Strona Główna:

Saturday, April 28, 2012

Wywiad z propagatorką leczniczej Diety Alleluja.


Alleluja mówię, bo zdrowie wróciło!


Wywiad z Katarzyną Lewkowicz-Siejką, dziennikarką i propagatorką dietoterapii, autorką
wykładu na temat leczniczej Diety Alleluja, która doświadczyła jej dobroczynnego działania.

Słowo „Alleluja” tłumaczone z języka hebrajskiego znaczy – ‘wychwalajcie Jahwe’. Dieta Alleluja nawiązuje do biblijnych zaleceń żywieniowych, jakie Stworzyciel przekazał na samym początku ludziom. Dieta ta może czynić cuda… Historia Katarzyny jest na to dowodem.


- Dlaczego zdecydowałaś się "spróbować" Diety Alleluja?

Miałam poważny problem zdrowotny. Cierpiałam na pewną dysfunkcję jelita grubego od ponad 20 lat. To się pogłębiało. Lekarze byli bezsilni, naturaliści właściwie też. W moim przypadku nie sprawdzały się metody, które powinny działać. Mówiąc wprost, czekał mnie albo rak, albo pęknięcie jelita. W każdym razie funkcjonowałam coraz gorzej, organizm był zatruwany dzień po dniu. Próbowałam różnych sposobów, środków, diet. Dawno zrezygnowałam z mięsa - gdyby nie to, pewnie byłoby jeszcze gorzej... W zasadzie stosowałam zdrową dietę, ale problem się nie rozwiązał. Aż do czasu, gdy dowiedziałam się o Diecie Alleluja.

- Co wyróżnia tę dietę od innych diet? 

Dieta Alleluja opiera się na dwóch filarach - surowej wegańskiej żywności i świeżych sokach warzywnych. To jest odtruwanie organizmu i dożywianie. Bynajmniej nie o kalorie tu chodzi, lecz witaminy, pierwiastki, enzymy i setki, a właściwie tysiące fitoskładników, które nauka wciąż odkrywa. Enzymy są tu niezwykle ważne, dlatego żywności w tej diecie się nie podgrzewa powyżej 42 stopni Celsjusza. Je się sporo sałatek i surówek, blendowanych zup, a także surowe słodycze – czego jako wieloletni łasuch jestem szczególną fanką. Ale kluczową rolę w zdrowieniu organizmu odgrywają soki. Taką klasyczną surową dietę prowadziłam już dwa lata temu. Nie piłam wtedy soków, po prostu jadłam surówki (z orzechami i nasionami), blendowane zupy i piłam szejki. Czuliśmy się z mężem dużo lepiej, energia nas rozpierała, ale mój problem nie zniknął. Teraz - gdy podjęłam drugą próbę diety surowej żywności, ale opartą na sokach - to był strzał w dziesiątkę! Chociaż musiałam czekać dwa i pół miesiąca, aż coś się ruszy. Czytałam świadectwa innych osób, opisane w książce George'a Malkmusa, i po dwóch miesiącach zaczęłam się martwić - większość tych ludzi odczuwała poprawę zdrowia po miesiącu lub dwóch, a byli bardziej chorzy niż ja. U mnie żadnej zmiany... Ale cierpliwość i konsekwencja - wsparte modlitwą - się opłaciły. Po kolejnych dwóch tygodniach jelito ruszyło! I tak jest do dziś. Dlatego mówię: alleluja!

- Skąd czerpałaś informacje o właściwym prowadzeniu Diety Alleluja? 

Przede wszystkim z książki Malkmusa "Lecznicza Dieta Alleluja", ale to mi nie wystarczyło. Jego stowarzyszenie Hallelujah Acres prowadzi szeroką edukacyjną działalność w USA. Mają też swoją stronę w internecie www.hacres.com, gdzie uczą np. przygotowywać posiłki (robią to przed kamerą) i przekazują podstawowe informacje. Wydają swoje książki "kucharskie". Uczestniczyłam w takim 60-dniowym internetowym programie i był on sporą podporą dla mnie. Mogłam obserwować, jak wyciska się soki, robi surowy chlebek, lody czy surowe ciasto, bo zobaczyć ten proces, a przeczytać przepis to co innego. Pytałam, a oni odpisywali. Są też na Facebooku grupy osób stosujących tę dietę i dzielących się doświadczeniami. Poza tym na ich stronie jest cała masa informacji - od przepisów kulinarnych, przez ćwiczenia i urządzenia do ćwiczeń, po doskonałe suplementy (choć właściwiej byłoby to nazwać żywnością) i sprzęt kuchenny niezbędny w tej diecie.

- Wiem, że zakupiłaś taki sprzęt kuchenny. Czy jest on rzeczywiście konieczny w Diecie Alleluja?

