Tuesday, January 31, 2012

Krótka historia mojego zdrowia ... z cyklu Moja Historia

Historia Ani z blogu Cudowne Diety :http://cudownediety.blogspot.com/

Zanim powstał blog, czyli krótka historia mojego zdrowia. Patrz: tutaj

Mam reumatyzm i migreny, bóle głowy, bardzo bolesne menstruacje, czasem zaparcia i biegunki - ostatnie rzeczy już leczone żywieniem, ale powracają co jakiś czas, powód: niezdrowe jedzenie. Wiecznie się nie wysypiam, jestem bardzo szczupła, pomimo spożywania dużej ilości pokarmów. Nigdy nie byłam za bardzo aktywna fizycznie, nie robiłam żadnych diet odchudzających (od zawsze jestem szczupła), żadnych diet ani specyfików np. białkowych nie przyjmowałam mających na celu zwiększenie masy ciała. Psychicznie: nerwus, choleryk w każdym calu, często brak mi spokoju i takiego złotego środka, gdzie można by się nie przejmować tym wszystkim co nas otacza.

Do zdrowia potrzeba: zdrowego ciała i umysłu, równowagi. Zaczęłam od pracy nad umysłem, i sadzę, że na dzień dzisiejszy jest ogromna zmiana, wszystko zawdzięczam głównie Madzi, najlepszej Przyjaciółce (wybacz, ale ciężko nie wspomnieć jak odmieniłaś moje życie;-). Potem przyszła pora na ciało.

Obserwując znajomych, osoby z rodziny i siebie, nasze choroby i problemy ze zdrowiem, szukając informacji zaczęłam zauważać, że nasze choroby nie biorą się z samego ciała, ale z tego co do niego wkładamy, wlewamy, gdzie go umieszczamy i czym smarujemy. A ciało się buntuje, oj bardzo, i od czasu do czasu daje znać: bólem głowy, biegunką, zaparciem, zmęczeniem, krwotokami z nosa, ale na to są leki
;-), powstrzymujące objaw, nie chorobę. Pomagając tylko na chwilę dostarczają nam w promocji dodatkowych toksyn (nikt nie powie mi przecież, że w np. witaminie C jest czysty sok z cytryny wyhodowanej organicznie, w tabletce nie ma aspartamu, rtęci i "substancji pomocniczych" – czyli czystej chemii), zapychają i zatykają jelita, powodują efekty uboczne, i się za jakiś czas dziwimy, że trzeba dawkę podwoić, że choroba się nasila..

Przez około 2 lata w swojej diecie, żywieniu, jedzeniu, spożywaniu czy życiu (jak to sobie nazwiecie) dążyłam do wyeliminowania jak największej ilości niezdrowych produktów, poszerzając jednocześnie swoja wiedzę na temat diet zdrowotnych, oczyszczających. Czytałam o leczeniu raka TYLKO jedzeniem i wyleczeniu tej choroby, o zaawansowanej cukrzycy, gdzie poprzez spożywanie pokarmów można tą chorobę całkowicie wyeliminować, o uczuleniach i alergiach, o depresji, nadwadze i innych chorobach XXI w. gdzie ludzie spożywając same warzywa i owoce całkowicie tę chorobę wyeliminowali. O TYM, ŻE KAŻDĄ CHOROBĘ MOŻNA WYLECZYĆ POPRZEZ ODPOWIEDNIE SPOŻYWANIE POKARMÓW I ŻE MOŻNA BYĆ WIECZNIE MŁODYM, ZDROWYM, SZCZĘŚLIWYM Z POZYTYWNĄ ENERGIĄ I CHĘCIĄ DO ŻYCIA TYLKO DZIĘKI POKARMOM I STYLOWI ŻYCIA JAKI PROWADZIMY.

I oto te 2 lata zaowocowały rezygnacją całościową lub całkowitą przede wszystkim z produktów głęboko przetworzonych, rafinowanych, sztucznych, kolorowych nienaturalnie, odsunięciem produktów z glutaminianem sodu i aspartamem, rezygnacją z produktów głębokiego mrożenia, rezygnacją z napoi i wody gazowanej oraz przechowywanych w kartonach (ze względu na aluminium), zmniejszeniem ilości spożywanych słodyczy, a zwiększeniem ilości warzyw i owoców i przygotowywaniem dań nieco zdrowszych niż jedzone dotychczas. Plusem był fakt, iż nigdy nie jadłam nadmiernie (tzn. zdarzało się może tylko 4-5 razy w roku) fast food’ów i nie piłam towarzyszącego im znanego ciemnobrązowego gazowanego napoju. Który nawiasem mówiąc rewelacyjnie sprawdza się do czyszczenia osadu z kamienia.

Nauczyłam się czytać etykiety (nie chodzi mi tu o znajomość wszystkich słynnych E na produktach, ale tych najgorszych, rozumienia pojęcia „śladowe ilości”, czy „w zakładzie są wykorzystywane także”), piłam więcej wody, odstawiałam wszelkiego rodzaju leki (przeciwbólowe, suplementy, witaminy, lub cuda produkowane przez korporacje w celu bycia zdrowszą i piękniejszą) – na dzień dzisiejszy w tabletkach przyjmuję jedynie tran z wątroby dorsza, piję srebro koloidalne i sok aloesowy. Witaminę B17 jem w postaci jąder pestkowych (dodatkowo w planach mam spirulinę i pewnie jeszcze jakąś ZDROWĄ suplementację – tu proszę o pomoc, i napisanie co Wy polecacie i przyjmujecie. Zmieniłam styl życia na zdrowszy również poprzez stopniową zmianę czy redukcję kosmetyków, niektórych „pomocników” czy „niezbędników” w kuchni. Oczywiście pragnę podkreślić, że potknięcia zdarzają się każdemu, a i sam organizm z ciekawości domaga się czasem czegoś niezdrowego, więc nie płaczę, gdy zechcę zjeść zupę ugotowaną na bazie kostki rosołowej (baaardzo niezdrowej;-).

I oto 1 grudnia 2010 roku, po tym dwuletnim prawie przygotowaniu, plus kilkudniowe przygotowanie do diety wystartowałam z dietą p. Ewy Dąbrowskiej: warzywa, owoce (tylko: grejpfrut, cytryna, jabłko), kiszonki, sól, bez roślin strączkowych, bez orzechów i nasion, zero przypraw (poza solą), cukru i innych rzeczy - wyleczyć można tą dietą głównie cukrzycę i przewlekłe choroby...była MASAKRA, ponieważ proces detoksykacji był ciężki fizycznie i psychicznie, ale się udało zrobić zalecane 2 tygodnie. Co dla mnie było bardzo ważne: przede wszystkim schudłam tylko niecały kilogram (podejrzewam że tylko ze złogów, kamieni kałowych), przy moim wyglądzie niestety bałam się, że zacznę przypominać osobę chorą na anoreksję....
Potem przeszłam na zdrowe żywienie, makrobiotykę. Od czasu do czasu podskubując to i owo, próbując na nowo smaki i zapachy i ciesząc się zdrowiem i szczęściem. Podskubywanie wiadomo jak się kończy, więc po ponad pół roku ponownie przygotowuję się do tej diety. Jednym z kroków jest właśnie tydzień surowego jedzenia (mój blog zaczyna się w 4 dniu tego wyzwania).

Ponieważ sama pamiętam jak ten rok, czy dwa lata temu ciężko było znaleźć ludzi w Polsce którzy są na np. raw food, czy w ogóle się zdrowo odżywiając mają świadomość co znaczą te słowa. Laktowegetarianizm był wtedy dla mnie czymś wspaniałym, w czym stawiałam pierwsze kroki, ale kontakty z ludźmi z np. wegetarianami pokazały, że czasem ludzie mówiąc o sobie: jem zdrowo, zagryzają właśnie kanapkę (z razowego chleba, na bogów: barwionego karmelem lub sztucznymi barwinkami), popijają słynnym brązowym napojem z bąbelkami i na koniec wkładają sobie do ust gumę bez cukru…z aspartamem. Lub wegetarian tak chorobliwie zapatrzonych w swoją ideę życia, że nie zjedzą sałaty kupionej w markecie za 2zł, tylko ledwo finansowo wiążąc koniec z końcem, jadą na drugi koniec do Eko sklepu w celu kupienia główki sałaty za bagatela 9,50zł, bo „tak robią wegetarianie”!!
Stąd pomysł, by się dzielić tym wszystkim. Uświadomić, że Twój organizm jest najlepszym lekarzem dla Ciebie, sam Ci powie kiedy jest źle, co masz jeść, ile i jak. A to, że inni tak robią, że tak wypada, że się przyjęło – zazwyczaj tylko na pokaz... nie nie, jesteś wyjątkowym i wspaniałym człowiekiem, który pracując nad swoim ciałem i psychiką może być zdrowy. Ba, samodzielnie badając i obserwując siebie możesz znaleźć dietę cud, złoty środek.

Moim celem życiowym jest zdrowe odżywianie: czyli coś co jest dobre dla mnie: dieta witariańska (latem nawet 100%, w pozostałe pory roku zmniejszona do 50-70% surowego - w zależności od samopoczucia), wegetaianizm z dużą tendencją do weganizmu. Do tego dużo ćwiczeń, ruchu i koniecznie praca nad wnętrzem.

Na koniec chcę podkreślić, że cały proces dążenia do optymalnego zdrowia będzie trwał całe życie, gdyż świat jest tak obecnie chemiczny, zanieczyszczony, iż ciężko polegając jedynie na dbaniu o zdrowie, dobre samopoczucie psychiczne być osobą zdrową i szczęśliwą…

Patrz: tutaj

Ani blog: http://cudownediety.blogspot.com/
_____________________________________________
To historia Ani z 2010 roku. Mam nadzieję, że Ania podzieli się z nami dalszym ciągiem swojej przygody na drodze do zdrowia.
_____________________________________________

Informacje na temat .... Moja Historia:
 Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
_____________________________________________

Sunday, January 29, 2012

Zapotrzebowanie, czy moda na suplementy?

Moda na magiczne suplementy, czy zapotrzebowanie... to pytanie, które wiele osób sobie zadaje. I bardzo dobrze.

