i krzyk mojego "taty": Ty kurwo zajebana! Zabiję cię , słyszysz zabiję was obie ciebie i tego pierdolonego bękarta i będę miał święty spokój!" Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do pokoju, mama leżała na podłodze oparta o białą ścianę dużego pokoju po której skapywała wolnym strumieniem, bordowa niczym dojrzałe wiśnie krew. Jej piekne zielone oczy , które zawsze skrywała pod szkłami okularów słonecznych pokrywały różnokolorowe siniaki i blizny. Kombinacja tych świerzych koloru fioletowego i czerwonego i tych starych o odcieniu żółtawym przypominała niemal kolory tęczy na jej pieknej twarzy. Spojrzała na mnie przez potok łez spływających po jej spuchniętych policzkach , próbowała się uśmiechnąć, coś powiedzieć. Wyciągnęła ręce w moja stronę, ja jednak rzuciłam się w stronę "taty", chwyciłam jego wirujące w powietrzu dłonie, padłam na kolana: "Tatusiu, przestań proszę"! załkałam całujac go po rękach . "Będę juz grzeczna tylko się nie denerwuj, zrobię wszystko o co tylko poprosisz tylko już nie krzycz, błagam cię". Silny uścisk jego dłoni na moim drobnym ciele spowodował, że strumień łez momentalnie pokrył moją twarz. " Odpierdol się , nie jestem twoim ojcem! Twój ojciec porzucił cię zanim się urodziłaś. Nie chciał cię tak jak ja cię nie chcę bo jesteś taką samą kurwą jak twoja matka", wykrzyczał "tato" i jednym szarpnięciem rzucił mną w stronę białej ściany dużego pokoju gdzie leżała mama.
Pamiętam że tak bardzo się wtedy bałam, pamiętam że strach przeszywał każdą komórkę mojego ciała. Trzęsłam się , płakałam , za mgłą łez spływających po mojej twarzy spojrzałam na mamę i wiedziałam , że ona też się bała. Wiedziałam , że bałyśmy się razem i wiedziałam że to uczucie strachu już zawsze będzie mi towarzyszyło, że nie będę się w stanie go pozbyć, zwalczyć , nie będę umiała się od niego wyzwolić, uwolnić...Wiedziałam , że tamtego dnia stałam się niewolnicą tego okrutnego uczucia, które zawładnęło mną kompletnie i nie chciało opuścić przez lata.
Bałam się ludzi, bałam sie dzieci, bałam się szkoły , bałam się "taty". Bałam się , że wstanę pewnego ranka a mamy tam nie będzie. Bałam się, że kiedyś "tato" uderzy ją tak mocno , że nie będzie dała rady juz wstać. Bałam się , że pewnego dnia nie zobaczę jej pięknych zielonych oczu spoglądających na mnie z tą bezgraniczną miłością, że pewnego dnia nie zjem jej placuszków z jabłkami, że nie poczuję jej ciepłych dłoni na moich policzkach , że nie usłyszę jej ciepłego, lekko zachrypnietego głosu mówiącego mi jak bardzo mnie kocha i że to co mówi "tato"wcale nie jest prawdą.
Bałam się , że "tato" miał rację , że jestem nic nie wartym zerem, bękartem niechcianym, że będę kurwą i zgniję pod mostem. że nikt mnie nie zechcę, bo jestem paskudna, krzywo chodzę mam kurewskie oczy i że ludziom będzie się chciało wymiotować na mój widok. Bałam się snu. Codziennie w środku nocy po cichutku na paluszkach dreptałam do dużego pokoju z białymi ścianami gdzie spleciona długimi i silnymi dłońmi "taty" spała mama. Przychylałam się bezszelestnie do jej pięknej twarzy by sprawdzić czy oddycha, czy smacznie śpi i odpoczywa by wstać z rana i zrobić mi moje ulubione placuszki z jabłkami.
Nie bałam się gdy mnie bił, po kilku uderzeniach z rzędu ból ustępuje a znamiona pokrywające ciało znikają, zostawiając drobne blizny tu i tam.
Jednak gdy mówił - drżałam. Jego głos przeszywał moje ciało, słyszałam go nawet gdy do mnie nie mówił, słyszałam go w dzień i słyszałam go w nocy. Latami, nawet po tym jak uciekłam z domu budziłam się w środku nocy słysząc w głowie jego głos szepczący mi do ucha : "Popatrz na siebie ty mała obrzydliwa kurwo, żygać mi się chce na twoj widok!"
