Strona Główna:

Friday, April 26, 2019

Niekończące się pytania - dlaczego, dlaczego???


Czy miałeś/łaś kiedykolwiek myśli samobójcze?
Ja tak..
Gdy byłam jeszcze mała, (ok. 8-10 lat), moja kochana cierpliwa i bardzo dobra mama troszkę się na mnie wkurzyła i machnęła mnie lekko ścierką. Nawet tego nie poczułam. Jednak moje serce poczuło dziwny ból. Wyszłam do ogrodu, płakałam i dumałam jakby tu zniknąć z tego świata (coś w stylu na złość mamie odmrożę sobie uszy). Chciałam koniecznie umrzeć. Mama nas nigdy nie biła. Od kar cielesnych był tato - nie znał innych, lepszych metod. Gdy mnie zbił nigdy nie miałam tego bólu serca, który odczułam od muśnięcia ścierką od mamy. Od taty był fizyczny ból, czasem rany fizyczne.
Teraz po latach zastanawiam się dlaczego tak dużo ludzi popełnia samobójstwo..???
Ciekawe, że nie tylko z tzw. patologicznych rodzin.
Okazuje się, że w dzisiejszym świecie wzrasta liczba ludzi, którzy wolą śmierć niż życie.
Nasuwają mi się różne pytania.
Czy to jest wyjątkowa odwaga, czy tchórzostwo?
Co po śmierci w tym wydaniu?
Nie mnie oceniać.... Wierzę, że Bóg jest Bogiem miłości i przebaczenia. Jezusa śmierć - była ofiarą za KAŻDEGO!
Czy te rany serca nie mają przypadkiem źródła w dzieciństwie?
Czy to musi być długi wewnętrzny emocjonalno-duchowy proces, który, gdy przychodzą niespodziewane trudne problemy świat się im rozsypuje. Nie widzą sensu życia?
Czy jest to domeną tylko ludzi nadwrażliwych? Narkomanów, alkoholików czy wszelkich innych nałogowców?

I wiele, wiele różnych pytań... zwłaszcza:
dlaczego? dlaczego???
czy można było zapobiec?
przewidzieć?

Ostatnio ta smutna sytuacja dotknęła mnie.
Nie mogę się z tym pogodzić...NIE MOGĘ!
Nic nie wskazywało na taki finał.
Najbliższy mi człowiek, kochany, zaradny, energiczny, odważny, nie bojący się wyzwań
pożegnał się ze mną i wyszedł...  na chwilę ... do banku ...

Przygotowywałam zupę, uwielbiał zupy..
Czas mijał, kochanego męża nie ma i nie ma...
Serce mi biło niespokojnie - może coś się wydarzyło...
Ostatnio został zwolniony z pracy... chodził jak błędny nieszczęśnik.
To normalne, zdarza się każdemu... Jednak?
Mój kochany przeżył to bardzo boleśnie, bardzo, bardzo...

Po zwolnieniu z pracy zaczęliśmy pracować nad odbudowaniem załamanej psychiki.
Przerabialiśmy razem ten temat w kontekście - przebaczania, zapominania, itp...codziennie...

(Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro,
Bądź dobry, mimo wszystko.

O ile nie będziemy mieli w sobie strachu i nie zatrzymamy go,
nic się nie będzie działo, nawet nie zamarzniemy na mrozie...

To, co budujesz latami może runąć w ciągu jednej nocy
 Mimo wszystko - buduj).

I wiele modlitw, medytacji, pozytywnych budujących tekstów...codziennie, często kilka razy dziennie.

Mój kochany był jak nieobecny, przyłamany, jednak nadal szczerze kochający i uczynny...
I właśnie tego feralnego dnia wyszedł do banku, czule się pożegnał ze mną... i już nie wrócił...

Być może w odpowiednim czasie zapiszę sobie tutaj więcej istotnych szczegółów - na pamiątkę..

Przechodząc do finału tego dnia,
mocno zaniepokojeni zaczęliśmy poszukiwanie, ale gdzie??? nie wiedzieliśmy? nigdy nigdzie  nie chodził po tzw. knajpkach, itp/...…???

W końcu okazało się, że w swoim pokoju zostawł kartkę pożegnalną, (którą zabrała komisja śledcza):
"Ostatnie pożegnanie: Żono moja kochana, Kocham Cię, ale nie mogę tak dłużej żyć. Przepraszam za wszystko. Wybacz mi..
Jestem w garażu"..
.
.

Dalej nie mam siły pisać....
Dlaczego? dlaczego?.. niekończące się pytania???
Tak nam było dobrze razem????

Ktoś kiedyś powiedział: "żyj za tych, którzy nie mogli żyć"

Staram się i będę się starać, będę pisać do Ciebie codziennie - gdziekolwiek jesteś... Wiem, że mnie słyszysz.....Kocham Cię bardzo! Wybacz mi... Kocham Cię!