Odkąd pamiętam, zawsze ktoś próbował sprzedać mi jakieś suplementy, witaminki lub wciągnąć mnie w ich dystrybucję.  Czasem nawet nachalnie, nie przypuszczam jednak, aby chodziło tak bardzo o moje zdrowie.
Było to jeszcze w czasach, gdy mieszkałam w Polsce, tutaj w USA jest to samo. Ludzie, którzy wkręceni są w tą suplementową maszynerię, naprawdę są święcie przekonani, że bez ich suplementów nie mamy szans na zdrowe, normalne życie. Szkolenia, naukowe dowody, piękne historie cudów magicznych pigułek, plus własny w tym biznes - robią swoje.

"Nieodpowiednie odżywianie, w połączeniu z faktem wyjałowionej żywności i jej genetycznymi modyfikacjami, powodują wzrost zapotrzebowania organizmu na suplementy diety. Preparaty te pomagają rozwinąć naturalny potencjał zdrowia i pięknego ciała. Dzięki nim każdy człowiek może żyć lepiej, dłużej i intensywniej" - brzmi przekonywująco i jakże obiecująco.

Suplementy mamy na wszystko; począwszy od chronicznego zmęczenia, poprzez damsko-męskie problemy, wypadające lub nadmiernie rosnące czy siwiejące włosy, nawet przeciw poceniu się. Ostatnio panuje moda na wieczną młodość i z tym też nie ma problemu - są cudowne pigułki.

Moje 5 groszy na ten temat.
Nie jestem lekarzem i nie mam zamiaru dawać medycznych rad. W trudnych problemach chorobowych zawsze polecam radzić się kwalifikowanych lekarzy.
Jedynym moim celem jest utrzymanie zdrowia (a nie leczyć choroby) w dobrej kondycji przez całe dane nam życie - Młodym być i zdrowym być...aż do końca.

Nie ma drogi na skróty, nie ma magicznych pigułek. Wszystko co oferuje nam szybkie i łatwe podniesienie energii i rozwiązanie problemu zdrowia lub raczej jego braku, jest sztucznym stymulantem. Stymulanty są, ktoś kiedyś powiedział jak 'bankowa pożyczka' - za którą zawsze płaci procenty nasze ciało.
Czy natura nie obdarzyła nas we wszystko co nam jest potrzebne do pełnego, zdrowego, długiego życia?
Od wieków podstawowym lekarstwem na zdrowe i długie życie były np. nic nie kosztujace posty, umiarkowanie w jedzeniu i piciu, a także aktywne życie (ruch).
Co wtedy dzieje sie z naszym organizmem?
Kiedy pościmy, na początku czujemy się źle, można powiedzieć gorzej, niż przed decyzją postu. To z powodu uzdrawiającej detoksykacji, przez którą nasze ciało musi przejść. To samo dzieje się, gdy nagle zaczynamy odżywiać się surowym, naturalnym pożywieniem.
Natutalne soki zamiast jajecznicy na boczku? ... Zaczynamy sie czuć całkiem źle, boli nas głowa, czujemy, że ubywa nam energii, możemy gorączkować, itp.  Ogarnia nas panika. To nasze ciało wydala to co musi być wydalone. Wiele osób w tym najważniejszym momencie zdrowienia, przez nieświadomość procesów uzdrawiającej detoksykacji, wycofuje się, twierdząc, że owoce, jarzyny im szkodzą. Prawda jest taka, że po przejściu tego trudnego okresu detoksykacji, który zazwyczaj trwa krótko, zaczynamy czuć się dobrze, wiele problemów zdrowotnych minęło i przedłużyliśmy sobie życie o parę lat.

Gdy ratujemy się sztucznymi suplementami, sytuacja na początku wygląda zupełnie inaczej.
Czujemy się np. ciągle zmęczeni, chorzy, nasze ciało jest pełne toksyn i decydujemy ratować się sztucznymi suplementami. Nasze ciało reaguje dość szybko wzrostem energii, poprawą zdrowia, czujemy się szczęśliwi, pigułki działają.
Co tak naprawdę dzieje się w naszym ciele?
Gdzie podziały się toksyny, które dewastowały nasze ciało?
Tak naprawdę one tam dalej buszują i swoją robotę wykonują, chociaż czujemy się znacznie lepiej.
Zmusiliśmy nasze ciało do pracy. Zmusiliśmy je do posłuszeństwa. Ciało nasze zaczęło 'współgrać' ze składnikami obecnymi w suplemencie (sztucznym stymulancie). Gdyby składniki te były tak naturalne dla ciała, jak naturalne są w surowych owocach czy jarzynach, musielibyśmy najpierw 'odchorować usuwane toksyny'. W ten sposób usuwana jest przyczyna naszych problemów zdrowotnych. Suplementy sztucznie nas windują do zdrowia. Na dłuższą metę to nie przynosi dobrych efektów. Zakłócona zostaje tzw. homeostaza (równowaga) naszego ciała.
Poza tym zażywając sztuczne suplementy, należy dobrze orientować się w ich składzie i działaniu. Jeśli już decydujemy się brać je przez dłuższy czas, najlepiej konsultować to z lekarzem, który naprawdę wie co robi i poprowadzi kurację bezpiecznie. Trzeba pamiętać, że niektóre witaminy i minerały wchodzą z sobą w tzw. reakcje lub w reakcje z lekarstwami, które ewentualnie zażywamy, co może powodować dodatkowe problemy. Np. wapno i żelazo tak powszecnie zażywane. Jeśli np. zażywamy lekarsto na tarczycę, wapno i żelazo nie powinno być brane razem. Ważną sprawą jest też przedawkowanie. Nadmiar cynku, może zmniejszyć lipoproteiny wysokiej gęstości, w medycynie znane jako tzw. 'dobry cholesterol'.
Zbyt dużo witaminy B6 może powodować drętwienie nóg i inne objawy neurologiczne. Branie suplementów potasu bez nadzoru lekarza może być bardzo niebezpieczne.
To tylko minimum z minimum przykładów.

Podczas jedzenia surowej żywności nie musimy się martwić o jakiekolwiek z tych problemów.
Składniki odżywcze zawarte w surowej żywności współdziałają z komórkami naszego ciała. Współdziałają także z powietrzem, którym oddychamy, z wodą, którą pijemy, a także z emocjami, które doświadczamy.

Zaufaj swojej intuicji - twoje ciało wie najlepiej co jest dla niego dobre.

Moja rada jest taka. Jeśli nie rozumiesz dobrze wszystkiego, nie wiesz wystarczająco na dany temat - nie rób tego.
Cokolwiek robisz - rób to na własną odpowiedzialność.
Chodzi o TWOJE zdrowie!

---------------
Photo ze strony, którą warto odwiedzić, aby dowiedzieć się co myślą inni na temat suplementów:
http://www.medme.pl/profil,214,1.html

Tuesday, January 24, 2012

Jak 3 tygodnie w Teksasie odmieniły moje życie... z cyklu "Moja Historia"

Dzisiaj Ewa, którą znamy ze strony:  
W POSZUKIWANIU OPTYMALNEGO ZDROWIA



Moja Historia ...i jak 3 Tygodnie w Teksasie odmieniły moje życie...
http://surowadieta.blogspot.com/2010/04/moja-historia-i-jak-3-tygodnie-w.html

A wiec chyba czas najwyzszy opowiedziec moja historie mimo ze wielu z was i tak juz tak wiele o mnie wie....dziwne jest to z jaka lekkoscia przyszlo mi publiczne obnazanie sie ? Nigdy nie myslalam ze moglabym cos takiego zrobic ..... i pewnie jescze dziwniejsze jest to ze nie czuje sie z tym zle, dziwnie czy niekomfortowo...a jedynym powodem dlaczego nie, jestescie wy!!!!!! wszyscy ktorzy dolaczyliscie sie do mojej podrozy po optymalne zdrowie...kazdego dnia jak klikam w komputer i brne przez komentarze ktore czytam po 10-15 razy cieszac sie jak male dziecko czuje ta niezmiernie pozytywna energie wibrujaca miedzy nami ta konekcje ktora nawiazalismy tak szybko! Bo to przeciez niecale dwa tygodnie...a to dopiero poczatek.. Mam nadzieje ze wiecej i wiecej ludzi dolaczy sie do tej wedrowki, bo tak naprawde to nie o mnie tu chodzi tylko o . NAS . Bo w zyciu chocbysmy nie wiem jak sie starali zrobic wszystko sami ...duzo razniej, latwiej i przyjemniej jest robic rzeczy razem. Wiadomym faktem jest ze szczescie jest w nas samych i tylko tam go nalezy szukac. Nikt nas nie jest w stanie tak naprawde uszczesliwic ani to idealny partner ani to idealna para butow... Faketm jest rowniez to ze jest to wedrowka dluga i wysypana kamykami i od nas tylko zalezy czy je pozbieramy czy sie o nie potkniemy....Jednak faktem jest rowniez to ze razniej jest w tej wedrowce trzymac sie za rece z tymi ktorzy ida w ta sama strone , ktorzy cie rozumieja, sluchaja, akceptuja takim jakim jestes ....z tymi ktorzy jak anioly poniosa cie na swoich skrzydlach w momencie kiedy ci sie wydaje ze juz nie dasz rady uleciec....

Jak wiecie na dzien dzisiejszy mieszkam w NY i przylecialam tu 6 lat temu wygladajac tak jak na tym zdjeciu powyzej:) tak tak cale zycie blondyna bylam dopiero 3 tygodnie temu sie przefarbowalam na rudo..:). Nie podobalo mi sie tu wcale , chcialam wrocic do Polski ale nie moglam, bo niestety pieniadze (jak zwykle) trzeba bylo zarabiac...A ze przylecialam z zasobem angielskiego skladajacego sie z dwoch slow "ok" i " coca cola" nie bylo latwo. Sprzatalam domy , zmywalam naczynia , sprzatalam stoliki w restauracjach , jadlam steka z jajkami na sniadanie steka z ziemniakami na obiad , 7 kaw i 3-4 piwa dziennie...I niczego tak bardzo nie chcialam jak wrocic do domu ale niestety moja cala rodzina nie pracowala i ktos sie tym musial zajac...W glebi serca mialam te marzenie pojscia do szkoly, studiowania psychologii i pomagania ludziom....niestety nie znalam angielskiego i nie mialam zadnych pieniedzy zeby isc do szkoly. wszyscy mi mowili zebym dala sobie z tym spokuj ,ze angielski sam z czasem przyjdzie ja jednak postanowilam sie nauczyc jezyka malymi kroczkami . Obliczylam ze jezeli zapamietam 5 slowek dziennie da mi to 35 slowek tygodniowo , 140 slowek miesiecznie i wreszcie 1825 slowek rocznie!!!!!!! I tak postanowilam zrobic Mimo e parcowalam 7 dni w tygodniu i czasu na to za wiele nie bylo postanowilam wykorzystac czas jaki mialam w drodze do pracy abylo to 1,5 godziny w jedna zstrone wiec wcale nie malo:). Wielu z moich przyjaciol mi mowilo zebym sobie dala rade , ze jezyk sam z czasem przyjdzie, ja jednak w mojej zawzietej glowie mialam zasadzone marzenie ktorego nie chcialam sobie pozwolic odebrac. Kosztowalo mnie to 2 lata ciezkiej pracy , krwawiacych wrzodow na zolodku, wycieczenia psychicznego i 20 kilo wiecej...