Bałam się żyć, bałam się być, bałam sie istnieć ale też bałam się umrzeć.
Zajęło mi kilka lat by nauczyć sie być "silną", by zapanować nad naturalnymi reakcjami fizjologicznymi ciała takimi jak płacz, by po każdym uderzeniu w policzek spojrzeć na niego z uśmiechem na twarzy i zapytać czy tylko tyle potrafi. By mu oddać, by walczyć. Zachartowana latami treningu byłam w stanie stworzyć iluzję nietykalnej mimo dziesiatek ciosów zadanych mojemu ciału i mojej duszy. Potrafiłam nie być tam gdzie byłam. Doprowadzało go to do szału, chciał bym płakała, bym przepraszała, błagała by przestał, ja jednak nauczyłam sie jak nigdy już nie dać mu tej satysfakcji.
Miałam 17 lat gdy mi powiedział, że jeśli nie zniknę dziś w nocy to się jutro nie obudzę....wyszłam. Byłam niewolnicą wypuszczoną na wolność w świecie gdzie ludzie żyli zgodnie regułami, które były mi kompletnie obce. Bałam się jeszcze bardziej. Chciałam wrócić do tego więzienia w którym żyłam przez lata, bo wolność była mi absolutnie obca ....przerażająca. Chciałam wrócić ale wiedziałam , że nie mogłam. Przez lata wolność była moim więzieniem, świat dookoła mnie wydawał mi się całkowicie obcy i musiałam od nowa nauczyć się jak żyć.
Przez lata patrząc w lustro widziałam w jego odbiciu spoglądającą na mnie małą wystraszoną dziewczynkę z zacisniętymi piąstkami próbującą powstrzymać falę napływających łez. Jej wilekie "kurewskie oczy" patrzyły na mnie wystraszone, próbowała mi coś powiedzieć, widziałam że chciała płakać, że chciała krzyczeć z bólu , który ją przeszywał, że chciała mi opowiedzieć o strachu który ją paraliżował , o głosie "taty" którego szept nie pozwalał jej zasnąć w nocy. " Ciii, musisz być silna! ", rozkazywałam jej.
Przez lata hartowałam jej drobną wystraszoną duszyczkę , uczyłam jak być "silną" jak się nie bać, nauczyłam jak zapomnieć i jak pomagać innym. Przez lata żyłam wierząc , że zapomniałam , że jestem wolna , że już się nie boję. Przez lata przybrałam tysiące szat i grałam setki ról , wierząc , naprawdę głęboko wierząc , że to co było minęło i już nigdy nie wróci. Przez lata byłam inspiracją dla innych ludzi, " Boże jaka ty jesteś silna Ewcia", wszyscy mi powtarzali. Od zawsze miałam ten "niesamowity" wpływ na innych ludzi . A wszystko to dzięki temu , że byłam taka "silna" a tak wiele zła mi się w życiu przydarzyło, ja jednak potrafiłam się otrząsnąc i pokazać innym, że nie ważne co się nam w życiu przydarzy jesteśmy w stanie się podnieść i iść dalej. I ten mój niesamowity optymizm, którym zarażałam wszystkich dookoła, niesamowite osiągniecia, ukończone szkoły, świadectwa z czerwonym paskiem, setki przyjaciół, którzy mnie uwielbiali, idealny związek. Rzeczy , które udało mi się osiagnąć nie jest łatwo osiągnać ludziom pochodzącym z "patologicznych rodzin". Nie wszystkie dzieci , które dzielą jedno jabłko na 3 by sie nim cieszyć przez 3 dni i mają jedną parę butów przez lata są w stanie dokonać tego czego dokonałam ja. Mi się jednak udało! A wszystko to dzięki temu, że byłam taka "silna". Przez lata co noc, gdy szykowałam się do snu, mała dziewczynka z wilekimi "kurewskimi oczami" odwiedzała mnie , siadała na rogu łóżka i próbowała opowiedzieć mi o szeptach "taty", które nie pozwalały jej spać i krwawiących bliznach w jej duszy , które nie chcą się zagoić mimo upływu tylu lat, o strachu , który paraliżował jej drobne ciałko i nie pozwalał sie rozwijać, dojrzeć, zabraniał dorosnąć. "Ciii, musisz być silna", rozkazywałam jej.