Podstawowy sprzęt to wyciskarka. Bez niej nie ma soków, a to muszą być świeże soki. Jak powiedziałam, to one leczą organizm. Na rynku jest spory wybór, ale to drogi zakup. Jeśli ktoś jest chory na poważną chorobę, np. raka, powinien kupić wyciskarkę dwuślimakową - to wydatek ok. 2000-3000 zł. Ja zakupiłam właśnie taką i mogę potwierdzić, jaką moc mają soki z niej wyciskane. Przewaga nad jednoślimakową polega na tym, że z wyciskarki dwuślimakowej uzyskamy więcej soku z tej samej ilości warzyw, a więc jest ekonomiczniejsza, mniej pestycydów przedostaje się do soku, więcej zostaje w miąższu i skórce, a sok jest bardziej klarowny. To ma znaczenie, bo im mniej w soku grudek miąższu, tym pełniejsze wchłanianie, a więc działanie soku, a dokładnie - zawartych w nim składników odżywczych. Poza tym doskonale wyciska sok z zielonolistnych warzyw i traw. Niektórzy jeszcze dodatkowo filtrują sok przez specjalne drobne sito lub lniany worek. Z kolei plusy wyciskarki jednoślimakowej to cena (średnio od 700 do 1200 zł) oraz łatwiejsza obsługa, szczególnie w przypadku wyciskarek pionowych.
Przyda się oczywiście dobry blender - w diecie surowej żywności używa się wysokoobrotowego sprzętu, niestety też jest drogi (ponad 2000 zł), ale nie potrzeba już w kuchni niczego więcej. Taki sprzęt miksuje, mieli, sieka, miesza, ugniata - robi dosłownie wszystko. Jest przydatny szczególnie w przypadku surowych ciast. Jeśli nie mamy takiego sprzętu, potrzebny jest młynek do ziaren i orzechów oraz zwykły blender czy mikser. A już szczytem marzeń jest sprzęt do wyrobu surowego mleka z orzechów - na naszym rynku są takie produkty, jednak wytwarzając z ziaren czy orzechów mleko, gotują je. Sprzęt, o którym mówię, ma opcję wyłączania temperatury, a mleko zachowujące wszelkie wartości robi się w dwie minuty! To jednak znów droga zabawa, poza tym niedostępna na polskim rynku. Ja robię mleko w wysokoobrotowym blenderze, mieląc orzechy lub migdały i odsączając przez specjalny woreczek.
Osoby na surowej diecie używają też dehydryzatorów - w nich "pieką" np. kotlety z warzyw czy nasion, chleb, a także podgrzewają do 40 stopni posiłek. To sprzęt dla zaawansowanych, ale też drogi - kosztuje ponad 1000 zł. Ja kupiłam tańszy zamiennik, czyli suszarkę do grzybów (z termostatem - jest niezbędny, by ustawić temperaturę suszenia poniżej 42 stopni) za 100 zł. Latem suszę kotlety na słońcu - po kilku godzinach są gotowe.

- Dlaczego akurat soki mają tak silne działanie terapeutyczne? 

Mądrzy naukowcy jednym głosem mówią, że aby dziś dostarczyć organizmowi tylu składników odżywczych, ilu potrzebujemy, musielibyśmy zjadać takie ilości warzyw i owoców, że nasz układ pokarmowy by temu nie podołał. Z powodu zubożenia gleby, rośliny nie są tak bogate w minerały jak dawniej. Z witaminami też jest problem, szczególnie z witaminą C – kluczową dla zdrowia. Rozwiązaniem są soki lub dobre naturalne suplementy diety - oczywiście te drugie nie dorównują skutecznością świeżym sokom. Pozbawiony błonnika sok wchłania się szybko i niemal w całości. Nasze komórki są zalewane składnikami odżywczymi, które nie tylko je dożywiają, ale i wypierają z chorych komórek toksyny. I dlatego zdrowiejemy. Osobie, która nie cierpi na poważne dolegliwości, zaleca się trzy szklanki soku warzywnego dziennie oraz dwie, trzy szklanki soku z trawy jęczmiennej. Sok z młodego jęczmienia, ekologiczny i bezglutenowy, jest dostępny w formie proszku - rozpuszcza się łyżeczkę preparatu w niecałej szklance wody. To duże ułatwienie, bo ileż trzeba by wyhodować tej trawy, żeby uzyskać dziennie tyle soku - to wręcz niemożliwe w warunkach domowych. Sproszkowany jęczmień jest dostępny w wielu sklepach ze zdrową żywnością, warto jednak zwrócić uwagę, by był to suszony sok z trawy, a nie suszona trawa, i sprawdzić, czy technologia suszenia nie przekracza 42 stopni Celsjusza. Jeśli ktoś jest chory, powinien zastosować program "Recovery Diet" - należy pić szklankę soku warzywnego co godzinę na zmianę z sokiem z trawy jęczmiennej. Oprócz tego jemy oczywiście normalne trzy posiłki z przewagą surowej żywności.

- A co z chemizacją rolnictwa? Wielu wątpi w to, czy w erze pestycydów można jeszcze leczyć się roślinami...

To ciekawe, czego się doczytałam. Z czystej logiki wiadomo, że skoro zwierzęta są na górze łańcucha pokarmowego, to kumulują więcej chemii w swoich komórkach, niż jest jej w roślinach, którymi się żywią. Ale liczba mnie poraziła - stężenie pestycydów w ciele zwierząt jest większe aż o 800 proc.! Wniosek więc prosty - w diecie wegańskiej zjadamy mniej chemii. Jednak rzeczywiście pestycydy są problemem - szczególnie dla chorego na raka, bo to one w ogromnej mierze go powodują. Taki pacjent powinien ich unikać jak ognia, podobnie jak każdy z nas - by na raka nie zachorować. Dlatego w Diecie Alleluja zaleca się spożywanie produktów z ekologicznych upraw. Ale pestycydy to nie jedyna trucizna. Jeśli jemy żywność wegańską, ale przetworzoną (czyli gotowe produkty ze sklepu), to jemy też masę związków chemicznych stosowanych przez przemysł spożywczy. One też mają swój udział w szalejącej epidemii raka. Dlatego posiłki powinniśmy przygotowywać sami i tego w Diecie Alleluja uczą - jak, co i z czego zrobić. Gdy nabierzemy wprawy, przestaje być to tak czasochłonnym problemem.
Oczywiście rośliny ekologiczne są droższe od konwencjonalnych, więc nie każdego będzie na nie stać. Mam więc taką radę, by sprawdzić, które warzywa i owoce kumulują najwięcej chemii, i te kupować od rolników ekologicznych. Poza tym skoro wyciskarka odsiewa większość pestycydów z soku, można w tym przypadku korzystać z warzyw konwencjonalnych (tylko pamiętać o ich obraniu - w przeciwieństwie do ekologicznych, bo te tylko szorujemy pod bieżącą wodą), ale do sałatek kupować rośliny ekologiczne. Gdy jednak i na to nie możemy sobie pozwolić, lepiej stosować Dietę Alleluja, używając zwykłych roślin, niż nie stosować jej wcale.

- Jakie pozytywne zmiany niesie ze sobą stosowanie tej diety? Warzywa działają alkalizująco na nasz zakwaszony tradycyjną dietą organizm.