I tu zalaczam zdjecie dla tych co sa niedowiarkami (aby zobaczyć kliknij na link u góry lub na dole)....Moje zdrowie zaczelo sie pogarszac w tepie blyskawicznym ale ja postanowilam sie tym nie martwic , zylam szczesliwa , z zapasem okolo 3650 slowek uzbieranych po dwoch latach dziennego studiowania, studiowalam swoja wymarzona i ukochana psychologie! Minal kolejny rok i w szkole szlo mi rewelacyjnie, moj angielski sie poprawil, bylam najlepsza na roku!!!! Jednak moje cialo krzyczalo z bolu ...ja wybralam : nie sluchac jak moglam? tylko co zaczelam robic praktyki w neuroscience laboratorium szukajac leku na epilepsje!!!! kolejny rok minal a ja chudlam i tylam na zmiane 20 kilo, mdlalam na ulicy, wymiotowalam krwia, zwijalam sie z bolu po nocach lezac w toalecie na podlodze i modlac sie bym mogla sie wyproznic. w glebi czulam ze powoli wariuje, na zewnatrz wstydzilam sie do tego przyznac samej sobie i calej reszcie tez ...ja zawsze bylam ewcia...ta usmiechnieta silna i szczesliwa. moje wewnetrzne dzicko plakalo o pomoc, ja jak zwykle postanowilam nie sluchac. Jedzenie stalo sie moja obsesja, albo nie jadlam dniami by uniknac niesamowitego bolu , albo jadlam na potege wszystko co tylko znalazlam pod reka. Przebrnelam przez wszystkie mozliwe diety; Atkins, 13 dniowa , kapusciana itp doprowadzajac moje cialo do kompletnej destrukcji...I jedyne co mnie trzymalo przy zyciu to byla moja ukochana psychologia i dwie najwazniejsze osoby w moim zyciu: Pablo i Dominika (wybaczcie ale musialam o was wspomniec). Jednak o tym co sie dzialo w mojej glowie nie wiedzial nikt , nawet ja sama postanowilam nie wiedziec. Przyszedl 3 rok moich studiow i nie moglam w to uwierzyc, zaczelam praktyki w psychiatrycznej klinice a nawet dwoch , prowadzac wlasne terapie grupowe , dalej robilam badania w laboratorium, udzielelam korepetycji niepelnosprawnym studentom, chodzilam dziennie do szkoly i pracowalam w nocy w restauracji...i pewnie gdyby tydzien mial wiecej dni a dzien wiecej godzin znalazlabym cos jescze by odwrocic uwage od tego bolu ktory mnie przeszywal dzien za dziem ...tej fizycznej meki i psychicznej agonii...Ale bylam tak blisko, nie moglam sie poddac, nie chcialam... jednak moje cialo nie wytrzymalo, przestalo sie mnie sluchac. Obudzilam sie w piatek 8 stycznia 2010 roku z potrzeba pojscia do toalety , jednak nie dalam rady wstac, patrzylam na otwarte drzwi ktore byly nie caly metr ode mnie nie caly jeden krok, ja wciaz nie dalam rady tam dojsc, lzy naplynely mi do oczu, i pierwszy raz odwazylam sie stanac twarz w twarz ze strachem ktory mnie przesladowal przez te wszystkie lata ale ja nie pozwalalm mu mnie doscignac. Jednak wreszcie mu sie udalo , wreszcie mnie dogonil...tak bardzo sie balam!!!! zaczelam plakac tak bardzo ze nie myslalam ze czlowiek jest w stanie tak plakac, siegnelam po telefon i zadzwonilam do swojego przyjaciela : " Pomoz mi prosze', wyjakalam lewo wydobywajac glos zatkany slonymi lzami ktore zatykaly mi przelyk. " Pomoz mi prosze!" Moj przyjaciel Sami przyjechal natychmiast z pieniedzmi i biletem do Teksasu w kieszeni i powiedzial ze mam rzucic wszystko natychmiast, spakowac sie i jechac tam na dwa tygodnie...tak tez zrobilam...nie mialam wyboru..


 PRZED TEKSASEM I PO (PO 3 TYGODNIACH !!!)
Gdy tam dotarlam nie dalam rady wejsc na drugie pietro na ktorym znajdowal sie moj pokoj, a lekarz ktory mnie zbadal powiedzial ze bylam w bardzo ciezkim stanie i ze dwa tygodnie napewno mi nie wystarcza. Pierwszy tydzien byl meka, nie dalam rady nic robic, spalam calymi dniami, i z dnia na dzien czulam sie gorzej i gorzej i nie podobalo mi sie tam ani troche . Wtedy wlasnie trafilam na Lauren Pears ktora mi powiedziala historie o swoim raku krtani, tego dnia usiadlam i zaczelam rozmawiac ze swoim cialem, przeprosilam je za wszystka krzywde co mu wyrzadzilam, podziekowalam za to ze przestalo mnie sluchac,
odnalazlam ponownie swoje wenetrzne dziecko i plakalam , tak wiele plakalam jak nigdy w zyciu, i pisalam non stop pisalam. dni mijalay niublagalnie a ja czulam sie lepiej i lepiej jednak wedlug lekarzy nie wystarzcajaco dobrze by wyjechac . Ja jednak nie mialam pieniedzy by zostac, jedynym powodem dlaczego tam bylam byl moj przyjaciel Sami i Tomek ktorzy postanowili za to zaplacic ( o czym ja nie moglam przestac myslec..("jak i kiedy ja im to oddam??") Pod koniec drugiego tygodnia 2 dni przed moim wyjazdem LuAnn menadzerka instytutu wziela mnie na strone i powiedziala ze oni chca zebym zostala tydzien dluzej i ze oni za to zaplaca!!!!! Nie moglam w to uwierzyc!!!!!!! A jeszcze bardziej nie moglam uwierzyc w swoja odpowiedz na ta wiadomosc: " dziekuje ", powiedzialam ze lzami jak groch krecacych sie w oczach oczywiscie. Nie chcialam wracac, nie bylam gotowa. Trzeci tydzien minal jak jeden dzien , zmiany jakie zaszly w moim ciele i psychice sa nie do opisania, chodzilam 5 kilometrow dziennie , biegalam wieczorami, pisalam jescze wiecej , medytowalam , spalam i pierwszy raz czulam sie lekka , jakbym zrzucila 20 kilo jednak to nie waga byla tym co dalo mi te uczucie niezmiernej lekkosci...wolna... poczulam sie wolna ...a to temu ze pierwszy raz zyciu opuscil mnie strach, poprostu go tam nie bylo, zniknal, po tylu latch dzielnie chowany przeze mnie po katach...zniknal...i wlasnie wtedy postanowilam ze nie pozwole na to by kiedykolwiek powrocil!!!!!
Powrot do Nowego Jorku jednak nie byl latwy ...obca sie czulam, inna, odmieniona...i nikt mnie nie rozumial... a oprocz tego codziennosc zycia mnie dognala ona nigdy nie da o sobie zapomniec...zaraz po powrocie zepsul mi sie samochod, potem sanepid zamknal mi restauracje w ktorej pracuje, termin wyprowadzki z mojego apartamentu zbliza sie szybkimi krokami a pieniedzy na przeprowadzke jak nie bylo tak i nie ma...raptownie bole wrocily...strach zaczal pukac do drzwi, probujac zadomowic sie na nnowa, wpychajc sie kazda mozliwa szczelina...NIE !!!!! Powiedzialam nie tym razem ... choc lewa polkula mozgowa meczyla mnie codziennie szepczac o wszystkich trudach jakie sie zblizaja...ja postanowilam codziennie wstac i podziekowac za 5 rzezczy za ktore jestem wdzieczna, za to ze mam co jesc, za goraca wode w kranie , za to ze mam dwie zdrowe nogi co mi pozwalaja biegac codziennie jak daleko tylko zechce , za WSZYSTKICH CUDOWNYCH LUDZI CO SIE POJAWILI W MOIM ZYCIU, bez nich umarlabym juz dawno temu, codziennie rozmawialam ze swoim cialem , wyobrazalam sobie jak z dnia na dzien staje sie zdrowsze, silniejsze piekniejsze. Pozniej poszlam na 2 tygodniowa glodowke by dac troche odpoczynku mojemu ponownie wycieczonemu organizmowi a przede wszystkim po to by miec jasniejszy umysl i wlasnie wtedy postanowilam napisac o tym co mi sie przydarzylo, postanowilam walczyc , postanowilam pomoc sobie i innym ktorzy sa w podobnej sytuacji , postanowilam juz nigdy sie nie bac, postanowilam byc sczesliwa, usmiechac sie kazdego dnia, postanowilam odnalezc optymalne zdrowie ten tajemniczy balans miedzy naszym cialem umyslem i dusza ...ktorego wszyscy tak naprawde szukamy a jak nie to powinnismy zaczac i to jak najszybciej!

Kolejny rozdzial tej historii jest wam poniekad znany, sami odgrywacie w nim niezmiernie wielka role, za co wam z calego serca dziekuje.....

5 ALBO NIECO WIECEJ :) RZECZY ZA KTORE JESTEM WDZIECZNA

1.dziekuje za to ze jestem zdrowa,
2. za to ze mam mnostwo pysznego jedzenia i przepysznej wody,
3. za to za mam powod by sie usmiechac kazdego dnia,
4. za moja prace(restauracja jest ponownie otwarta:)
5. Za Jaya ktory pomogl mi znalezc samochod za grosze
6.Za Marcina ktory mnie przygarnie na dwa miesiace zebym mogla sobie odlozyc pieniadze
7. za WSZYTKICH moich wiernych przyjaciol ktorzy zawsze tam dla mnie byli,
8. . za to ze moge sie podzielic swoja historia,
9. za to ze mam sie Z KIM nia podzielic , za wszystkich co uczestnicza w NASZEJ wedrowce i za tych wszytskich co sie do niej dolacza.....
10. ZA PABLOSZA I DOMINIKE BEZ KTORYCH NIE BYLABYM W STANIE TEGO NAPISAC <3
11. Za to ze w juz maju koncze moja wymarzona psychologie:)
12. Za to ze jezeli czegos bardzo w zyciu chcemy i w to wierzymy jest nam to dane!!!!