Rozkazywałam jej przez lata i ona przez lata mnie słuchała, aż pewnego dnia spojrzała na mnie złośliwie w odbiciu lustra, zacisnęła swoje małe piąstki jak zawsze tyle że tym razem z całej siły wymierzyła cios w moją stronę rozbijając lustro. W drobnych jego kawałeczkach opadających na ziemie ujrzałam jej wielkie "kurewskie oczy " zalewające się łzami. Mała dziewczynka płakała, płakała przeraźliwie, płakała dniami i nocami. A ja płakałam razem z nią, patrząc na odbicie jej PIĘKNEJ twarzy w nowym lustrze , wycierałam łzy spływające strumieniami z jej WIELKICH PIĘKNYCH NIEBIESKICH OCZU, godzinami sluchałam co miala mi do powiedzenia, słuchałam o bólu , który ją przeszywał i strachu który ją paraliżował, słuchałam o szeptach "taty" , które jej nie pozwalały spać i bliznach , które nie chciały sie zagoić. Słuchałam i dziękowałam jej , że była na tyle SILNA by mi o tym powiedzieć , na tyle cierpliwa by poczekać aż będę gotowa by jej wysłuchać, że nigdy mnie nie opuściła. Godzinami słuchałam jej opowieści i codziennie mówiłam jej jak PIĘKNA JEST , JAK DZIELNA I SILNA JEST I JAK BARDZO JĄ KOCHAM I JAKA DUMNA Z NIEJ JESTEM. Powiedziałam jej , że może przychodzić tak często jak tylko tego zapragnie i mówić tyle ile jej sie podoba i że ja jej zawsze wysłucham. Dni mijały a mała dzieczynka o pięknych niebieskich oczach odwiedzała mnie coraz rzadziej aż pewnego dnia przyszła w nocy usiadła na brzegu łóżka i wyszeptała mi do ucha: " Tak to wszystko co ci powiedziałam wydarzyło się naprawdę, nie walcz z tym, nie próbuj zapomnieć , nie można bowiem zmienić czegoś co się już wydarzyło. Pamiętaj jednak że miało to miejsce dawno temu. Pamiętaj , że to co było nie jest. Że przeszłość, choć prawdziwa w przeszłości, nie istnieje w teraźniejszości. Że przeszłość to nie ty , ty jesteś tu i teraz. I tu i teraz jest bezpiecznie, tu i teraz jest wolne od lęku , tu i teraz nie zna bólu, tu i teraz kocha cię taką jaką jesteś , akceptuje wszystkie twoje decyzje, tu i teraz cię nie osądza, nic od ciebie nie wymaga, nie karci, tu i teraz ci ufa ponieważ tu i teraz wie kim jesteś: piękną duszą, idealną istotą , istnieniem które zasługuje na wszystko czego sobie tylko zapragnie i które nie potrzebuje niczyjej aprobaty by żyć. BY być wolnym od strachu musisz zaufać samej sobie bo tylko w tobie znajdują sie wszystkie odpowiedzi", poczym pocałowała mnie w policzek po którym spływały słone łzy i odeszła.
Stoję tu przed wami moi kochani przyjaciele naga, totalnie obnażona.... wolna, bez uczuć wstydu, poczucia winy czy lęku przed byciem osądzoną. Dzielę się z wami tą historią nie po to by się żalić i nie po to by was czegoś nauczyć...lecz po to by się podzielić historią, która jest historią niejednego z nas, by pokazać że każdy z nas choć inny , indywidualny tak bardzo do siebie podobny jest.
Że życie każdego z nas i tych co przeszli w życiu wiele jak i tych co dane im było mieć spokojne dni przepełnione jest często tym wewnętrznym lękiem i ciągłymi znakami zapytania,. Że wątpliwości te i zmartwienia jednak są głównie produkcją utraconej przeszłość i nieobecnej jeszcze przyszłości. Że ja też tak jak wielu z was spędziłam pół życia bojąc się co będzie dalej, pytając gdzie jest sens w istnieniu, gdzie podążam i po co, i tak często byłam wycieńczona , że już nie chciałam nigdzie iść. Że do tej pory przeszłam przez różne etapy w swoim życiu : strachu, złości na innych , na siebie, złości na Boga, żalu do wszystkich za to co mi się stało, żalu do siebie, nienawiści, niezrozumienia. Że zajęło mi lata cierpienia i chorób fizycznych by zrozumieć, że przeszłość już minęła, że bezwartościowym jest ciągnąć ją za sobą, że przeszłość mnie nie indentyfikuje, to nie to kim jestem ja. Ja jestem tu i teraz.