No właśnie, a odkwaszony organizm ma lepszą odporność i lepiej radzi sobie z intruzami. Nie mówiąc o samopoczuciu. Co ciekawe, dr Young, autor książek o cudzie pH, doszedł do wniosku, że doskonale wspiera to odchudzanie. Zakwaszony organizm to chory organizm. To nie tylko sprzyja nowotworom, ale też osteoporozie, grzybicy, zmęczeniu, osłabieniu itd. Podstawa przeciętnej diety to chleb i mięso oraz produkty odzwierzęce, a więc pokarmy kwasotwórcze. Najbardziej brakuje nam w diecie warzyw. Ale ile możemy ich w siebie wtłoczyć, i to surowych? Tu z pomocą idą soki. Przecież nigdy nie zjadłabym dziennie 2-3 kg warzyw, a z tylu wyciskam sok. Dzięki temu nie tylko mam alkalizującą dietę, ale i niskokaloryczną przy całym bogactwie odżywczym. A dieta niskokaloryczna (tzw. dieta niedoborowa) to dieta długowieczności. Choć trzeba przyznać, że na surowej diecie też można pochłaniać za dużo kalorii...

- Próbowałam kiedyś Twojego surowego deseru. To było bardzo smaczne, no i zdrowe! 

I kaloryczne - przynajmniej niektóre desery takie są. Ale oczywiście o niebo zdrowsze niż słodycze konwencjonalne, które obfitują w rakotwórcze tłuszcze trans, białą mąkę oraz niszczący naszą odporność i "zjadający" witaminy cukier. Surowe desery można jeść w zasadzie bezkarnie, ale nie za często. Bo podstawą wielu z nich są kaloryczne orzechy. Nawet mówi się o paradoksie surowej diety - że niektórzy na niej tyją. No właśnie bierze się to stąd, że jedzą zbyt dużo tłustych orzechów i nasion. Najnowszy trend zdrowotny surowej diety, którego autorem jest dr Graham, mówi o tym, by tylko 10 proc. kalorii pochodziło z tłuszczów - mimo że są roślinne i surowe, a więc zdrowe. Zresztą to pokrywa się ze znanymi antyrakowymi terapiami dietą, np. terapią dr. Gersona, z której wyłączone są wszelkie "tłuste" rośliny jak orzechy, soja czy awokado.
Ale wracając do smaku, moim przebojem jest surowe ciasto orzechowo-czekoladowo-karobowo-owocowe. Nie myślałam, że w surowej diecie słodycze będą tak pyszne! Mam teraz komfort słodzenia sobie życia. Nie ma tu białej mąki, masła czy margaryny, jajek, cukru - zamiast tego są np. kremy tortowe z orzechów zmiksowanych ze świeżymi daktylami, musy owocowo-orzechowe lub owocowo-czekoladowe jako polewa, zimnotłoczony olej kokosowy - jeden z najzdrowszych olejów na świecie. Słodzikiem może być nektar z agawy, syrop klonowy lub surowy miód (niepasteryzowany, a więc zachowujący enzymy). Możemy robić "tarty", "serniki", surową czekoladę... palce lizać.

- Czy trudne jest stosowanie Diety Alleluja w polskich warunkach?

Klimat nam tego nie ułatwia. Dlatego dieta surowej żywności bardzo prężnie rozwija się w ciepłej Kalifornii. Tam są nawet „surowe” restauracje! U nas latem i jesienią to miód dla duszy i ciała. Wiosną jest ciężko, bo nie ma ekologicznych nowych warzyw, a stare (marchew, kapusta, cebula itp.) się kończą. Nie mówiąc o zieleninie. Zimą potrzebujemy ciepłych posiłków, żeby się rozgrzać. Dlatego ja inaczej jem latem, inaczej zimą - wtedy te proporcje są zarzucone w stronę gotowanego. Na szczęście zimą z pomocą idą produkty fermentowane, np. kiszona kapusta, oraz kiełki. Choć muszę przyznać, że w Polsce są ludzie, którzy jedzą na surowo przez okrągły rok. Obserwuję, że ta grupa liczebnie rośnie. W Internecie powstała już całkiem fajna społeczność surojadów. Dzielą się informacjami, doświadczeniami, przepisami, wspierają się, spotykają, tłumaczą zagraniczne artykuły, polecają sobie książki. Od nich też się uczę.

- Jak wygląda Twój dzienny jadłospis?