Link do historii Ewy:
http://surowadieta.blogspot.com/2010/04/moja-historia-i-jak-3-tygodnie-w.html

Link do blogu Ewy:
http://surowadieta.blogspot.com/
****************************
I nowość - spełniło się marzenie Ewy. Ewa doczekała się własnej audycji na internetowym radiu - Radio na Fali (http://www.radionafali.com/). Wczoraj była pierwsza audycja. Obiecałam nie komentować "Moich Historii", ale jedno słówko wtrącę, ponieważ wysłuchałam audycję - REWELACYJNE!
Ewa prowadzi audycję wraz Anią Sośnierz ( http://dietabezdiety.pl/).
Tytuł audycji "Spektrum Rozwoju", a tematy związane ze zdrowym żywieniem i rozwojem osobistym.
 Audycje odbywać się będą w każdy wtorek o godz. 20:00; czas trwania - 2 godziny.
Na filmiku, Ewa zaprasza serdecznie wszystkich i udziela szczególowych informacji.



Dla tych, którzy nie mogli uczestniczyć w audycji, link do pierwszej emisji:
http://www.radionafali.com/2012/01/spectrum-rozwoju-odcinek-wstepny-24-stycznia-2012/

Życzę Ewie i Ani sukcesów w tej pięknej pracy! Wierzę, że tak będzie!
___________________________
Tekst jest oryginalny, nie dodawałam polskich czcionek. Ewa pisała w takich warunkach jakie wówczas miała. Najważniejsze, pisała z serca.

Saturday, January 21, 2012

Leki z Bożej Apteki - Wiedza, która nigdy nie starzeje się...

Leki z Bożej Apteki - Wiedza, która nigdy nie starzeje się..

Szperając po dawno odłożonych do lamusa książkach natknęłam się na serię cennych wykładów mojego ulubionego zielarza Mirosława Nurzyńskiego, o którym już parę razy wspominałam (patrz np.  Moja Historia  oraz  Tajemnice zdrowia ).
Zaraz też naszły mnie miłe wspomnienia o dawnych dobrych czasach..
Wykłady te są z przed około 20 lat, ale wiedza wciąż jest aktualna. Postanowiłam je opublikować na moim blogu. Być może, będzie można jeszcze gdzieś nabyć te kasety.



To seria 16 wykładów-porad, w których znany zielarz z długoletnią praktyką, radiesteta, homeopata, irydolog Mirosław Nurzyński przedstawia w bardzo prosty, okraszony swoim osbistym poczuciem humoru sposób, naturalne sposoby zapobiegania i leczenia różnych schorzeń, dolegliwości i chorób w warunkach domowych, przy pomocy ziół oraz w oparciu o medycynę naturalną.



M. Nurzyński raczej nie dbał o reklamowanie swojej osoby, więc trudno znaleźć o nim informacje w Internecie. Pomagał ludziom z potrzeby serca, dziękując Bogu za każdy dar życia i kierując się Bożymi zasadami.
Zawsze miał bardzo dużo klienów i dużo pracy, w której dzielnie pomagała mu żona. Mam nadzieję, że nadal para ta cieszy się dobrym zdrowiem i dalej kontynuuje swoja szczytną pracę. Życzę im tego z całego serca.
"Możliwości medycyny naturalnej są olbrzymie "- twierdzi M. Nurzyński, wielki znawca ziół, które również sam uprawia. Jeśli chodzi o choroby nowotworowe nie twierdzi, że leczy je, lecz odtruwa organizm po chemii i regeneruje po radioterapii, zabezpiecza przed przerzutami, pomaga dłużej żyć.

"Ja mam do niego całkowite zaufanie. Facet jest niesamowity. To nie jest jakiś szaman, ale z wykształcenia homeopata, irydolog.
Mnie wyleczył z okropnego uczulenia jak miałam 18 lat. Byłam uczulona na swój własny pot. To był koszmar w kryształkach. Do tej pory nie mam z tym najmniejszego problemu. A dwa lata temu dzięki jego intensywnej kuracji zaszłam w ciążę. Nie byli w stanie mi pomóc profesorowie, tony leków i zastrzyków...."
To słowa jednej z forumowiczek, które znalazłam w Internecie. Czytaj więcej:
http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=26715

 Znalazłam też jeden krótki wykład - temat z pierwszej kasety. Jest do posłuchania na poniższym linku, więcej nie udało mi się znaleźć. Dla mnie to wielka radość posłuchać tutaj, z daleka od kraju, dobrze znajomego przyjacielskiego głosu z przed lat.
Po przyjeździe do USA wszystkim znajomym dawałam do posłuchania kasety z wykładami.
W końcu, z czasem, nowe książki, świeże nowości i zapomniałam, że mam serię wykładów
 "Bez Aspiryny - Leki z Bożej Apteki".

Tutaj można posłuchać jednego z tematów wykładu:
Przyczyny powstawania chorób
____________________________
Przypuszczam, że tutaj można ściągnąć plik z wykładami, za małą opłatą:
http://chomikuj.pl/Ozawa/*5b++ZDROWIE+*5d/Zdrowe+jedzenie

O Mirosławie  Nurzyńskim:  Medycyna Naturalna

***

Dodatek.
update:
Ponieważ dużo osób ciągle pyta mnie o nazwiska lekarzy o których wspominałam w audycji na temat:  Radio na Fali - Spectrum Rozwoju: Jak uniknęłam chemii i pozbyłam się nowotworu, postanowiłam te nazwiska tutaj umieścić:

Andreas Moritz - Rak nie jest chorobą - mechanizm przetrwania (pisałam o nim tutaj: Mechanizm przetrwania

dr Ewa Hankiewicz - pisałam o niej na moim blogu
tutaj

dr Larraine Day, http://www.drday.com/
szczególnie polecam książkę "Cancer doesn't scare me anymore" oraz DVD lub CD dotyczczące tego tematu. Jest dużo filmików na youTube, ale w j.angielskim.

Wednesday, January 18, 2012

Sekret Niewinności.... z cyklu Moja Historia

„Sekret Niewinności” – historia Dajamantiego
by krystal28 in Dajamanti

.

„Sekret Niewinności” – Moje słowa dla Was.

Moi Kochani, korzystając z okazji, w ostatnich akapitach chciałbym pozostawić moje własne słowa, dzieląc się z Wami moimi doświadczeniami i obserwacjami.

Ja tak samo jak i Wy, od zawsze szukałem czegoś innego, niż to, co miałem obecnie. Moja wiedza którą zdobyłem od moich rodziców, od społeczeństwa, od moich „zwyczajnych” doświadczeń, nie była tą wiedzą, jaka dyktowało mi moje serce. W moim wnętrzu zawsze istniała iskierka nadziei, oczekująca na odnalezienie tej Wielkiej prawdy. Dzisiaj zrozumiałem, iż wszelaki porządek większej logiki całości, nie znajduje się na zewnątrz tylko wewnątrz danej osoby, oraz odkryłem sekret „Niewinności”. Co to znaczy? Niewinność była stanem bycia, która towarzyszyła nam w okresie dzieciństwa. Bawiliśmy się wszystkim tym, co dorośli nazywali „głupotkami”. Byliśmy szczęśliwi, ponieważ szukaliśmy okazji do zabawy na każdym kroku. Kiedy przytłoczyła nas dorosłość, zapomnieliśmy jak utrzymywać ten radosny stan i jak bawić się zabawkami, stworzonymi przez nas samych.

Gdy byłem małym dzieckiem, pamiętam jak piękne miałem sny. Jak cudownie ułożone zabawy każdego dnia. Bardzo rzadko bawiłem się zabawkami dziecięcymi, a wyszukiwałem „istotę koloru” w pięknej pogodzie i przyrodzie. Pamiętam jak padał deszcz, a ja mając jedynie 6 lat wybiegłem na podwórko, aby móc skakać w rytmie spadających kropel. Robiłem to do czasu, dopóki moja Mama nie zabroniła mi tego robić. Wychowywałem się na wsi, dlatego miałem tak bogate pole do moich zabaw. Za moim domem znajdowała się kilkuhektarowa łąka, która była moim całym światem. Na samym środku tej łąki rosły trzy drzewa, które służyły za moje „tajne” bazy. Gdy wspiąłem się na jedno z tych drzew, miałem dokładny widok na cały horyzont. Skowronek który znajdował się na gałęzi obok, nagle poderwał się do lotu, i wzbił się w powietrze. Z rozkoszą uniosłem moje małe ręce i zacząłem udawać poruszanie skrzydełek ptaka. Wyobrażałem sobie, że ja sam jestem takim skowronkiem, który potrafi wzbić się w powietrze i polecieć bardzo daleko. Byłem szczęśliwy, ponieważ lekkie i radosne było moje życie. Tak było do czasu, kiedy „zaszczepiony” wiekiem dorastania, coś zaczęło dziać się z moim ciałem.

W okresie 12 do 17 roku mojego życia, nagle zacząłem chorować. Moje choroby były tak niewdzięczne, że gdy skończyła się jedna, zaczęła następna. Przeszedłem jedną dość poważną operację w wieku lat 13, na kilka następnych Rodzice nie wyraziły zgody, ponieważ były związane z moim sercem przy jednoczesnym otwarciu klatki piersiowej. Szukaliśmy pomocy u innych specjalistów. Każdy oferował wszelakie terapie i bogaty zestaw leków, które musiałem zażywać. Nie było takiej części ciała, które by mi nie odmawiała posłuszeństwa. Miałem poważne kłopoty ze sercem i z płucami. Mój żołądek nie pracował jak należy. Miałem tendencje do łamliwości kości. Liczba złamań moich kończyn górnych jak i dolnych, była znaczna. Głowa często bolała. Był to czasami tak mocny ból, że w wieku 12 lat, potrafiłem stracić przytomność. Związku z tymi dolegliwościami, miałem braki w szkole, ponieważ zamiast uczęszczać normalnie jak inne dzieci, ja uczęszczałem regularnie na wizyty do różnych placówek leczniczych. Nie byłem wtedy szczęśliwy. Przeklinałem wszystkich i nienawidziłem. Nienawidziłem tych szpitali, do których tak często byłem przyjmowany. Nienawidziłem lekarzy i przeklinałem Boga za moje życie. Miałem dość wszystkiego i wszystkich, pragnąłem jedynie powrócić do okresu, gdzie moje życie było „niewinne” i takie radosne.