Ja nie jestem ekspertem ani nauczycielem, jestem waszym przyjacielem, zwykłym szarym człowiekiem, który chce się z wami podzielic tym , że po latach poszukiwań wypełnionych bólem, strachem i lękiem, nic ale to nic nie pomogło mi tak jak MIŁOŚĆ do samej siebie, jak kochanie siebie całym sercem, szanowanie tej drobnej duszyczki , która siedzi w moim pięknym ciele, wybaczenie sobie i wybaczenie tym co się przyczynili do jakiejkolwiek krzywdy , która mnie spotkała. Zajęło mi lata by umieć spojrzeć w lustro i powiedzieć tej istocie, która spoglądała z jego odbicia na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczyma, że jest piękna, że jest idealna i powiedzieć jej jak bardzo ją kocham. I to właśnie od tamtej pory moje życie zaczęło się zmieniać diametralnie. Od tamtej pory stałam się tą Ewcią , która wstaje codziennie rano i dziękuje za za 5 "drobnych" rzeczy , które są jej ofiarowane przez życie, Ewcią , która śmieje się bez powodu , bo kto to w ogóle wymyślił , że by się śmiać potrzebny jest jakikolwiek powód? Ewcią , która kręci filmiki na youtube by powiedzieć wam jak pyszne są surowe owocki i warzywka. Ewcia , która mówi wam w kółko do znudzenia , że nic nie jest bardziej ważne niż MIŁOŚĆ , miłość do samego siebie i miłość do innych. Bo to właśnie MIŁOŚĆ pozwoliła jej stać się tą uśmiechnietą istotką , którą widzicie w szklanym ekarnie komputera , machająca do was i przesyłająca tysiące buziakow i ogrom bezwarunkowej miłości. Ewcią, która wciąż wstaje rano i nie może uwierzyć , że tak piękni i cudowni ludzie jak wy są częścią jej życia, ale tym razem ona już wie , że nie mogłoby być inaczej, że życie jej jest przepełnione specjalnymi ludźmi i niesamowitymi wydarzeniami bo ona sama jest piękna i wyjątkowa.
Źródło:
http://surowadieta.blogspot.com/2010/11/strach.html
Radio Na Fali:
O psychologii
--------------------
Link do 2-giej cz. historii Ewy:
tutaj
Link do blogu Ewy:
http://surowadieta.blogspot.com/
--------------------------------------------
Po pewnym czasie od mementu napisania swojej historii, Ewcia pisze wzruszający list do taty:
http://oceanswiadomosci.com/wybaczenie-tato/
_____________________________
Informacje na temat .... Moja Historia:
Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
W POSZUKIWANIU OPTYMALNEGO ZDROWIA
Miałam 9 lat, gdy tego ranka obudził mnie płacz mojej mamy i krzyk mojego "taty": Ty kurwo zajebana! Zabiję cię , słyszysz zabiję was obie ciebie i tego pierdolonego bękarta i będę miał święty spokój!" Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do pokoju, mama leżała na podłodze oparta o białą ścianę dużego pokoju po której skapywała wolnym strumieniem, bordowa niczym dojrzałe wiśnie krew. Jej piekne zielone oczy , które zawsze skrywała pod szkłami okularów słonecznych pokrywały różnokolorowe siniaki i blizny. Kombinacja tych świerzych koloru fioletowego i czerwonego i tych starych o odcieniu żółtawym przypominała niemal kolory tęczy na jej pieknej twarzy. Spojrzała na mnie przez potok łez spływających po jej spuchniętych policzkach , próbowała się uśmiechnąć, coś powiedzieć. Wyciągnęła ręce w moja stronę, ja jednak rzuciłam się w stronę "taty", chwyciłam jego wirujące w powietrzu dłonie, padłam na kolana: "Tatusiu, przestań proszę"! załkałam całujac go po rękach . "Będę juz grzeczna tylko się nie denerwuj, zrobię wszystko o co tylko poprosisz tylko już nie krzycz, błagam cię". Silny uścisk jego dłoni na moim drobnym ciele spowodował, że strumień łez momentalnie pokrył moją twarz. " Odpierdol się , nie jestem twoim ojcem! Twój ojciec porzucił cię zanim się urodziłaś. Nie chciał cię tak jak ja cię nie chcę bo jesteś taką samą kurwą jak twoja matka", wykrzyczał "tato" i jednym szarpnięciem rzucił mną w stronę białej ściany dużego pokoju gdzie leżała mama.