Kiedy w sierpniu ub. roku zaczęłam Dietę Alleluja, zastosowałam lżejszą wersję programu "Recovery Diet", czyli dla chorych. Piłam pięć szklanek soku warzywnego dziennie (czasem sześć), trzy szklanki młodego jęczmienia oraz jadłam tylko surowe posiłki, mimo że 15 proc. diety mogą stanowić pokarmy niesurowe. W połowie października byłam zdrowym człowiekiem! Od połowy listopada powoli włączałam do diety posiłki gotowane, bo odczuwałam chłód i ciągle było mi zimno, ale surowizna wciąż stanowiła dużą część mojej diety. Nie piłam wody, a raczej gorące ziołowe herbaty. Gdy mój organizm się uleczył, piłam - i tak jest do dziś - po trzy szklanki soku dziennie plus dwie szklanki młodego jęczmienia. Teraz znów mogę jeść więcej surowizny, bo jest cieplej.
Dzień zaczynam od powolnego wypicia litra wody, do której wyciskam sok z cytryny - ponieważ wody mineralne czy źródlane mają raczej kwaśne pH, w ten sposób ją alkalizuję. Potem piję sok z trawy jęczmiennej, a za pół godziny świeży sok warzywny. Na śniadanie często robię szejka owocowego (z zieleniną lub bez - jeśli używam jej dużo do soku warzywnego): banan plus najczęściej czerwone i ciemne owoce, które uwielbiam (truskawki, maliny, jagody, porzeczki; może też być ananas, mango, pomarańcza, kiwi i dalej wedle fantazji oraz indywidualnego smaku; zimą niektóre owoce mrożone), mleko (np. migdałowe, owsiane, orkiszowe, ryżowe - w każdym razie ekologiczne) - i to blenduję. Do tego dodaję (lub nie) np. siemię lniane świeżo zmielone (doskonałe źródło kwasów omega w dobrych proporcjach), nasiona konopi jadalnej (doskonałe źródło białka z kompletem aminokwasów egzogennych), sproszkowane jagody acai (jeden z najlepszych antyoksydantów na ziemi), sproszkowany korzeń maki (peruwiański korzeń używany przez rekonwalescentów z uwagi na bogactwo składników odżywczych) itd. Czasem dorzucam orzechy i płatki. Na obiad jem zazwyczaj albo zblendowaną zupę z surowych warzyw, albo "drugie danie" - sałatkę z surowym kotletem z nasion lub warzyw, spaghetti z cukinii itp. Tak mnie to syci, że nie dam rady zjeść dwóch dań. Zimą jem gotowany posiłek z dużą porcją surówek. Na kolację jem zazwyczaj kanapkę (ekologiczny razowy chleb) z pastą i surowymi warzywami. Muszę dodać, że gdy jem surowe posiłki, słodycze mogą dla mnie nie istnieć, ale gdy jem gotowane, strasznie mnie do nich ciągnie. Oczywiście folguję sobie surowymi smakołykami.
Niektórzy sprawdzają swoje posiłki z tabelą kalorii i składników odżywczych (są takie specjalne programy w Internecie), ale ja nie dam się zwariować. Działam bardziej intuicyjnie w oparciu o wiedzę, którą zgromadziłam. Nie można być przecież zniewolonym przez dietę. Jedzenie ma być zdrowe, smaczne i dawać przyjemność, a nie być kulą u nogi. W gościnie próbuję posiłków, którymi mnie częstują, nawet jeśli nie są surowe (a rzadko przecież są). Ale nie ruszam klasycznych deserów czy pokarmów pochodzenia zwierzęcego.

- Jakiej rady chciałabyś udzielić tym wszystkim, którzy stawiają głównie na surową żywność? 

Wprowadzajcie zmiany powoli i nie zniechęcajcie się. Zróbcie to latem, gdy jest dostatek warzyw i owoców, a człowiek chętniej je lekkie i surowe posiłki. Nie musicie kupować tych wszystkich sprzętów, ale zainwestujcie w dobrą wyciskarkę. Zauważyłam, że nie bez przyczyny soki są nazwane sercem Diety Alleluja. Gdy zimą zmieniłam w posiłkach proporcje surowego do gotowanego na korzyść tych drugich, nie miało to przy piciu soków dużego wpływu na moje jelito. Ale gdy z powodu wyjazdu, napiętego dnia lub braku warzyw nie wypiłam swojej porcji soku, natychmiast to odczułam. Używajcie do soków jak najwięcej zielonolistnych warzyw - może smak nie będzie wtedy porywający, ale to, co dacie swojemu ciału, jest bezcenne. Należy zaopatrzyć się w jakieś przepisy - jest ich dużo na stronach WWW polskich surojadów; wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło "surowa dieta", a pojawi się mnóstwo artykułów i przepisów kulinarnych. Tego, kto zna język angielski, zachęcam, by wziął udział w internetowym programie Hallelujah Acres (www.hacres.com) - to kopalnia wiedzy i porad. I nie zapominajcie o modlitwie - w moim zdrowieniu ona też odegrała bardzo ważną rolę.

Rozmawiała:
Agata Radosh
www.siegnijpozdrowie.org


Źródło: Sięgnij po zdrowie

Wednesday, April 25, 2012

Rak nie jest problemem, rak jest rozwiązaniem.

Rak nie jest żadną złą chorobą - tak twierdzi Lothar Hirneise.

 Lothar Hirneise jest autorem książki "Chemotherapy heals cancer and the world is flat"("Chemioterapia leczy raka, a świat jest płaski" - płaski w moim rozumieniu znaczy, że dzisiaj mamy dostęp do wszelkiego typu informacji bez wzgędu na miejsce zamieszkania) i jest on uważany jako ekspert w temacie Rak.
 Film jest fragmentem wywiadu z Lothar Hirneise, który udostępnił nam w j. polskim autor Ulotnych Myśli. Dzięki mu za to i za wiele innych filmów dotyczących tematu Zdrowie, które tłumaczy z j. niemieckiego.




   Źródło: http://www.youtube.com/user/UlotneMysli1/videos

Wspomnę krótko o Lothat Hirneise. Lothar Hirneise nie jest lekarzem, w związku z tym uważa się, że ma on pionierskie i otwarte spojrzenie na nowe odkrycia w dziedzinie raka. Jest poszukiwaczem, człowiekiem badań. W Niemczech jest znanym i wpływowym, choć kontrowersyjnym specjalistą od raka.
Wiele lat temu był mistrzem w sportach walk Wschodu i nauczycielem Kung Fu. Był właścicielem dobrze prosperującego sklepu sportowego. Zanim miał sklep sportowy pracował 10 lat w szpitalu. Ma wykształcenie jako terapeutyczny pielegniarz, 4 lata studiował psychoterapię.
 W 1996 roku sprzedał dochodowy sklep, obiecując żonie Chris i swym dwóm synom, że po latach ciężkiej pracy i bycia poza domem, zamierza więcej czasu poświęcić rodzinie. Wtedy jego dobry przyjaciel zadzwonił do niego z prośbą o pomoc, gdyż zdiagnozowano u niego raka.
 Lothar nie uważał, że wie wiele na temat raka. Zaczął swe poszukiwania i natrafił na książkę Lynne McTaggart "What Doctor's Don't Tell You".
Recenzja książki, można przełączyć na polski język - po lewej u dołu. 

 
Lothar Hirneise doszedł do wniosku - Rak to nie jest problem. Rak to jest rozwiązanie.

