Warto zastanowić się dla kogo Moje Menu jest dobre?
Z pozoru może to pytanie brzmieć niezbyt poważnie.
W temacie zdrowie jednak nikt nie zaprzeczy, że Menu gra pierwszą rolę.
Gdy jesteśmy chorzy i udajemy się do lekarza, dobry lekarz zawsze pyta się o nasze Menu, i zazwyczaj ustala nam odpowiednie zmiany w jedzeniu, czasem bardzo rygorystyczne ograniczenia.
Nasze Menu to pierwszy i podstawowy warunek naszego zdrowia.
Nie pozwól, aby czyjeś MENU rujnowało twoje zdrowie.
Gdy sięgniemy pamięcią wstęcz, do czasów dzieciństwa zauważymy, że już od narodzin pewne potrawy lubiliśmy, inne nie lubiliśmy, a jeszcze inne były nam obojętne. Zapewne niewielu znajdzie się "szczęśliwców", których rodzice nie zmuszali do jedzenia potraw, których nie lubieli, lub nie zmuszali do jedzenia więcej niż mieli ochotę, i nie zmuszali do jedzenia, gdy nie byli głodni, mimo, że była np. pora obiadu.
Pamiętamy takie "słodkie torturki":
jeszce "za mamusię"
jeszcze "za tatusia"
itd.,
z naczelnym błędem - nic nie może zostać na talerzu!
Jedzenie nie może zmarnować się,... a zdrowie? a żołądek...? służył często jako kosz do upchania wszystkich resztek.
Ciekawe forum na temat: czy zmuszać dziecko do jedzenia, i jak sobie mamy radzą z tym problemem:
http://forum.rodziceonline.pl/index.php?action=printpage;topic=3826.0
i tutaj:
http://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=1475
A tutaj o przemocy w służbie jedzenia:
http://babciapolka.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=142:przemoc-w-suzbie-jedzenia&catid=72:psycholog&Itemid=50
Ci "szczęśliwcy" o których wspomniałam, w dorosłym życiu mają zdrowy, mocny układ trawienny, i mimo np. złego odżywiania, radzą sobie z trawieniem dużo lepiej, niż ci których "troskliwie" karmiono.
*Nie pozwól, aby czyjeś MENU rujnowało twoje zdrowie.*
To hasło dzisiejszego postu. I jeszcze w drugą stronę:
*Nie pozwól, aby Twoje MENU rujnowało czyjeś zdrowie.*
Moje codzienne Menu nie musi służyć każdemu.
Lecz jeśli wiem, że jest dla mnie właściwe, powinnam trzymać się swojej drogi, bo tylko mój organizm wie najlepiej co mu służy, a co mu szkodzi. (+ odpowiednia wiedza jeśli ja posiadam).
Jeśli będę ulegać pokusom to nigdy nie będzie równowagi w moim ciele i w moim umyśle.
Pamiętajmy!
Tylko MY sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze zdrowie.
Najczęściej kuszące Menu:
*tradycja
*dom rodzinny
*imprezy
*restauracje
Czy to znaczy, że mamy jeść tylko to co sami sobie przygotujemy.
Nie.
Chodziło mi o to, aby zdać sobie sprawę z ważności odżywiania dla naszego zdrowia w każdym dniu, w każdej sytuacji.
Czyli:
*Nie musimy jeść u mamusi, jeśli akurat jedliśmy już i nie czujemy głodu.
*Nie musimy jeść tego co jest na weselnym stole, tylko dlatego, że nie wypada odmawiać.
*Nie musimy czuć się głupio, jeśli nasz gość prosi tylko o szklankę wody.
Ugośćmy go tym na co ma ochotę, a nie zamęczajmy "słodkimi torturami":
dlaczego?
co się stało?
mam pyszny obiadek?
może chociaż ciasteczko?
Podzielę się przykładem z mojego życia..
Pewnego razu odwiedziła mnie koleżanka z lat szkolnych. W tamtych czasach bardzo lubiałyśmy się, lecz po skończeniu liceum nasze drogi rozeszły się. Ona zamieszkała na jednym brzegu Polski, ja na przeciwnym. Widziałyśmy się tylko raz, gdy nasze dzieci były w wieku przedszkolnym. Potem dłuuuuga przerwa. Nasze dzieci były już dorosłe, poszły w swoją drogę, i wtedy znów spotkałyśmy się. Rozpoznałyśmy sie na ulicy, ona pierwsza mnie dostrzegła. Wg. niej nic się nie zmieniłam, wg. mnie ona też nic się nie zmieniła, trochę przytyła, ale to bez znaczenia, i tak była podobna do siebie.
Zaprosiłam ją do domu i spędziłyśmy ze sobą parę godzin. Dobrze się gada z dawno nie widzianą koleżanką.
Trzeba też coś zjeść.....
Z godziny na godzinę odkrywałyśmy, że tak naprawdę zmieniłyśmy się i to dość znacznie.
A wszystko jakby przez to niewinne jedzenie.
Na początku moje Menu, które serwowałam było pełne pochwał (ahy i ohy) a nawet zachwytu. Jednak, gdy koleżanka dowiedziała się, że ja 'tylko' wegetariańsko (w tamtym czasie), wszystkie zachwyty zaczęły działać w drugą stronę. Wszystkie Ohy i Ahy zniknęły na konto 'hihi - haha'.
-Jak to? nie jesz nawet ryb?
-Nie pijesz nawet wina do obiadu?
-To Wybryk Natury - stwierdziła moja koleżanka.
I już do końca wizyty byłam "wybrykiem natury".
-Jak to... przecież wszyscy jedzą to i ... tamto...
Wybryk natury i hihi haha
nie schodziło z ust mojej zaskoczonej moim Menu i rozbawionej moim stylem życia koleżanki. Przez te lata niewidzenia moja koleżanka zdążyła się już jednak załapać na cukrzycę i egzemę. Nie chcę się 'mądrzyć' tutaj, ale ja przez te lata niewidzenia zdążyłam się pozbyć paru poważnych problemów ze zdrowiem, usprawnić i nie przybyło mi ani nie ubyło wagi.
Nie było mi przykro z powodu tych 'hihi - haha' i 'wybryk natury'. Wolę być wybrykiem natury, ale zdrowym, niż tkwić w utartych schematach i
zastanawiać się
-czy dzisiaj nie zapomniałam wziąć tabletki na zgagę, na ciśnienie,..., ... ?
Rozstałyśmy prawie jak nowo-poznane, a nie "stare" koleżanki.
Muszę jeszcze dodać, że ku mojemu Wielkiemu zaskoczeniu nie tak dawno spotkałam inną moją koleżankę, nie widzianą od lat. Spotkałyśny się w jarzyniaku. Najpierw z za półek sklepu zerkałyśmy ukradkiem na siebie i zastanawiały się "ona to czy nie ona, zaczepić, czy nie". Po lustracji wzrokowej doszłyśmy do wniosku, że my to my.. . na 100%.
Od niej właśnie dowiedziałam się o naszej wspólnej koleżance (tej ktora, nazwała mnie 'wybryk natury')
- Wiesz co Ci powiem ....pamiętasz E...?
- Oczywiście.
- Wiesz, że jej odbiło? Ona od 2 lat jest vege.
- Naprawdę???
- I wiesz.... pozbyła się cukrzycy, i egzema jej się zmniejszyła, a czasem nawet zanika.
Czyżby moje skromne Menu po latach, ale jednak zaowocowało?