Pamiętam że tak bardzo się wtedy bałam, pamiętam że strach przeszywał każdą komórkę mojego ciała. Trzęsłam się , płakałam , za mgłą łez spływających po mojej twarzy spojrzałam na mamę i wiedziałam , że ona też się bała. Wiedziałam , że bałyśmy się razem i wiedziałam że to uczucie strachu już zawsze będzie mi towarzyszyło, że nie będę się w stanie go pozbyć, zwalczyć , nie będę umiała się od niego wyzwolić, uwolnić...Wiedziałam , że tamtego dnia stałam się niewolnicą tego okrutnego uczucia, które zawładnęło mną kompletnie i nie chciało opuścić przez lata.
Bałam się ludzi, bałam sie dzieci, bałam się szkoły , bałam się "taty". Bałam się , że wstanę pewnego ranka a mamy tam nie będzie. Bałam się, że kiedyś "tato" uderzy ją tak mocno , że nie będzie dała rady juz wstać. Bałam się , że pewnego dnia nie zobaczę jej pięknych zielonych oczu spoglądających na mnie z tą bezgraniczną miłością, że pewnego dnia nie zjem jej placuszków z jabłkami, że nie poczuję jej ciepłych dłoni na moich policzkach , że nie usłyszę jej ciepłego, lekko zachrypnietego głosu mówiącego mi jak bardzo mnie kocha i że to co mówi "tato"wcale nie jest prawdą.
Bałam się , że "tato" miał rację , że jestem nic nie wartym zerem, bękartem niechcianym, że będę kurwą i zgniję pod mostem. że nikt mnie nie zechcę, bo jestem paskudna, krzywo chodzę mam kurewskie oczy i że ludziom będzie się chciało wymiotować na mój widok. Bałam się snu. Codziennie w środku nocy po cichutku na paluszkach dreptałam do dużego pokoju z białymi ścianami gdzie spleciona długimi i silnymi dłońmi "taty" spała mama. Przychylałam się bezszelestnie do jej pięknej twarzy by sprawdzić czy oddycha, czy smacznie śpi i odpoczywa by wstać z rana i zrobić mi moje ulubione placuszki z jabłkami.
Nie bałam się gdy mnie bił, po kilku uderzeniach z rzędu ból ustępuje a znamiona pokrywające ciało znikają, zostawiając drobne blizny tu i tam.
Jednak gdy mówił - drżałam. Jego głos przeszywał moje ciało, słyszałam go nawet gdy do mnie nie mówił, słyszałam go w dzień i słyszałam go w nocy. Latami, nawet po tym jak uciekłam z domu budziłam się w środku nocy słysząc w głowie jego głos szepczący mi do ucha : "Popatrz na siebie ty mała obrzydliwa kurwo, żygać mi się chce na twoj widok!"
Bałam się żyć, bałam się być, bałam sie istnieć ale też bałam się umrzeć.
Zajęło mi kilka lat by nauczyć sie być "silną", by zapanować nad naturalnymi reakcjami fizjologicznymi ciała takimi jak płacz, by po każdym uderzeniu w policzek spojrzeć na niego z uśmiechem na twarzy i zapytać czy tylko tyle potrafi. By mu oddać, by walczyć. Zachartowana latami treningu byłam w stanie stworzyć iluzję nietykalnej mimo dziesiatek ciosów zadanych mojemu ciału i mojej duszy. Potrafiłam nie być tam gdzie byłam. Doprowadzało go to do szału, chciał bym płakała, bym przepraszała, błagała by przestał, ja jednak nauczyłam sie jak nigdy już nie dać mu tej satysfakcji.
Miałam 17 lat gdy mi powiedział, że jeśli nie zniknę dziś w nocy to się jutro nie obudzę....wyszłam. Byłam niewolnicą wypuszczoną na wolność w świecie gdzie ludzie żyli zgodnie regułami, które były mi kompletnie obce. Bałam się jeszcze bardziej. Chciałam wrócić do tego więzienia w którym żyłam przez lata, bo wolność była mi absolutnie obca ....przerażająca. Chciałam wrócić ale wiedziałam , że nie mogłam. Przez lata wolność była moim więzieniem, świat dookoła mnie wydawał mi się całkowicie obcy i musiałam od nowa nauczyć się jak żyć.