 Więcej można przeczytać, lecz w wersji angielskiej tutaj:
http://www.energygrid.com/health/2005/08tt-hirneise.html

Sunday, April 22, 2012

Zjednoczeni w dotyku... yoga z partnerem


Yogę można ćwiczyć razem z partnerem. Jest to piękny sposób zjednoczenia się partnerów we wspólnym oddechu, ruchu, ...  dotyku.
Joga z partnerem uczy cierpliwości,
uczy dzielenia się energią,
uczy jak razem współpracować,
uczy zaufania.

Joga z partnerem to
współodczuwanie,
balans,
cisza,
poddanie,
intymność,
miłosny taniec dusz.

Miłość.



Photo from:: Partner yoga

Thursday, April 19, 2012

Najważniejsze - zrozumieć

Najczęściej w trudnych chwilach życia pytamy DLACZEGO?
Dlaczego tak się stało? Dlaczego akurat mnie to spotkało?
Dlaczego? dlaczego?


W związku z przedwczesną śmiercią dr Ewy Hankiewicz (2005), miała zaledwie 45 lat, również trudno nie spytać  DLACZEGO?
Gdy pierwszy raz spotkałam dr Ewę Hankiewicz była tuż po wyzdrowieniu z bardzo ciężkiej choroby, gdzie lekarze mówili trudno, ale już nic więcej nie możemy zrobić.
Uzdrowienie dr Ewa zawdzięczała samej sobie, swoim sprawdzonym, naturalnym metodom, które z determinacją wykonywała. Miała dwoje dzieci, w tym jedno malutkie, zaraz po urodzeniu którego zapadła na ciężką chorobę. Miała dla kogo żyć i chciała bardzo żyć.
Od uzdrowienia żyła jeszcze, jeśli się nie mylę ok.10 lat. Była pełną energii, powiem nawet przebojową, tryskającą zdrowiem, entuzjastycznie nastawioną do życia optymistką.
Dlaczego tak się stało?  Szczerze - też bym chciała wiedzieć.
Dla człowieka tak bardzo chorego, skazanego już na śmierć, dodanie sobie 10 lat jest jednak dużym sukcesem.
Obiecałam, że napiszę dlaczego Ewa Hankiewicz nie napisała książki. Obiecywała, że napisze książkę, już gromadziła materiały. Na każdym spotkaniu z dr Ewą, padało pytanie, kiedy będzie książka.
Odpowiedź była bardzo prosta.
Dr Ewa zawsze odpowiadała - 'Moja wiedza w temacie naturalnych metod leczenia, odżywiania ciągle ulaga zmianie. Ciągle poznaję coś nowe, lepsze. To co rok temu zalecałam, dzisiaj już nie polecam. Ileż sałatek namieszaliśmy na kursach. Dzisiaj wystarczą nam same owoce, lub warzywa. Wszystko co proste jest genialne'.
Ewa Hankiewicz chciała, aby jej książka zawierała sprawdzoną, najlepszą, czystą prawdę o człowieku i jego naturze. Chciała, aby każdy mógł Zrozumieć jak ważne jest zdrowie, jak dbać o siebie, jak bardzo dużo zależy od NAS SAMYCH.
To mi się zawsze podobało - ta otwartość na nowe, nieznane. Dr Ewa znała prawie wszystkie metody naturalne od akupunkury, masażu, urynoterapii, bioterapii, itd,  na zdrowym odżywianiu skończywszy. Zawsze miała odwagę powiedzieć - nie wiem, sprawdzę, miała odwagę przyznać się do zmiany swych poglądów.

Ciekawa jestem jakich jeszcze zmian dokonałaby Ewa H. gdyby była dzisiaj obecna.

Najważniejsze przesłanie dr Ewy w temacie utrzymania zdrowia, jak i pozbycia się nawet najtrudniejszych problemów ze zdrowiem  - Surowe Jedzenie, szczególnie frutarianizm - jak wiemy, dzisiaj jest kontynuowane i zdobywa coraz większą popularność. Nie zostało obalone, lecz dalej jest poznawane i wiedza na temat surowego opiera się na naukowych dowodach. 
Parę lat temu, leczenie dietą surową było zaledwie w powijakach, miało więcej przeciwników niż zwolenników, zwłaszcza w świecie lekarskim. Dzisiaj mamy już mnóstwo książek, filmów, pięknych blogów dotyczących tematu surowego jedzenia i mnóstwo osób, które dzięki surowej diecie pozbyło się poważnych dolegliwości.
Wielu lekarzy również dzisiaj docenia i stosuje w swojej praktyce leczenia  - metodę surowej diety z dużym sukcesem.
Mamy możliwość edukacji.  Poszukujmy, zdobywajmy najlepsze dla nas informacje. Najważniejsze jest Zrozumieć.  Róbmy to, póki jesteśmy zdrowi. Nasze zdrowie to nasz największy skarb i przede wszystkim zależy od nas.
Oczywiście w przypadku trudnych schorzeń też pamiętajmy, że informacje z różnych źródeł, świadectwa uzdrowień mają na celu zmotywowanie nas, dostarczenie informacji, ale to nie jest leczenie. Leczeniem chorego zajmują się lekarze.
Bądźmy jednak świadomi i wybierajmy dla siebie to co najlepsze.

Cieszę się ogromnie, że w Polsce wiedza na temat surowego jedzenia jest bardzo propagowana. Jest wiele książek, programów TV, programów radiowych. Dzięki znakomitej znajomości języków obcych naszych młodych,  mamy dostęp prawie natychmiast do literatury i nowości medycznych z całego świata.

Dzisiaj, gorąco pragnę polecić bardzo dobry wykład na temat odżywiania, nazwanego Dietą Alleluja. Od dawna zaglądam na stronę Dieta Alleluja ( http://www.hacres.com/).
Nazwa mnie kiedyś nie pociągała zbytnia. Ale jak zwykle nie sądźmy książki po okładce.
Dieta Alleluja bardzo mi przypomina nauki dr Hankiewicz, czyli to co najlepsze.

