Strona Główna:

Sunday, July 13, 2014

Babcia, która posiała dobre ziarno.



Babcia często kojarzy się nam z dobrą, rozpieszczającą swe wnuki, kochającą nas i kochaną przez nas bliską sercu osobą.

 Georgios Jakobides (1853-!932)
 
Bywa często, że rodzice pracując na utrzymanie rodziny, nie mają wystarczająco czasu, aby zająć się swoimi dziećmi. Szczęśliwi ci, którzy mają troskliwą babcię, która pomoże. Nikt tak nie pomoże w wychowaniu dzieci, jak kochająca babcia.

Dostałam email od jednego z czytelników mojego bloga właśnie o babci. Dokładniej mówiąc o babci i dziadku, ale babcia, jak można zauważyć trzyma ster w swoich rękach jeśli chodzi o odżywianie i troskę o zdrowie rodziny.
Obecnie babcia i dziadek to cieszący się znakomitym zdrowiem i kondycją 80-latkowie.

Dziadkowie zawsze umieli radzić sobie z różnymi problemami. Dziś jest to dość unikatowa cecha. Oni zawsze uważali, że najprostsze metody są najlepsze - powiedział mi Matt.

Ta babcia jest naprawdę wyjątkowa. Nie rozpieszcza wnuka słodkościami, ale sieje dobre ziarno. Dobre ziarno, które w swoim czasie wyda dobre plony. Z dobrego ziarna zawsze wyrasta dobry owoc.

A oto email od Matta.
(dodałam od siebie piękne  obrazy znanego malarza - Georgiosa Jakobidesa)

*******
Dzień dobry!
Przyznam, że czytając Pani bloga przypomniała mi się historia z dzieciństwa. Jak chodziłem do podstawówki przeprowadziliśmy się z centrum miasta do małej mieściny gdzie mieszkali moi dziadkowie. Właściwie nie było wyboru. Rodzice mieli bardzo angażującą pracę, często wyjeżdżali na delegacje, wracali późnym wieczorem. Dostosowanie się do nowych warunków kosztowało mnie wiele wysiłku. Dziadkowie posiadali zupełnie odmienny sposób patrzenia na wiele spraw. Należeli do osób konserwatywnych, przywiązanych do tradycji. Przy czym byli niesamowicie konsekwentni. Zawsze przywiązywali wagę do tego co spożywają. Mieli swój ogródek na którym rosło wiele warzyw i owoców. Z sąsiadami wymieniali się produktami spożywczymi. W sklepie kupowali tylko to co niezbędne, na ogół były to produkty, których nie można było dostać na skromnym ryneczku w centrum mieściny.

 Georgios Jakobides (1853-!932)

 
Babcia przede wszystkim zreformowała moją dietę. Spożywałem trzy posiłki o ściśle ustalonych porach. Każde danie przygotowywała z najwyższą starannością, ze świeżych naturalnych składników. Kilka razy w tygodniu spożywaliśmy chleb domowego wyrobu. Dżemy sklepowe zostały zastąpione własnymi wyrobami. Raz w miesiącu, bądź jak w ciągu roku nachodziły okazje w postaci świąt, imienin, urodzin czy ważnych rocznic, babcia piekła wyśmienite ciasta.
Nauczyłem się jeść owoce i warzywa zamiast sięgać po batona czy cukierki. W okresie letnim napoje gazowane zostały zastąpione przez świeże soki. Babcia miała sokowirówkę której używała do sporządzania przepysznych mikstur. Zaś jesienią i wiosną piliśmy rozmaite kompoty. Jak dobrze pamiętam to raz na jakiś czas na obiad pojawiała się ryba. Sporadycznie jesienią smakowałem też wyroby z dziczyzny pochodzącej z polowania. Na początku wydawało mi się to wszystko fanaberią starszych ludzi, którym stanął czas. Z czasem poznałem sąsiadów, miałem więcej kolegów. Uświadomiłem sobie, że w wielu domach panuje podobne podejście.

Po kilku miesiącach od przeprowadzki zaobserwowałem, że przestałem być aż tak chorowitym dzieckiem. W mieście łapałem dość szybko przeziębienia. Nawet na zakończenie półrocza, jak wychowawczyni przygotowała zestawienia, byłem pozytywnie zaskoczony jak niewiele dni opuściłem w szkole.