Przez lata patrząc w lustro widziałam w jego odbiciu spoglądającą na mnie małą wystraszoną dziewczynkę z zacisniętymi piąstkami próbującą powstrzymać falę napływających łez. Jej wilekie "kurewskie oczy" patrzyły na mnie wystraszone, próbowała mi coś powiedzieć, widziałam że chciała płakać, że chciała krzyczeć z bólu , który ją przeszywał, że chciała mi opowiedzieć o strachu który ją paraliżował , o głosie "taty" którego szept nie pozwalał jej zasnąć w nocy. " Ciii, musisz być silna! ", rozkazywałam jej.
Przez lata hartowałam jej drobną wystraszoną duszyczkę , uczyłam jak być "silną" jak się nie bać, nauczyłam jak zapomnieć i jak pomagać innym. Przez lata żyłam wierząc , że zapomniałam , że jestem wolna , że już się nie boję. Przez lata przybrałam tysiące szat i grałam setki ról , wierząc , naprawdę głęboko wierząc , że to co było minęło i już nigdy nie wróci. Przez lata byłam inspiracją dla innych ludzi, " Boże jaka ty jesteś silna Ewcia", wszyscy mi powtarzali. Od zawsze miałam ten "niesamowity" wpływ na innych ludzi . A wszystko to dzięki temu , że byłam taka "silna" a tak wiele zła mi się w życiu przydarzyło, ja jednak potrafiłam się otrząsnąc i pokazać innym, że nie ważne co się nam w życiu przydarzy jesteśmy w stanie się podnieść i iść dalej. I ten mój niesamowity optymizm, którym zarażałam wszystkich dookoła, niesamowite osiągniecia, ukończone szkoły, świadectwa z czerwonym paskiem, setki przyjaciół, którzy mnie uwielbiali, idealny związek. Rzeczy , które udało mi się osiagnąć nie jest łatwo osiągnać ludziom pochodzącym z "patologicznych rodzin". Nie wszystkie dzieci , które dzielą jedno jabłko na 3 by sie nim cieszyć przez 3 dni i mają jedną parę butów przez lata są w stanie dokonać tego czego dokonałam ja. Mi się jednak udało! A wszystko to dzięki temu, że byłam taka "silna". Przez lata co noc, gdy szykowałam się do snu, mała dziewczynka z wilekimi "kurewskimi oczami" odwiedzała mnie , siadała na rogu łóżka i próbowała opowiedzieć mi o szeptach "taty", które nie pozwalały jej spać i krwawiących bliznach w jej duszy , które nie chcą się zagoić mimo upływu tylu lat, o strachu , który paraliżował jej drobne ciałko i nie pozwalał sie rozwijać, dojrzeć, zabraniał dorosnąć. "Ciii, musisz być silna", rozkazywałam jej.
Rozkazywałam jej przez lata i ona przez lata mnie słuchała, aż pewnego dnia spojrzała na mnie złośliwie w odbiciu lustra, zacisnęła swoje małe piąstki jak zawsze tyle że tym razem z całej siły wymierzyła cios w moją stronę rozbijając lustro. W drobnych jego kawałeczkach opadających na ziemie ujrzałam jej wielkie "kurewskie oczy " zalewające się łzami. Mała dziewczynka płakała, płakała przeraźliwie, płakała dniami i nocami. A ja płakałam razem z nią, patrząc na odbicie jej PIĘKNEJ twarzy w nowym lustrze , wycierałam łzy spływające strumieniami z jej WIELKICH PIĘKNYCH NIEBIESKICH OCZU, godzinami sluchałam co miala mi do powiedzenia, słuchałam o bólu , który ją przeszywał i strachu który ją paraliżował, słuchałam o szeptach "taty" , które jej nie pozwalały spać i bliznach , które nie chciały sie zagoić. Słuchałam i dziękowałam jej , że była na tyle SILNA by mi o tym powiedzieć , na tyle cierpliwa by poczekać aż będę gotowa by jej wysłuchać, że nigdy mnie nie opuściła. Godzinami słuchałam jej opowieści i codziennie mówiłam jej jak PIĘKNA JEST , JAK DZIELNA I SILNA JEST I JAK BARDZO JĄ KOCHAM I JAKA DUMNA Z NIEJ JESTEM. Powiedziałam jej , że może przychodzić tak często jak tylko tego zapragnie i mówić tyle ile jej sie podoba i że ja jej zawsze wysłucham. Dni mijały a mała dzieczynka o pięknych niebieskich oczach odwiedzała mnie coraz rzadziej aż pewnego dnia przyszła w nocy usiadła na brzegu łóżka i wyszeptała mi do ucha: " Tak to wszystko co ci powiedziałam wydarzyło się naprawdę, nie walcz z tym, nie próbuj zapomnieć , nie można bowiem zmienić czegoś co się już wydarzyło. Pamiętaj jednak że miało to miejsce dawno temu. Pamiętaj , że to co było nie jest. Że przeszłość, choć prawdziwa w przeszłości, nie istnieje w teraźniejszości. Że przeszłość to nie ty , ty jesteś tu i teraz. I tu i teraz jest bezpiecznie, tu i teraz jest wolne od lęku , tu i teraz nie zna bólu, tu i teraz kocha cię taką jaką jesteś , akceptuje wszystkie twoje decyzje, tu i teraz cię nie osądza, nic od ciebie nie wymaga, nie karci, tu i teraz ci ufa ponieważ tu i teraz wie kim jesteś: piękną duszą, idealną istotą , istnieniem które zasługuje na wszystko czego sobie tylko zapragnie i które nie potrzebuje niczyjej aprobaty by żyć. BY być wolnym od strachu musisz zaufać samej sobie bo tylko w tobie znajdują sie wszystkie odpowiedzi", poczym pocałowała mnie w policzek po którym spływały słone łzy i odeszła.