Dajmy sobie szansę na zdrowe, szczęśliwe życie.
To co sami musimy zrobić, nikt za nas nie zrobi.
Abyśmy nigdy nie musieli pytać Dlaczego?

Tego wykładu nie można przegapić jeśli chcemy ZROZUMIEĆ.  

Monday, April 16, 2012

Kochaj mnie duszą...

Klucz do serca
Wczoraj w radio usłyszałam zdanie, które postanowiłam zapisać:

Kochaj mnie duszą,
ciałem każdy potrafi.

Skojarzyły mi się z miłością bezwarunkową, która podobno nie istnieje.
Jednak.... możemy szukać jej, głęboko w sercu szukać... Tam ona ma swoją siedzibę.

Jest ona czymś, z czym każdy się rodzi,
gdy dusza i serce są czyste...



Hymn o miłości

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.

I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.

Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest Miłość.

1 Kor 13, 1-13

Hymn o Miłości



Film: Ulotne Mysli
----------
M-D-P-M

Thursday, April 12, 2012

Mój najlepszy nauczyciel




Straciła wiarę w sens medycyny. Chciała nawet zrezygnować z zawodu. Wybrała jednak inną drogę. Zaczęła uczyć się medycyny niekonwencjonalnej na różnych kursach. Wszystkie techniki lecznicze i diety próbowała na sobie. Pewnego dnia zrozumiała, skąd bierze się medyczna bezradność. Lekarze widzą każdy organ osobno i każdy osobno leczą. Ona patrzyła na chore miejsce w zestawieniu z całym organizmem.
Była pierwszą swoją pacjentką - sama sobie uratowała życie mimo dwukrotnej śmierci klinicznej.


"Przewód pokarmowy człowieka dostosowany jest idealnie do trawienia surowego pożywienia roślinnego, przede wszystkim owoców. W związku z tym dieta lecznicza opiera się na sezonowych owocach, bardzo dokładnie przeżuwanych, w całościach pokarmowych (np. jabłko ze skórką i gniazdami nasiennymi). Surowe owoce zawierają w sobie niewyczerpane bogactwo witamin, mikroelementów, doskonałą wodę oraz ogromną dawkę energii życiowej. Jedzone sezonowo, uodparniają nas na warunki środowiska, w którym same dojrzewały".


"Zwierzęta, gdy zaczynają chorować to natychmiast przestają jeść.
-Natura wyposażyła zwierzęta w naturalną mądrość, która ratuje im życie w trudnych chwilach. A my karmimy na siłę swoich ciężko chorych rosołami, kotlecikami, a jak już nie mogą nic przełknąć to kroplówkami. W najgorszej sytuacji są dzieci, które najczęściej, gdy mają gorączkę, to naturalnie przestają jeść. Wówczas ile energii i poświęcenia wykazuje cała rodzina, aby dziecko cokolwiek przełknęło".


"Nawet zdrowym pożywieniem można się przejeść. W żołądku, dla prawidłowego jego funkcjonowania, powinna zawsze być jakaś rezerwa. Lepiej jadać mniej i częściej. I jeść wtedy, gdy się jest głodnym. Człowiek odżywiający się zdrowo i mający czyste, nie zamulone jelita, powinien dziennie jadać tyle, ile mieści się w jego dwóch garściach. Mężczyzna ma większe garście, więc powinien jadać więcej, kobiety mniej. Ale - powtarzam - jest to „norma" dla osób, które dłuższy już czas są na zdrowej diecie. Gdy trawienie jest prawidłowe, jelita są czyste, a kosmki jelitowe działają sprawnie, wówczas możemy jeść mało i tylko 2 razy dziennie i jest to całkowicie wystarczające. Jest to także bardzo korzystne dla zdrowia i wpływa na długowieczność osoby w ten sposób się odżywiającej, bowiem organizm nie zmaga się codziennie z dużą ilością pożywienia, które musi zagospodarować, a w większości wydalić. Nie obciąża też nadmiernie organów wewnętrznych - trzustki, wątroby, śledziony itp., które dłużej mogą sprawować swoje funkcje.
Natomiast w czasie przestawiania się na zdrową dietę, na początku, powinno się jadać znacznie częściej, nawet -jeśli jest to konieczne - kilkanaście razy dziennie. Nie dopuszczać do powstawania uczucia dotkliwego głodu. Do trawienia surowych pokarmów potrzebna jest zdrowa śledziona, wątroba, czyste jelita, trzustka. Jeśli tego na początku nie ma, to zanim zdrowa dieta odbuduje prawidłowe funkcjonowanie przewodu pokarmowego i współuczestniczących w procesie trawienia organów, powinniśmy jadać więcej i częściej".


"Wielu ludzi zastanawia się nad tym, jak przedłużyć lub odzyskać młodość, niezliczone rzesze naukowców poszukują cudownego środka na długowieczność. To wszystko jest w zasięgu ręki każdego człowieka - cofnięcie się zmian zwyrodnieniowych stawów lub przynajmniej zatrzymanie ich rozwoju, wyczyszczenie naczyń krwionośnych z blaszek miażdżycowych, zniknięcie zmarszczek, odzyskanie przez siwe włosy naturalnego koloru, osiągnięcie lub utrzymanie sprawności ruchowej i umysłowej.
Podstawowym warunkiem osiągnięcia tego jest powrót człowieka do natury, a przede wszystkim do prostego, naturalnego odżywiania".

Tak mówi dr Ewa Hankiewicz. To krótkie fragmenty jej przekazów.

Bardzo się ucieszyłam, gdy ostatnio zauważyłam, że dr Ewa 'znów żyje'. Żyje w sercach wielu ludzi, którzy ją znali i kochali. Żyje w nigdy nieprzemijających słowach, które zostawiła po sobie i które jak się okazuje są nieśmiertelne.

Dr Ewa to mój najważniejszy nauczyciel. Dzięki niej jestem Tu iTeraz i mam się zdrowo.