Z uwagi na zły stan zdrowia, dużo czasu spędzałem w domu. Nie poddawałem się, chciałem być taki jak kiedyś. Bawiłem się często z moim ukochanym pieskiem. Gdy zacząłem go tak po prostu obserwować, zauważyłem coś niezwykłego. Ten pies, nie chciał niczego od życia tylko miski jedzenia i dużo zabawy. Gdy popatrzymy na siebie samych, możemy dostrzec że nie wystarcza nam tylko pokarm do życia, potrzebujemy również szybkiego, pięknego samochodu, wspaniałe ubrania, dużego domu i Bóg wie czego jeszcze. Do tego człowiek dąży, tak został nauczony. Gdy bawiłem się z moim kochanym pieskiem, zauważyłem iż potrafi bawić się bardzo długo, kończąc wtedy, kiedy ja kończyłem. Miałem wrażenie, że niczego innego nie potrzebował do szczęścia tylko zabawy. Wtedy zrozumiałem coś, co na długo utkwiło mi w pamięci. Zrozumiałem że ten zwierzak w głębi duszy jest „niewinny”, a „niewinność” jest jego prawdziwą naturą. Zrozumiałem, że człowiek w głębi duszy również jest niewinny i słodki, a ta cała dorosłość to efekt pogrążania się w zasady i normy społeczne. Człowiek uczy się co mu wolno a czego nie. Jak powinien się zachować, a niektóre „niewinne” zachowania w mniemaniu społeczeństwa, są po prostu nie na miejscu. Nie wiedziałem wtedy aż do teraz, że ta zwykła obserwacja tak zmieni moje życie.

Pobiegłem na moją „zapomnianą” łąkę, która znów stała się całym moim światem. Pomimo iż nie dałem rady wtedy wspiąć się na drzewo, ponieważ byłem bardzo słaby, nie załamywałem się tym tak bardzo. Podziwiałem horyzont takim jakim był, z mojej perspektywy stojącej. Zacząłem wdychać ciepłe, czyste powietrze. Moje samopoczucie stopniowo poprawiało się, a ja zacząłem przypominać sobie całe moje dzieciństwo. Obserwowałem ptaki, które krążąc w powietrzu, co jakiś czas spoczywały na gałęziach drzew. Nagle wiatr zerwał się, zmieniając stosunkowo szybko kierunek, dlatego ciężko było określić z której strony wieje. Powiedziałem w duchu: „Tak to jest moja chwila”. Uniosłem więc moje schorowane 16-letnie ręce do góry, zacząłem udawać że lecę razem z ptakami, biegając wokół moich drzew, śmiejąc się na cały głos. Byłem szczęśliwy. Nie myślałem wtedy o moich chorobach, chciałem się tylko bawić, odzyskując swoją „zagubioną” niewinność. Robiłem to codziennie, aż w końcu poczułem się na tyle pełen energii, aby móc znowu wspiąć się na drzewo, jak to robiłem w czasach dzieciństwa.

Moje zdrowie stopniowo zaczęło się poprawiać. Słuchałem lekarzy dumnie twierdzących, iż leki zaczęły działać. Nie myślałem wtedy o lekach ani o dolegliwościach. W mojej głowie utrzymywała się tylko myśl wspólnej zabawy z moich ukochanym psiakiem i uczucie radości. Moi rodzice nie raz powtarzali mi w wieku lat 17, nie zachowuj się jak małe dziecko, czas dorosnąć. Nie zwracałem na nich uwagi, pragnąłem tylko zabawy. Nauczyłem się śmiać ze wszystkiego. Przestałem nienawidzić lekarzy. Przestałem przeklinać Boga za moje życie. Znów wszystko nabrało kolorów. W wieku 18 lat, poczułem się tak wspaniale, że lekarze robiąc mi badania, wyciągali bezwładnie ręce. Kompletnie nie wiedzieli co o tym myśleć. W ciągu 2 lat, od mojego odkrycia „sekretu niewinności”, nastąpiło cudowne uzdrowienie wszystkich moich narządów i części ciała. Moje zdrowie nie poprawiło się tylko trochę, lecz stałem się 100% zdrowym i sprawnym człowiekiem. Niektóre choroby, które miały u mnie trwać długie lata, po prostu zniknęły. Łamliwość kości zakończyła się. Serce i płuca wróciły do swojej normalnej pracy. Co takiego „cudownego” zrobiłem? Stałem się znowu niewinnym i słodkim dzieckiem, pełnym radości i zabawy.

Obecnie mam 24 lata i z pewnością o wiele mniej niż większość z Was, czytających te słowa. Niektórzy z Was mieli bogatsze lub podobne życie, i zapewne niejedno interesujące doświadczenie z własnego życia zdobyliście. Dlatego nie chcę nikogo pouczać ani dawać rad. Pragnę jedynie, abyście przeczytali moją historię i razem ze mną, odkryli ponownie „sekret niewinności”.

W lutym skończę 25 lat, ale nikt z moich znajomych, nie daje mi tyle. Moje ciało zachowało młodość, gdy poczułem się dzieckiem. Żaden z moich znajomych nie daje mi więcej niż lat 17. Pamiętam jak pewnego dnia, moja znajoma zapytała mnie: co takiego robię, że jestem takim zdrowym i młodym człowiekiem? Odpowiedziałem: Jestem dzieckiem i pragnę się bawić. Tak to wszystko.

W mojej osobie nie występuje słowo: „poważny”. Nie mam nic wspólnego z powagą osobistą. Jestem i całkowicie czuje się dzieckiem. Jestem słodki i z pewnością jestem niewinny. Kocham moje życie bo jest wspaniałe. Kocham Was, bo możemy się wspólnie tutaj bawić. Kocham moje otoczenie, ponieważ nauczyło mnie prawdziwej radości. Życie to zabawa i tak należy naprawdę na nie patrzeć. Życie staje się skomplikowane, kiedy sami je komplikujemy. Życie staje się poważne, kiedy sami jesteśmy poważni. Życie jest cierpieniem, kiedy sami cierpimy. Życie jest słodkie, kiedy sami jesteśmy słodcy.

Będę najszczęśliwszy na świecie, kiedy osoba taka jak Ty, zda sobie sprawę dlaczego bycie niewinnym i słodkim człowiekiem jest takie ważne. Możesz odzyskać swoją młodość i mówię całkiem dosłownie. Twój świat i twoje ciało zachowują się w zgodzie z twoimi postawami, których się tak bardzo trzymasz, o których ciągle mówisz. Zmień siebie, a zmieni się wszystko to, co niedawno było Twoją codzienną, zwykłą egzystencją. Nigdy nie jest za późno.

Bądźcie słodcy i niewinni, a wtedy cel waszego życia zostanie postawiony przed Waszymi oczami i poznacie prawdziwe znaczenie słów: Bóg, Życie, Miłość.
Życzę Wam wszystkim, powodzenia i wytrwałości.

Dziękuję.

„Sekret Niewinności” – historia Dajamantiego

Źródło: http://krystal28.wordpress.com/
________________________________________
Informacje na temat .... Moja Historia:
 Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia

Sunday, January 15, 2012

Mechanizm Przetrwania

Tytuł dzisiejszego postu zaczerpnęłam z podtytułu książki Andreasa Moritza: "Rak NIE jest chorobą. To mechanizm przetrwania. Poznaj ukryty cel raka, wylecz przyczyny jego powstawania i bądź zdrowszy niż kiedykolwiek".
Brzmi bardzo optymistycznie. Lubię optymistyczne wiadomości.
W moim pierwszym w 2012 roku poście sugerowałam, aby "Zdrowie nasze było dla nas priorytetem". Jeśli tak będzie, wierzę w to, że uda nam się zapobiec wielu problemom zdrowotnym.

"O wiele łatwiej i taniej jest zapobiegać chorobom, niż je leczyć."

Wielu chorób, w tym rakowych (sama jestem przykładem) można pozbyć się mając odpowiednią wiedzę, pozytywne nastawienie, dobre chęci i... działać! Bez działania nie będzie sukcesów. Sama wiedza nie wystarczy, trzeba ją wprowadzać w życie.

"Ograniczona wiedza - inaczej nazywana ignorancją - jest, tak naprawdę rzeczą niebezpieczną" - twierdzi Andreas Moritz (notka o autorze ), autor książki " Rak nie jest chorobą", którą tutaj prezentuję. Wiele osób zna książki Andreasa i wykorzystuje jego nauki. Autorzy książek z tzw. medycyny naturalnej, lekarze również, często opierają się na informacjach czerpanych z Ajurvedy, którą Andreas właśnie praktykuje i przekazuje w swoich książkach i na filmach. Książki Andreasa zostały przetłumaczone na bardzo wiele języków, w tym na j. polski.
Warto zapoznać się z książką "Rak NIE jest chorobą", a także z innymi książkami Andreasa Moritza. Jest polskie wydanie, ja zakupiłam przez amazon. Nota bene pierwszy raz udało mi się zakupić polskie wydanie przez amazon (USA). Cieszę się ogromnie.
W książce tej znaleźć można wszystko co człowiek powinien wiedzieć, jeśli jego zdrowie jest dla niego priorytetem.

Tutaj można w Polsce kupić książkę, okładka jest inna:
http://bonito.pl/

 Opinie czytelników

Na tym Forum można dowiedzieć się więcej na temat tej książki; pytania, dyskusje czytelników:
http://davidicke.pl/forum/rak-nie-jest-chorob-andreas-moritz-t4731.html


Celem moim jest dzielić się wiedzą, doświadczeniem przede wszystkim od osób, które mają medyczne kwalifikacje i duże doświadczenie praktyczne . Jednym z nich jest właśnie Andreas Moritz, autor bardzo popularnej metody płukania wątroby i woreczka żółciowego.
Dzięki wspaniałym ludziom i Internetowi, tą trudno dzisiaj dostępną książkę możemy przeczytać tutaj.