Stoję tu przed wami moi kochani przyjaciele naga, totalnie obnażona.... wolna, bez uczuć wstydu, poczucia winy czy lęku przed byciem osądzoną. Dzielę się z wami tą historią nie po to by się żalić i nie po to by was czegoś nauczyć...lecz po to by się podzielić historią, która jest historią niejednego z nas, by pokazać że każdy z nas choć inny , indywidualny tak bardzo do siebie podobny jest.
Że życie każdego z nas i tych co przeszli w życiu wiele jak i tych co dane im było mieć spokojne dni przepełnione jest często tym wewnętrznym lękiem i ciągłymi znakami zapytania,. Że wątpliwości te i zmartwienia jednak są głównie produkcją utraconej przeszłość i nieobecnej jeszcze przyszłości. Że ja też tak jak wielu z was spędziłam pół życia bojąc się co będzie dalej, pytając gdzie jest sens w istnieniu, gdzie podążam i po co, i tak często byłam wycieńczona , że już nie chciałam nigdzie iść. Że do tej pory przeszłam przez różne etapy w swoim życiu : strachu, złości na innych , na siebie, złości na Boga, żalu do wszystkich za to co mi się stało, żalu do siebie, nienawiści, niezrozumienia. Że zajęło mi lata cierpienia i chorób fizycznych by zrozumieć, że przeszłość już minęła, że bezwartościowym jest ciągnąć ją za sobą, że przeszłość mnie nie indentyfikuje, to nie to kim jestem ja. Ja jestem tu i teraz.
Ja nie jestem ekspertem ani nauczycielem, jestem waszym przyjacielem, zwykłym szarym człowiekiem, który chce się z wami podzielic tym , że po latach poszukiwań wypełnionych bólem, strachem i lękiem, nic ale to nic nie pomogło mi tak jak MIŁOŚĆ do samej siebie, jak kochanie siebie całym sercem, szanowanie tej drobnej duszyczki , która siedzi w moim pięknym ciele, wybaczenie sobie i wybaczenie tym co się przyczynili do jakiejkolwiek krzywdy , która mnie spotkała. Zajęło mi lata by umieć spojrzeć w lustro i powiedzieć tej istocie, która spoglądała z jego odbicia na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczyma, że jest piękna, że jest idealna i powiedzieć jej jak bardzo ją kocham. I to właśnie od tamtej pory moje życie zaczęło się zmieniać diametralnie. Od tamtej pory stałam się tą Ewcią , która wstaje codziennie rano i dziękuje za za 5 "drobnych" rzeczy , które są jej ofiarowane przez życie, Ewcią , która śmieje się bez powodu , bo kto to w ogóle wymyślił , że by się śmiać potrzebny jest jakikolwiek powód? Ewcią , która kręci filmiki na youtube by powiedzieć wam jak pyszne są surowe owocki i warzywka. Ewcia , która mówi wam w kółko do znudzenia , że nic nie jest bardziej ważne niż MIŁOŚĆ , miłość do samego siebie i miłość do innych. Bo to właśnie MIŁOŚĆ pozwoliła jej stać się tą uśmiechnietą istotką , którą widzicie w szklanym ekarnie komputera , machająca do was i przesyłająca tysiące buziakow i ogrom bezwarunkowej miłości. Ewcią, która wciąż wstaje rano i nie może uwierzyć , że tak piękni i cudowni ludzie jak wy są częścią jej życia, ale tym razem ona już wie , że nie mogłoby być inaczej, że życie jej jest przepełnione specjalnymi ludźmi i niesamowitymi wydarzeniami bo ona sama jest piękna i wyjątkowa.