Mam wszystkie jej wykłady na kasetach. Trzeszczących, szumiących, ale bardzo cennych. W tamtym czasie miałam tylko taki mizerny magnetofonik. Pamiętam jak dr Ewa zobaczyła, że nagrywam jej wykład, powiedziała, że właściwie nie pozwala się nagrywać wykładów (w tamtym okresie), ale ona nie ma nic przeciwko. Trzymam je jak cenny skarb.
Podzielę się dzisiaj jeszcze jedną do mnie skierowaną uwagą dr Ewy. Wiedziałam, że wykłady będą długie, wiedziałam również, że dr Ewa może nie zrobić przerwy (miała zawsze tyle energii - mogła wykładać cały dzień bez oznak zmęczenia, popijając tylko wodę), więc położyłam sobie na stoliku cukierki miętuski, żeby od czasu do czasu orzeźwić się, a przy tym  nie szeleścić papierkami. Przerwy oczywiście nie było, a moje miętuski leżały nietknięte już  od 5 godzin. Postanowiłam sięgnąć w końcu po miętuska. ... dyskretnie i cichutko. Bystre oko dr Ewy natychmiast dostrzegło moją rękę zmierzającą do cukierka.  Byłam ciekawa kiedy pani w końcu sięgnie po cukierka - to słowa dr Ewy z żartobliwie grożącym palcem w moim kierunku.
Taki niewinny cukierek spowodował, że dr Ewa na chwilę przerwała wykład, wtrącając swoje 'trzy grosze' na temat zwyczaju podjadania, zwłaszcza cukierków.
Oczywiscie dr Ewa powiedziała, że cukierki mogę jeść jeśli naprawdę chcę. To moja sprawa. Mnie jednak przeszła ochota na cukierki. Na zawsze! I bardzo dobrze. Od tego momentu nigdy nie podjadam cukierków, nawet w podróży, co poprzednio było u mnie normalne.

Długo bym mogła wspominać dr Ewę. Będę od czasu do czasu coś ze wspomnień wrzucać na blog.

Na dzisiaj, chciałam udostępnić dla wszystkich zainteresowanych mój blog, który założyłam w 2007 roku.
Blog ten poświęciłam pamięci dr Ewy. Jest skromny, to były moje początki blogowania. Dr Ewa też była osobą bardzo skromną, oddaną całkowicie służbie cierpiącemu człowiekowi. Pieniądze nigdy nie były dla niej ważne. Wiele razy się o tym przekonałam.

Na dzisiaj starczy. A to mój blog, w którym zbierałam wszystkie informacje, jakie ukazywały się o dr Ewie Hankiewicz. Chciałam, żeby nic nie zaginęło.


http://mojnauczyciel.blogspot.com/

Postaram się kiedyś więcej napisać. Np. dlaczego dr Ewa nie napisała książki.
=======
Ostatnio o dr Ewie pisała nasza Ewcia - Ewa Hankiewicz, neurolog i witarianka

i nasza Pepsi Eliot - dr Ewa i Mr Steve

i jeszcze ktoś, kto właściwie pierwszy wskrzesił wiedzę dr Ewy. Niestety nie mam narazie linka, wkleję gdy znajdę.

Tuesday, April 10, 2012

Bułka i przysmaki z pod płotu.

Gdyby pewnego dnia w wyniku jakieś katastrofy żywieniowej z półek wszystkich sklepów zniknęły bułki, to milioner, staruszka, głodne dziecko i miliony innych ludzi wpadłoby w istną panikę. Telewizja i gazety trąbiłyby o tym z każdej strony i zapewne ogłoszonoby katastrofę żywieniową. A dla Artura byłby to dzień jak co dzień, spokojnie i bez emocji przyglądałby się temu zamieszaniu.
Takie myśli pod rozwagę poddała Alani, z blogu Frutarianka w swoim ciekawym poście pt.  Bułka z kilku perspektyw . Polecam cały artykuł.

Bułkę Alani użyła raczej jako symbol. 
Dla mojej sąsiadki np. może to być utrata samochodu. Nie będzie w stanie dojść do sklepu po przysłowiową bułkę. Ledwo dochodzi parę kroków do samochodu. Waga  zbyt ciężka. Lubi chipsy, junk-foody i nie lubi nawet spacerować.
Dla kogoś innego może to być codzienne lekarstwo, bez którego wierzy mocno, że nie może żyć. Mimo, że pod płotem rosną sobie roślinki z których zrobione jest lekarstwo.

W odpowiedzi na to zagadnienie, nasunął mi się styl życia prowadzony przez Łukasza, znawcę i miłośnika dzikiej roślinności, a także jego dzika kuchnia.  Wiele osób zna Łukasza z kursów jakie prowadzi, z jego bardzo barwnych artykułów, jakie można znaleźć w magazynie Wróżka w dziale Z zielnika niezwykłego botanika - Dzikie rośliny jadalne. Z jego prac dowiedziałam się np., że nawet malownicze szuwary z  nad jeziora mogą nie tylko cieszyć oko w wazonie, ale mogą być także rozkoszą dla podniebienia.

O Łukaszu: http://www.luczaj.com/autor.htm


A to Łukasza dom z jego ulubinym ogrodem.

Łukasz w ogrodzie cz.1


Łukasz w ogrodzie cz. 2
http://youtu.be/JfbzICDgL5I

Strona Łukasza:
http://www.luczaj.com/

Dziki obiad:
http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_prowadzacy_91_nnukasz-nnuczaj.html

Gołąbki i placuszki na dziko:
http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_przepis_0-0-7402_golabki-z-podbialu.html

Niekiedy trzeba zjechać cały świat, aby przekonać się, że największy skarb jest ukryty tuż obok rodzinnego domu. A dokładnie - pod płotem. - Łukasz Łuczaj

Thursday, April 5, 2012

Twarz Zwierciadłem Zdrowia.