 W dzisiejszym poście chciałabym przedstawić tego wspaniałego człowieka, aby każdy, kto jeszcze nie zetknął się z jego naukami, miał tę możliwość. Warto!!!
Nie będę o nim pisać, żeby nie sugerowac swojego zdania. Z podanych wyżej linków można wiele skorzystać, jeśli ktoś jest zainteresowany.
Mam też cichą nadzieję,  ale i bardzo gorące pragnienie, że wkrótce pojawią się filmy z wykładami Andreasa z PL tłumaczeniem. Być może są już... ja nie znalazłam. W j. angielskim jest ich sporo. Dużo osób zna angielski, świetnie tłumaczy... byłaby to super sprawa.

Uważam, że warto zapoznać się z wiedzą, jaką dzieli się Andreas i propagować jego książki i filmy. Bardzo warto! Nie znaczy to, że musimy w 100% zgadzać się we wszystkim z autorem. Tym, czy innym autorem. Mnie się to raczej nie zdarza. Uważam jednak, że jeśli książka da mi nawet mały procent nowej wiedzy, brakującej wiedzy, jestem bardzo zadowolona.  Czasem brakuje nam tego jednego małego ogniwa w całym łańcuchu wiedzy, ale jakże ważnego, bez którego nie można osiągnąć oczekiwanych rezultatów.

"Najgorszym wrogiem wiedzy nie jest niewiedza, lecz wiedza połowiczna" - E.Ferm

Na podanych linkach można zdobyć sporo informacji o autorze i jego wykładach. Wiem również, że udziela konsultacji medycznych, lecz 2012 rok ma już prawdopodobnie cały zapełniony. Zawsze można próbować, jeśli komuś bardzo zależy.

Wybrałam 2 filmy, żeby poznać bliżej Andreasa. Wersja jest angielska.
Pierwszy - dotyczy książki "Niezwykłe płukanie wątroby i woreczka żółciowego".



Drugi, krótki film - Andreas mówi o swojej artystyczno-duchowej pasji, którą przelewa na płótno. Okładki swoich książek sam projektuje. Piękne.



Strona - Filmy na YouTube Andreasa: http://www.youtube.com/user/enerchiTV

Strona Andreasa: http://www.ener-chi.com/

Moim pragnieniem jest, aby każdy odkrył w sobie tą wewnętrzną siłę i znalazł właściwą drogę do uzdrowienia swojego życia we wszystkich jego aspektach.
Niech niemożliwe stanie się możliwe!
---------------------
Moje motto:
"Nie rób tego, co ja chcę, abyś robił. Rób, to co TY chcesz robić. Podążaj za swoimi marzeniami".

Wednesday, January 11, 2012

Wędrówka po to, co najlepsze.. z cyklu Moja Historia

Wszystkiego Najlepszego Justynko z okazji urodzin!

Historia Justynki

Dostałam maila. Od Krysi, Wspaniałej Istoty zaprzyjaźnionej internetowo (dzięki Justynko - to TY jesteś wspaniała) z propozycją napisania o swojej drodze do zdrowia. Czuję się zaszczycona. I tak siadłam i postanowiłam napisać. Swoją historię. Taki sobie zrobiłam prezent na zbliżające się czterdzieste któreś urodziny. Na Nowy Rok. Na nową drogę.

Wegetarianizm.
To był chyba początek mojej drogi do zdrowia i dobrego samopoczucia. Drogi, w której jestem, jestem i idę dalej.
To było ponad 20 lat temu, dokładnej daty nie pamiętam. Głęboka komuna. Dziwaczne czasy, gdy nic nie było w sklepach, pomarańcze wystane w tasiemcowych kolejkach raz do roku w okolicach Świąt Bożego Narodzenia. Jadałam wtedy mięso. Myślę, że gdybym wcześniej uzmysłowiła sobie, jak wiele cierpień zadaje się zwierzętom zanim zostaną zjedzone – szybciej zostałabym wegetarianką. Bo taki był powód – współczucie dla zwierząt. Nie kojarzymy jakoś, że żywa świnka to to samo zwierzątko, które leży na naszym talerzu tylko już martwe.
Mój wegetarianizm nie był początkowo dietą rozsądnie zaplanowaną. Po wyrzuceniu mięsnego kotleta z talerza, zostawały ziemniaki i surówka. Nie bardzo było wiadomo, czym zastąpić mięso. Nie było Internetu (tu pewnie co młodszy czytelnik pokiwa głową z niedowierzaniem ;),  literatury,  produkty wegetariańskie - nawet o tym nie śniłam.
Jedyni wegetarianie, których wtedy znałam to moja Mama i Siostra. Domyślacie się, że nie było łatwo. Odpierać ataki przeciw, słuchać kpiących: „no przecież marchewka też czuje", robisz sobie krzywdę, przecież trzeba jeść mięso by żyć, mieć siłę …. Teraz jedynie uśmiecham się pod nosem, kiedyś przejmowałam się i złościłam bardzo.
Jadłam białą mąkę, cukier, kupowane ciasteczka, sery i jajka, warzywa i owoce. I stale walczyłam z nadprogramowymi kilogramami. Z alergią na pyłki, na kota, katarem siennym. Alergie po latach ustąpiły. Nie wiem, czy spowodował to upływ czasu, coraz zdrowsza dieta, czy też może tkwiły one w mojej głowie tak mocno, że manifestowały się w ciele.
Ale te nadprogramowe kilogramy nadal były. Nie muszę Wam pisać jak bardzo mi one życie zatruwały. W najcięższym ( wagowo ) okresie mojego życia ważyłam około 60 kg. Przy niewielkim wzroście potrafiły one skutecznie odebrać mi radość życia i obniżyć poczucie własnej wartości do minimum.
Po drodze do weganizmu rzuciłam palenie (jejku jak ja mogłam kiedyś to sobie robić ????!! ).
8 miesięcy temu zmieniłam dietę na wegańską. Kilogramy zniknęły nawet nie wiem kiedy. Jestem szczupła ( huraaaaa ! ). Jem dużo, lubię jeść, a co ważne jem smacznie i bez wyrzutów sumienia ( zarówno wobec siebie jak i zwierząt ). Mam dużo energii, dobrze się czuję, jestem zdrowa. Wyniki mam idealne.
Nie chodzę do lekarza, bo nie mam po co. Minęły mi koszmarne trwające tygodniami migreny, które wyłączały mnie z życia na dobre.
Moja dieta wegańska oparta jest na zielonych szejkach, owocach, warzywach (dużo surowego ), roślinach strączkowych, brązowym ryżu, ciemnym makaronie, mące z pełnego przemiału, pełnoziarnistym pieczywie, orzechach , mleku sojowym. Rzadko używam cukru ( trzcinowy ) i żywności przetworzonej. Pijam namiętnie kawę ( nie wiem czy to dobrze, czy źle z punktu widzenia dietetyki, ale lubię i nie odmawiam sobie ), nie gardzę dobrym wytrawnym winem w rozsądnej ilości.
Muszę koniecznie tu wspomnieć o diecie witariańskiej. Nigdy nie przypuszczałam, że spróbuję. Dopóki nie trafiłam na wspaniałego bloga cudownej Istoty  http://surowadieta.blogspot.com/
Dzięki Ewci spróbowałam i było to jedno z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu. Nie jestem na surowej diecie teraz, ale gdy tylko miną zimne dni i pojawią się świeże sezonowe owoce i warzywa znów skorzystam . Można powiedzieć, że jestem okresową witarianką .

Tak wygląda moja droga na poziomie ciała. Jednak nie jestem tylko ciałem . Jestem istotą duchową, wyposażoną w ciało . Jeśli razi Was słowo „ duchową",  możecie zastąpić słowem energetyczną np. I dlatego pisanie o drodze do zdrowia jedynie na poziomie ciała byłoby niepełne. Uważam, że nie ma zdrowego ciała bez zdrowego ducha . Jeśli coś w moim wnętrzu jest „ nie halo „ , budzi mój sprzeciw, pojawia się lęk, od razu objawia się to w moim ciele i fizycznym samopoczuciu.
Zmieniam się również na poziomie niecielesnym, na co dzień może to nie jest spektakularne, ale z perspektywy czasu bardzo widoczne.
Jeszcze dwa lata temu byłam nieszczęśliwą i niewidzącą wyjścia z sytuacji kobietą, uwikłaną w strasznie toksyczny związek z alkoholikiem, manipulantem i terrorystą psychicznym. Byłam zaszczutym zwierzątkiem. Nikt ( bo i do zwierzeń skłonna w tamtej sytuacji nie byłam ) nie wie ile kosztowało mnie wyzwolenie się. Odzyskanie dawnej siebie. Powrót do normalności, którą teraz tak bardzo cenię. I z tego jestem dumna. Jestem odważna. No, troszkę odważna ;) .
Nie jest łatwo napisać o czymś takim na forum publicznym. Robię to dlatego, że może chociaż jedna kobieta, która tkwi w niefajnym związku, choćby rozważy możliwość zmian. Bo wiem, że czasem jest się tak daleko od siebie, że zmiany wydają się niemożliwe.
Moja droga do zdrowia, do siebie to przede wszystkim nauka kochania siebie. Niełatwa. Często
„ nie zasługiwałam „ byłam zbyt ……….. lub za mało…….. To wszystko tkwiło w mojej głowie. Takie były moje myśli. Wystarczyło je zmienić. Myśleć o sobie dobrze, być dla siebie dobrym i kochać siebie.
I nigdy się nie poddawać, bo każdego kolejnego poranka możecie zmienić swoje myśli, nastawienie i wibracje i zacząć od nowa. Wszystko. Cokolwiek zechcecie.

Kocham Was <; 3

dziękuję za :

- maila od Krysi
- bloga Ewci
- wegańskie inspirujące blogi
- za własnego bloga też
- za wolę walki
- za odwagę
- za minione Święta
- za cały miniony rok
- za nadchodzący następny
- za dzisiejszy dzień
- przede wszystkim za Miłość
- za Niego

Blog Justynki: http://vegejustyna.blogspot.com/
_________________________________________
Informacje na temat .... Moja Historia:
 Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia
_________________________________________
Photo: http://www.kartki.pl/
_________________________________________

Sunday, January 8, 2012

Rak i inne tzw. 'choroby'...

Rak i inne tzw. 'choroby'.
AIDS? Białaczka? Polio? Cukrzyca? ...,.
Co jest chorobą, a co nie jest?

Czyżby rak i inne tzw. choroby ratowały nam życie?
Zbyt piękne, aby było prawdziwe?

Polecam te dwa filmy, chociaż oba dotyczą tego samego tematu. Ja zaczęłam oglądanie od niemieckiej wersji, dłuższej, trwającej ponad 4 godziny. Rozłożyłam oglądanie na raty. Zajęło mi to 3 dni. Nie był to stacony czas... absolutnie. Warto!
Druga wersja, krótsza, trwająca ponad godzinę, zgrabnie przekazany wykład  dr Caroline Markolin
  Nie żałuję... absolutnie. Warto!