KOCHAM WAS<3
Źródło:
http://surowadieta.blogspot.com/2010/11/strach.html
Radio Na Fali:
O psychologii
--------------------
Link do 2-giej cz. historii Ewy:
tutaj
Link do blogu Ewy:
http://surowadieta.blogspot.com/
--------------------------------------------
Po pewnym czasie od mementu napisania swojej historii, Ewcia pisze wzruszający list do taty:
http://oceanswiadomosci.com/wybaczenie-tato/
_____________________________
Informacje na temat .... Moja Historia:
Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
Saturday, February 4, 2012
Poznajmy Dr Roberta Morse
To co dzisiaj jesz, jutro będzie stanowić o Twoim zdrowiu
Dzisiaj pragnę przedstawić wyjątkowego człowieka, którego od dłuższego już czasu obserwuję (dzięki Marcin), czytam jego książki, wsłuchuję się w jego wykłady i powiem szczerze - podziwiam. To dr Robert Morse.
Bardzo niewiele informacji o nim jest w j. polskim. Szkoda, gdyż wiedza, którą przekazuje dr Morse jest bardzo potrzebna, zarówno tym, którzy zmagają się z poważnymi problemami zdrowia, jak i tym, którzy szukają jak najlepszych źródeł informacji na temat jak zdrowo i szczęśliwie żyć. Właściwie to tylko dwie wzmianki o Robercie Morsie znalazłam u znanych nam dobrze blogowych przyjaciół, pasjonatów zdrowego, surowego odżywiania - Marcina z blogu Rawstaracja i Ewy z blogu Surowa Dieta. Ewa również wspomina o nim w ostatniej swojej radiowej audycji.. tutaj
Moim wielkim marzeniem jest, aby na filmach z wykładami dr Morse pojawiły się polskie napisy. Mam nadzieją, że moje marzenie się szybko spełni i ktoś wkrótce wykona tą wcale nie łatwą, ale jakże cenną pracę.
Doceniajmy tłumaczy, bez nich wiele osób nie miałoby dostępu do poszukiwanej wiedzy przekazywanej w obcym języku.
Dr Morse jest mistrzem w dzieleniu się wiedzą z tymi, którzy jej poszukują. Na YouTube jest mnóstwo bezcennych jego wykładów, są też codziennie nakręcane tzw. odpowiedzi na pytania - jaki piękny gest w stronę swoich online słuchaczy i pacjentów. Jakie wspaniałe narzędzie do uczenia się i pomagania sobie wzajemnie.
Szkoda, że tak późno zaczęłam się uczyć j. angielskiego. Jednak lepiej póżno niż wcale, a na naukę jak wiemy nigdy nie jest za późno.
Mała dygresja:
Mój angielski jest bardzo mizerny, ale czasem udaje mi się zaskoczyć amerykańskich znajomych jakimś słówkiem. Np. "Everyone wants to be obama". - Zazwyczaj słyszę w odpowiedzi - 'ja nie jestem polityczny/na'. Słówko 'obama' znaczy - cool, czyli świetny, super. To taki mały żart nie mający nic wspólnego z dr Morsem.
Na dbanie o swoje zdrowie też nigdy nie jest za późno.
Będę często dzielić się wiedzą uzyskaną od dr Morse. Mam książkę "The Detox Miracle Sourcebook', którą bardzo sobie cenię, a tekst czytany nie sprawia mi większych problemów. Natomiast słuchając lektora, który szybko mówi (jak np. dr Morse), obawiam się o dokładne zrozumienie.
Dzisiaj tylko krótka wzmianka o dr Morsie, z nadzieją, że filmiki wpadną w ręce dobrego tłumacza. Wiem, że wielu moich czytelników zna super angielski, więc wklejam tutaj dwa filmiki dr Morsa.
1. Dr Morse mówi o sobie - przedstawia się.
2. Na temat chemioterapii - jest 7 odcinków.
Strona Dr Morse:
http://www.naturesbotanicalpharmacy.com/