Mówi się - oczy są zwierciadłem duszy.
Prawdą jest również, że Twarz Jest Zwierciadłem Zdrowia.
Stan naszego zdrowia lub jego brak odbija nasza skóra, szczególnie skóra twarzy. Chcemy wyglądać i czuć się zawsze młodo, pięknie i przede wszystkim zdrowo. Zarówno kobiety jak i mężczyźni. To nasze prawo.
Bez botoksu i bez skalpela, ani to zdrowe, ani piękne.
Właściwe dbanie o siebie nie jest takie trudne. Wystarczy zamienić parę niezdrowych nawyków na zdrowe i w krótkim czasie efekty będą widoczne.
Poprawi się nie tylko nasz wygląd, ale i nasze samopoczucie.

Dbamy o ciało, ćwiczymy. Perfekt.
Pamiętajmy, że twarz to również mięśnie.
Nawet najdoskonalszy makijaż nie zatuszuje zaniedbań, które odzwierciedla twarz.
Bardzo pomocne są ćwiczenia. Twarz to również mięśnie, więc trzeba je trenować.
Jedno z moich ulubionych ćwiczeń na mięśnie twarzy -  patrz 4ever young.
Ćwiczenia te głównie wzmacniaję mięśnie wokół ust, policzki, szyję. Pokazane ćwiczenie oczu opuszczam. Robię po swojemu - np. unoszenie oczu w górę/dół, w lewo/prawo, kręcenie gałkami raz w jedną raz w drugą stronę, zaciskanie powiek i szerokie otwieranie. Daje mi to więcej pożytku, niż pokazane na filmiku unoszenie oczu w górę i w dół z nacikiem, po których zauważyłam, że robią mi się worki pod oczami. Dlatego radzę wypróbować i jeśli komuś również nie służy - odpuścić go na konto innego.
Po pewnym czasie wykonywania tych ćwiczeń wyczujemy o co w nich chodzi, jak je poprawnie wykonać, żeby osiągnąć maksymalne efekty.

4ever young/zawsze młodzi


Drugim ważnym krokiem w kierunku piękna, zdrowia i dobrego samopoczucia jest umiejętnie dobrana kosmetyka - oczywiście naturalna. W tym temacie polecam Ani blog, to prawdziwa skarbnica wiedzy na temat zdrowych kosmetyków i ich właściwego stosowania.

Dzisiaj podebrałam trochę informacji na temat oczyszczania skóry twarzy metodą OCM. Kompletne informacje najlepiej wyszperać u Ani: http://cudownediety.blogspot.com/

OCM czyli: The Oil Cleansing Method jest to metoda oczyszczania skóry twarzy za pomocą olejów, na prostej zasadzie chemicznej: tłuszcz należy rozpuszczać tłuszczem.

Oleje, a w szczególności olej rycynowy [ więcej o oleju rycynowym ] są lepsze do mycia twarzy niż tradycyjne mleczka, żele, pianki, płyny. Te typowo drogeryjne specyfiki zawierają ogrom nieprzyjaznych naszej skórze substancji. Zmywają zarówno zabrudzenia, ale i bardzo dokładnie warstwę ochronną. Skóra po takim myciu musi tworzyć na nowo swoją naturalną barierę przed szkodliwymi czynnikami.
W przypadku OCM, dzięki jednemu ze składników: olejowi rycynowemu, który wykazuje powinowactwo do ludzkiego sebum skóra nie jest uszkodzona szkodliwymi substancjami, ale dodatkowo oprócz oczyszczenia czerpie inne korzyści. Metoda pozwala na oczyszczenie się porów skóry, polepszenie krążenia oraz regulację wytwarzania sebum. Daje możliwość odstawienia specyfików do zmywania makijażu, toników, płynów micelarnych na rzecz jednej butelki z mieszanką olejów i ściereczki.
OCM jest skierowane dla każdego typu cery, w różnym wieku, bez względu na płeć.


Tak naprawdę wersji jest kilka. Różnią się one od siebie minimalnie - co opisała Ania w nawiasach.

*Mieszankę wstrząsamy prze użyciem.

*Twarz z makijażem, po całym dniu, lub przy porannej pielęgnacji delikatnie zwilżamy wodą i nakładamy mieszankę na skórę (inna opcja: nałożyć OCM na skórę suchą, niezwilżoną wodą).

*Masujemy twarz z uwzględnieniem problematycznych miejsc, czy oczu z makijażem (w przypadku wodoodpornego makijażu trzeba chwilę poświęcić), w razie potrzeby dokładamy olej.

*Moczymy szmatkę we wrzątku i nakładamy ją na naolejowaną twarz - ręcznik powinien być tak bardzo gorący, jak tylko można wytrzymać - gorąco ma tu ogromne znaczenie, ponieważ powoduje otwarcie się porów, a co za tym idzie: sebum mięknie i wypływa. Przy skórze naczynkowej należy bardzo uważać na temperaturę, by nie poszerzyć naczynek i nie doprowadzić do ich pękania.

*Czekamy aż ręcznik ostygnie (pory się zamykają), płuczemy we wrzątku i ponawiamy czynność aż do całkowitego zmycia makijażu lub po prosty 3-4 razy.

*Przy ostatnim zdjęciu ręcznika delikatnie ścieramy oleje z twarzy - w razie potrzeby płucząc szmatkę już w letniej wodzie.

*Jeśli twarz jest ściągnięta (ponad 90% osób tak ma :-) można nałożyć krem, serum, masło lub inny olej.
*Szmatkę należy wyprać np. mydłem szarym.

Co jest potrzebne do wykonania OCM.
Jak przechowywać OCM.
Różne wersje do różnych typów skór.
Jaki olej dla danej cery.
Efekty stosowania metody OCM.
I wiele innych, cennych informacji

Po szczegóły dotyczące OCM najlepiej udać się do Ani z blogu cudowne diety.
Komentarze dodatkowo uzupełniają informacje, można również pytać.

Częsć 1 oczyszcania twarzy olejami:
tutaj
Czesć 2:
tutaj


Ani blog ( każdy może znaleźć o wiele więcej upiększająco-odmładzających naturalnych kosmetycznych informacji):
http://cudownediety.blogspot.com/