Oba filmy mają polskie napisy.
Wielkie dzięki za to tłumaczom!

Film nr1



Film nr2



Każdy może sprawdzić osobiście informacje, nie musi wierzyć we wszystko co jest głoszone.

Wednesday, January 4, 2012

Czy można się dwukrotnie narodzić?... z cyklu: Moja Historia

Historia Miry

Kim jestem?

Czy można się dwukrotnie narodzić? Myślę, że nawet częściej, jeżeli tego świadomie zapragniemy. Myślę tu oczywiście o porodzie mentalnym.

Ja miałam szczęście przeżyć go, przebywając wraz ze swoją nadświadomością, we własnym mikrokosmosie. Stało się to dzięki rozbudzeniu się mojej duchowości i świadome wejście na tą ścieżkę. Jakże się moje życie od tego czasu zmieniło! Jeszcze przed kilkoma laty uchodziłam w świecie zawodowym za uznanego fachowca. Wcześniej dzieliłam pracę zawodową z rodziną, poświęcając się całkowicie wychowaniu dzieci. Kiedy były już samodzielne, z jeszcze większą pasją zaangażowałam się w pracę, spedzając w niej często po kilkanaście godzin dziennie. Nie zwracałam wtedy uwagi na sygnały mojego organizmu, który zaczął je od jakiegoś czasu wysyłać. Pojawiały się schorzenia psychosomatyczne, które najcześciej ignorowałam. Jedynym łącznikiem z zewnętrznym światem był mój pies, z którym musiałam wychodzić na codzienne spacery. Uwielbiałam je, tak jak i resztę codziennych spraw, bo po prostu zawsze kochałam życie. Choć ono nigdy nie było usłane różami, miało jednak w sobie coś nadzwyczajnego..... Z jednej strony trudne dzieciństwo bez matki, za to z macochą w pełnym tego słowa znaczeniu. Zimne wychowanie, bez rodzicielskiej miłości, pierwsze nieudane małżeństwo z zakochanym w alkoholu despotą, pracoholizm i życie bez ideałów i nadrzędnych treści. Z drugiej jednak ciągle towarzyszyly mi zjawiska paranormalne, które ostatecznie zdecydowały o tym, kim dzisiaj jestem. Jako dwu i pół roczne dziecko doznałam bardzo silnego poparzenia głowy i twarzy. Przez pół roku lekarze przeszczepiali mi skórę i robili wszystko, ażeby przywrócić mi normalny wygląd. Bez efektów, za to z ciągle rosnącym ryzykiem infekcji.... Pewnej popołudniowej drzemki w szpitalu, widziałam siebie bawiącą się z grupką dzieci w parku. Wtedy pojawił mi się Jezus, który przybył do nas z grupą innych mężczyzn (Aniołów, Apostołów?), wziął mnie na ręce, pogłaskał i powiedział, że będzie wszystko dobrze. Tej chwili nigdy nie zapomnę. Pamiętam, jak mu się badawczo przyglądałam, wczepiona w jego objęcia. Czułam jego dobroć i miłość.... Po kilkunastu dniach na mojej twarzy nie było śladów poparzenia. Do dzisiaj pozostały tylko milimetrowe blizny w okolicach nosa. Lekarze uznali to za cud. A w moim dziecięcym serduszku urodziła się miłość do, wtedy mi jeszcze nieznanego, ale stale przy mnie czuwającego opiekuna. Jeszcze nie raz dane mi było w życiu otrzymać podobny prezent. Uratowanie życia w skrajnych sytuacjach: dziura w płucach, gdzie lekarze także nie mieli większej nadzieji i eksperymentowali na mnie nowe lekarstwa, po prostu na krótko przed zapowiadanymi zabiegami zniknęła. Lekarze ponownie uznali to za cud, nie mieli wytłumaczenia. Lub wypadek na zapełnionej samochodami autostradzie w dniu wszystkich świetych, gdzie jadąc z dwójką dzieci i psem, wpadłam w poślizg, zrobilam obrót o 360 stopni i uderzyłam w planke na lewym pasie. Samochód z lewej strony kompletnie zdemolowany. Ale ani nam, ani żadnemu innemu samochodowi się nic nie stało. Normalnie musiało by się z sobą zderzyć conajmniej kilka samochodów.... ale ruch nadal był płynny, jak gdyby nigdy nic.... Miałam wrażenie, że się wtedy na kilka minut czas zatrzymał....

Jednak, dopiero po wielu latach udało mi się zrozumieć, co jest moim właściwym życiowym powołaniem. Dzięki powtórnemu porodowi, który nastąpił po całkowitym wypaleniu zawodowym i wielomiesięcznej depresji, postanowiłam totalnie zmienić swoje życie. Zrozumiałam, że kariera zawodowa, pieniądze i wielkomiejskie życie nie uszczęśliwiły mnie. Po raz kolejny opuściłam swoje gniazdo, którym przez przeszło 20-cia lat było Monachium, by zakotwiczyć sie w tropikalnej części Brazylii. Nowy poród, nowe narodzenie, nowe życie. Życie w naturze, wśród rozśpiewanego ptactwa, szumie Atlantyku i w bogactwie zaoferowanych przez naturę jej owoców. Życie w jedności z moim ukochanym duchowym opiekunem, z pełnym oddaniem się siłom i wpływom kosmosu i wszechświata. Nieustanna praca nad rozwojem świadomości stanowi dzisiaj bazę moich duchowych kontaktów i channelingu informacji, otrzymanych między innymi od Jana Pawła II i udostępnionych na blogu. Dzisiaj jestem szczęśliwą częścią Universum, dzieckiem Gaji

Miry blog, na którym można znaleźć również linki do Jej innych, równie ciekawych blogów:
http://transformacja-swiadomosci.blogspot.com/
---------------------------------------------------

Informacje na temat .... Moja Historia:
 Aby niemożliwe stało się możliwe
z cyklu ... Moja Historia

z cyklu .... Moja Historia

Moje zdrowie - moja historia

W pierszym w tym roku moim poście: Aby niemożliwe stało się możliwe
rzuciłam hasło "Moje Zdrowie - Moja Historia".
Parę osób wyraziło chęć podzielenia się swoją historią, z czego bardzo się cieszę i dziękuję serdecznie. Będę je tutaj umieszczać, w każdym tygodniu będzie jedna nadesłana historia, w kolejności w jakiej nadejdą.

Jak już wspominałam, historie z życia wzięte są najbardziej wiarygodne. Nie są to historie ludzi podstawionych w celu zareklamowania jakiejś metody terapii, suplementów, czy innych dochodowych produktów.
Historie pisane są od serca, z najlepszą intencją autora, i należy to uszanować. Piszę to dlatego, że zdarza mi się buszując po Internecie, spotykać komentatorów, których jedynym celem jest 'czepianie się' do czego się tylko da. Nie tylko do treści, ale i do stylu pisania, który nie jest tutaj najważniejszy. Każdy może pisać swoją historię, nie każdy musi być polonistą. Zazwyczaj ci komentujący nie znają tematu, a zachowują się jak experci od wszystkiego, co tylko nie zgadza się z ich myśleniem.

Historie, które tutaj się będą pojawiać - to historie szczerych, dobrych, cudownych ludzi, których celem jest dobro drugiego człowieka, jego zdrowie, niesienie pokoju i miłości... .

Będę umieszczać linki do stron autorów historii, aby, każdy zainteresowany poruszonym tematem, mógł poznąć bliżej autora i ewentualnie uzyskać więcej informacji bezpośrednio od autora.

Nadesłane historie nie będę komentować. To zostawiam do indywidualnej interpretacji czytającego.. Niech każdy bierze dla siebie to co mu odpowiada.


 Image


Ps.
Dodam, że osoby, które pisały już swoją historię, mogą również po jakims czasie ponownie pisać/dopisywać dalsze ciągi. Życie nie stoi w miejscu... dopóki życie trwa, historia nie ma końca.

Sunday, January 1, 2012

Aby niemożliwe stało się możliwe....


Tik tak, tik tak... Mamy już 2012 rok.... przed nami nowe nadzieje, plany, marzenia...

W tym roku mam w planie przede wszystkim dalej inspirować siebie, bo tego potrzebuję i jeśli uda mi się innych zainteresowanych swoim zdrowiem również zainspirować, będzie mi bardzo miło.
Napisałam 'zainteresowanych swoim zdrowiem', gdyż przede wszystkim my sami możemy pomóc sobie najlepiej i sami możemy sobie również szkodzić. Inspiracji potrzebuje każdy. Dzisiaj mamy dostęp do ogromu wiedzy, problem jednak jest w tym, że często nie jesteśmy w stanie rozróżnić dobrych od pozornie dobrych informacji lub wręcz szkodliwych. To, że jakaś wiedza jest oparta na naukowych badaniach nie musi być prawdą. Brak dowodów naukowych również nie jest wystarczającym powodem do odrzucenia jakiejś idei. Dla kogoś nasze zdrowie, a raczej jego brak może stanowić dobry busines... weźmy to pod uwagę. Dotyczy to obu medycyn tak akademickiej jak i tzw. naturalnej.

"Wiedza jest procesem piętrzących się faktów;
mądrość tkwi w ich uproszczeniu "- Martin Fischer

Wg. medycznej wiedzy, ponad 20 lat temu powinnam przejść chemioterapię. Nie skorzystałam z chemii. Kuracje ziołowe przywróciły mi całkowicie zdrowie o czym już wspominałam parokrotnie.
Poza tym powinnam dzisiaj poruszać się na wózku inwalidzkim lub mieć sztuczne biodra. Mimo, że lat mi przybywa, jestem już w kategorii osób tzw. po 60-tce, poruszam się sprawnie i co najważniejsze bez bólu i bez sztucznych bioder.
Dawno przestałam słuchać ślepo decyzji autorytetów medycznych, kieruję się również własną intuicją i wiedzą opartą na sprawdzonych metodach naturalnych. Autorytetów medycznych absolutnie nie podważam, mam swój osobisty, duży szacunek do służby zdrowia, ale nauczyłam się ważnej lekcji -
to ode mnie zależy bardzo dużo, więcej niż od lekarzy w temacie mojego zdrowia.