Jak miałem katar babcia bardzo szybko potrafiła zauważyć pierwsze stadia choroby. Prosiła abym poszedł do siebie do pokoju. Z łazienki przynosiła szklany termometr. Mierzyła mi temperaturę pod językiem. Gdy miałem gorączkę, przebierałem się w piżamę i rozpoczynała leczenie.
Pierwszy etap realizowany był w kuchni, gdzie przygotowywała dla mnie kurację. Zawsze z zaciekawieniem patrzyłem co szykuje i ile energii wkłada w przygotowanie. Z szafki brała dużą drewnianą deskę do krojenia. Przygotowała dwie kromki chleba, przy czym dokładnie smarowała je masłem. Sięgała po czosnek. W specjalnej maszynce zduszała kilka ząbków. Jak dobrze pamiętam na każdą kromkę przypadały dwa albo trzy ząbki. Dbała o to, aby czosnek był równomiernie rozsmarowany na każdej kromce. Na koniec musiałem spożyć przygotowane kromki popijając herbatą z róży delikatnie osłodzoną porcją miodu, po czym wędrowałem do łóżka.
Drugi etap zaczynał się wieczorem tego samego dnia. Babcia szykowała płyn w kuchni po czym robiła mi lewatywę przed spaniem. Usilnie tłumaczyła mi, że dzięki temu będę czuł się lepiej i szybciej wrócę do zdrowia. Czasami nie obyło się bez antybiotyków i bardziej tradycyjnych leków. Niemniej babcina dwuetapowa kuracja była powtarzana do skutku. Miałem poczucie, że dzięki stosowaniu tradycyjnych leków i naturalnych metod szybciej dochodziłem do zdrowia.

 Georgios Jakobides (1853-!932)

Cofając się do starych czasów, na wiosnę, babcia stosowała tak zwane „oczyszczanie”. Trwało to z dwa tygodnie jak dobrze pamiętam. Do jadłospisu włączała większą ilość surowych warzyw. Trochę dziwiło mnie, że wielokrotnie prosiła o to abym nie zapominał spożywać orzechów włoskich, nasion słonecznika i dyni.
Jeśli była możliwość dostatnia pieczywa pełnoziarnistego to zastępowało ono białe, które mieliśmy na co dzień. Do zup dodawała oleju z czarnuszki bądź słonecznikowego. Na czczo musiałem spożywać chłodny kompot z suszonych śliwek, bądź wodę z miodem i cytryną.
Często tradycyjne śniadanie zastępował twarożek z olejem lnianym, a do tego miód, rzodkiewka, pomidor oraz szczypiorek. Do picia zamiast tradycyjnej herbaty, dostawałem maślankę.
Co kilka dni, tuż po przyjściu ze szkoły, dostawałem do spożycia napar z siemienia lnianego. Kilka łyżek sproszkowanego siemienia lnianego było zalewanych dość ciepłą wodą ,po czym musiałem tę miksturę wymieszać i równie szybko wypić. Pomimo niezbyt przyjemnej konsystencji skuteczność była zadowalająca.
W weekendy, na koniec dnia, brałem ciepłą kąpiel po której babcia robiła lewatywę.


Życzę dużo wytrwałości w prowadzeniu bloga.
Matt
*******

Parę dodatkowych słów od Matta:
Zazdroszczę, że dziadkowie mogli żyć w taki sposób. Dziś cywilizacja na nas wymusza, a po części wygodnictwo, spożywanie produktów wysoko przetworzonych. Wcinamy co się da, jak się da, kiedy się nam chce, bez myślenia o tym jakie są konsekwencje. Kiedyś słyszałem, że średnio na talerz człowiek dostawał ok. 200 do 300 gram. Dziś taka porcja to przekąska.

Po dziś dzień jestem im wdzięczny za to, że nie biegali ze mną po lekarzach. Ośrodek zdrowia odwiedzaliśmy bardzo sporadycznie, jak była taka potrzeba.

Co do lewatywy to jest bardzo szeroki temat. Mimo dyskomfortu i wstydu to po każdej lewatywie czułem się znakomicie, miałem więcej siły i w gruncie rzeczy stałem się jej zwolennikiem.


Dziękuję Matt!
Tobie życzę, aby ziarno posiane przez babcię zawsze przynosiło dobre owoce w Twoim życiu!

Siejmy tylko dobre ziarno, podobnie jak babcia Matta, aby nasze rodziny i młode pokolenia były szczęśliwe i zdrowe!