"Widziałem wiele ludzi umierających z głodu, lecz z powodu jedzenia - tysiące" - Benjamin Franklin

Miniony rok był dla mnie rokiem w którym popełniłam sporo błędów, i zamierzam w tym roku wyciągnąć z tego wnioski. Będę również o nich pisać w ciągu roku.
To by rok pełen trudnych doświadczeń... może to moje 7 lat chudych., a może inne przyczyny.
 Nie narzekam, cieszę się, gdyż wszystko co doświadczamy tak naprawdę czemuś służy.

'Trudne doświadczenia to najlepsze lekcje".

Podstawowy mój zeszłoroczny błąd to właśnie jedzenie (ale nie tylko)... Gdy byłam ciężko chora, ponad 20 lat temu, surowe jedzenie było moim jedynym lekarstwem + zioła. Nie miałam pokus, jadłam surowe, nieprzetworzane jedzenie, głównie owoce, i wcale nie tak dużo jak często dzisiejsi raw guru sugerują. Na gotowane nawet nie mogłam patrzeć. Tak się stało z powodu choroby. Surowe smakowało mi jak nigdy wcześniej. Zdrowiałam, aż w końcu miałam tyle energii i siły życiowej, ile nigdy w młodych latach nie miałam. Czułam się super, mój lekarz bardzo się cieszył z moich wyników badań, jakie przez rok musiałam regularnie, co miesiąc robić. To był bardzo dobry lekarz, do niczego mnie nie zmuszał, leków nie przepisywał ! (co było bardzo dziwne), a w momencie bardzo złych wyników skierował mnie na Onkologię do Warszawy, gdyż nie chciał niczego zaniedbać. Szpital Onkologiczny w końcu, po paru moich wizytach zadecydował, że powinnam poddać się chemioterapii. Faktycznie wyniki mi się pogarszały, czasem była mała poprawa...
To nie była łatwa dla mnie decyzja. Ale jak widać jestem i piszę tu teraz, czyli bardzo dobra decyzja.

Więcej szczegółów z historii mojej choroby tutaj: Moja historia

Dodać muszę, że moim celem nie jest sugerowanie jakiejkolwiek metody leczenia lub od niej odciąganie. Każdy jest inny i każdego sytuacja jest inna.
Radzę tylko, aby w sytuacji trudnej, np. operacja, chemia - przed podjęciem decyzji zasięgnąć opinii przynajmniej jeszcze jednego lekarza i dobrego lekarza med. naturalnej. Lekarz też człowiek i może się mylić.
W moim przypadku tak było o czym piszę w 'Moja Historia'.

W życiu tak bywa, że jak trwoga to do Boga. Minęło tyle lat od tamtej pory, gdy jest dobrze czujność maleje. Jedna pokusa, potem druga zaczęła się pojawiać szczególnie w tym roku. Pobłażanie sobie na zasadzie 'troszkę" nikomu nie zaszkodzi... i apetyt zaczyna się zmieniać, stare nawyki jedzeniowe tylko czekają u drzwi na ponowne wdarcie się. I własnie ten rok, a właściwie już i poprzedni pokazał mi, że 'troszeczkę można' to zgubne myślenie.

'Bez samodyscypliny nie ma sukcesów'.

Zaczęłam zbyt często bawić się w wegetarianizm,  usprawiedliwiać się procentowo, ileś procent wegetariańskie, ileś procent surowe jest ok. Po roku takich eksperymentów mogę powiedzieć - dla mnie NIE jest ok. Szczerze powiedziawszy, ja wcześniej, z powodu choroby, spontanicznie, instynktownie, od razu przeszłam na surowe, bo tylko takie mi smakowało, jak już wspomniałam.
To był instynk samozachowawczy.
 Poźniej ukończyłam wspaniałe seminarium z dietetyki, na którym dowiedziałam się,  mówiąc w wielkim skrócie, że surowe jedzenie jest dla człowieka najlepsze. Surowe owoce to jest to, co człowiekowi jest przeznaczone. Bardzo mi to odpowiadało, i w teorii i w praktyce. Żadne wyrzeczenia, to była dla mnie sama radość. Smak najlepszy. Zdrowie super.

Przez uleganie pokusom na 'troszke nie zaszkodzi' zauważyłam, że moje zdrowie zaczęło w końcu szwankować. Musiałam powrócić do dyscypliny, bez której nie ma sukcesów w żadnej dziedzinie, w utrzymaniu dobrego zdrowia i kondycji również. Na szczęście moje ciało zaczęło się poważnie buntować i zmusiło mnie do powrotu do starych, dobrych, sprawdzonych, zdrowych nawyków, czyli do surowego jedzenia, które jestem w 100% przekonana...  jest najlepsze... przynajmniej dla mnie na pewno.
Po moich doświadczeniach przekonałam się, że chociaź nie jem mięsa, ale jem gotowane jedzenie - jest to ogromna różnica. Wegetarianizm wg. mnie jest to pierwszy stopień do zmiany stylu odżywiania. Zazwyczaj po jakimś czasie wielu zauważa, że to jeszcze nie jest to, co nasz organizm potrzebuje. Wiele ludzi idzie dalej, zostają Ci którzy nie są jeszcze do końca pewni lub lubią bardzo gotowane, a także lubią gotowanie, pieczenie. Ja na szczęście kucharzyć nie lubię, uważam to za stratę czasu i zdrowia. Doskonale jednak to rozumiem, sama mam pokusy, ale muszę być szczera wobec siebie i innych.

 Pobłażenie nie jest opłacalne, zwłaszcza jeśli nasze zdrowie jest już poważnie zagrożone.

Uznaję jednak zasadę:
'Pokarm jest dla człowieka, a nie człowiek dla pokarmu'.

Każdy ma prawo wyboru swojej drogi życia i swojego stylu życia. Pokarm jest ważny, ale nie najważniejszy.

Chciałam w tym roku sporo miejsca na moim blogu poświęcić na informacje dotyczące poważnych chorób, w tym szczególnie rakowych. Łez mi już brakuje, gdy czytam na blogach prowadzonych przez cudowne, młode osoby walczące dzielnie z tym rakiem nieborakiem, jak go czasem ładnie nazywają. Nie zawsze walka kończy się sukcesem. Smutne to bardzo, bardzo... Smutne jest również to, że mimo postępu medycyny liczba chorych na raka stale wzrasta, w tym ludzi młodych i dzieci.
Myślę, że wiedzy nigdy za dużo. Bardzo ważne jest poznać swoje ciało, i wszystko co potrzebne jest dla budowania zdrowia, jak również do naprawienia powstałych błędów.
Czyż nasze zdrowie nie jest w naszym interesie? Jesli nie w naszym to w czyim?
Będę pisać trochę od siebie, ale szczególnie postaram sie przekazywać wiedzę od doświadczonego lekarza o którym napiszę w następnym poście. Wiedza doświadczonego lekarza, życzliwego ludziom, który nie boi się stracić swojej licencji i mówi to co myśłi i wie, na podstawie swej wieloletniej, pełnej sukcesów praktyki.
Wiedza ta  może się nam naprawdę przydać. Nigdy za dużo wiedzy na temat swojego zdrowia.

Walka z rakiem,
surowe jedzenie,
ćwiczenia gimnastyczne
i oczywiście w zdrowym ciele zdrowy duch, dusza chora - ciało chore również, więc
duchowość,
mentalność i wszystko co wiąże się z utrzymaniem równowagi zarówno na poziomie psychicznym jak i fizycznym. Nie braknie również tematów bezposrednio związanych z tytułem mojego bloga, czyli
 jak być zawsze młodym.
 Te tematy będą dominować w tym roku.

"Dobra materialne, zaspokajanie apetytu i inne przyjemności same w sobie nie zapewmią nam zdrowia i wewnętrznego pokoju, a to jest podstawą szczęścia".



glitter-graphics.com


 Nic tak nie inspiruje, jak prawdziwe historie innych ludzi, którzy, dzięki wiedzy, samodyscyplinie i konkretnej pracy osiągnęli sukces w tym co sobie zaplanowali osiągnąć.
Dlatego postanowiłam w tym roku do moich postów dodać również doświadczenia innych osób, które chciałyby podzielić się tym z innymi.
Otwieram temat "Moje Zdrowie - Moja historia".
Zapraszam serdecznie każdego, kto podjął walkę np. z nadwagą, z nałogiem, z niezdrowym stylem życia, z chorobą itp, itd., aby spisał swoją historię, przesłał do mnie (mój adres jest w sekcji Profil), a ja umieszczę ją na moim blogu. Jeśli ktoś prowadzi blog proponuję 'swoją historię' umieścić na swoim blogu i dać mi znać i dać mi również swoje pozwolenie na umieszczenie jej tutaj.
To dla naszego wspólnego budowania się, wspierania, dzielenia się wiedzą i własnymi doświadczeniami.

Chciałam zaznaczyć, że nie jestem w swoich poglądach dogmatyczna. Jestem otwarta na nową wiedzę, lubię eksperymentować na sobie, sprawdzać nowości medyczne lub inne nieznane mi tematy. Po sprawdzeniu, albo je akceptuję, albo odrzucam. Wierzę, że są osoby, które odżywiają się zupełnie inaczej niż ja, stosują zupełnie inne metody i prowadzą inny styl życia i również osiągnęły sukces w temacie zdrowie.
Dlatego pisząć swoją historię, proszę nie sugerować się moimi poglądami, lecz pisać historię na podstawie swojej wiedzy i swoich osobistych doświadczeń.
Oczywiscie mięso stanowi wyjątek. Tego typu historie nie będą na tym miejscu.
Mówi się:
"Wiele dróg prowadzi do Rzymu"
Ale czy napewno?...  to już życie pokaże.

Niech nasze zdrowie będzie w tym roku naszym priorytetem. Nie idźmy na jakiekolwiek kompromisy - nie warto.

Życzę wszystkim, aby ten nowy 2012 rok był dla każdego rokiem spełnionych marzeń i aby to co niemożliwe stało się możliwe!

"Zacznij od robienia tego, co jest niezbędne, następnie rób to co jest możliwe, pewnego dnia zauważysz, że robisz to, co jest niemożliwe" - sw. Franciszek z Asyżu
Related Posts with Thumbnails

Moje motto:

"Nie rób tego, co ja chcę, abyś robił. Rób, to co TY chcesz robić. Podążaj za swoimi marzeniami".

Do poczytania...


Dobra nowina... patrz: Gazeta Wyborcza


***
oglądania i posłuchania

O Animalpastor:

Map IP Address
Powered byIP2Location.com